RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Ale jeść chcesz?— Chcę bardzo, byle dużo, a nawet jeszcze więcej.— Pić chcesz?— Chcę, chociaż w mniejszym stopniu pragnę napoju niż jedzenia.— A pracować nie chcesz?— Gardzę pracą, gdyż jest to złośliwy wynalazek istot nierozumnych.Zawsze też doprowadzało mnie to do głuchego gniewu, że takiemu jak ja filozofowi kazano wozić wodę.Czy pozwolicie, że ryknę na znak protestu?— Rycz zdrowo.Patałłach rozwarł paszczę i wydał głos tak straszliwy, że z drzew posypały się liście.Potem rzekł nieco mniejszym głosem:— Cały świat musi zadrżeć, słysząc mój wspaniały ryk, ale wy się nie bójcie, bo jestem bardzo dla was łaskawy i uprzejmy.— Więc pójdziemy razem?— Cóż robić? W podróży nie jestem wybredny i byle jakim zadowalam się towarzystwem.Raz musiałem iść w zaprzęgu nawet z koniem, ale wtedy uległem przemocy.Pójdę z wami, ale stawiam jeden warunek.— Jakiż to warunek?— Od czasu do czasu nachodzą mnie niezmiernie głębokie myśli, które muszę wszechstronnie rozważyć.Wtedy przystaję w drodze i oddaję się rozmyślaniom.— A czy to trwa długo?— To zależy od rodzaju myśli.Przystaję czasem na dwa, czasem na trzy tygodnie, często jednak już po dwóch dniach namysłu rozwiązuję tajemnicę.Pewnego razu udało mi się rozwikłać bardzo trudne zagadnienie w ciągu jednego jedynego dnia.— Nad czym wtedy rozmyślałeś?— Nad tym, dlaczego mam cztery nogi…— Trudne to było zagadnienie… I cóż wymyśliłeś?— Rozwiązanie jest bardzo proste, jeżeli bowiem miałbym tylko trzy nogi, nie mógłbym chodzić.— Wielkim jesteś medrcem, Patałłachu!— W tej chwili dręczy mnie inna tajemnica, nad którą zastanowię się dopiero w przyszłości; tego mianowicie pojąć nie mogę, dlaczego nigdy w życiu nie widziałem mojego ogona.Wyrasta on przecie ze mnie, więc jest moją własnością.Musi istnieć przeto jakiś szczególny powód, że go nie mogę zobaczyć.Są to jednak sprawy tak zawiłe, że teraz nie chcę sobie nimi zaprzątać umysłu.W tej chwili należy nam myśleć o podróży.Dokąd się skierujemy?— Tego właśnie nie wiemy…— Jeżeli chcecie, to ja się zastanowię — rzekł Patałłach.— A jak długo to potrwa?— Może miesiąc, może dwa.Dobrze jeszcze nie wiem, jest to bowiem trudne pytanie.— To nieco za długo — odrzekł Jacek.— Chcemy zajść tam jak najprędzej, bo w tych okolicach prześladują nas ustawicznie wielkie nieszczęścia.Najlepiej chodźmy przed siebie.— Jest to ludzki sposób rozwiązywania sprawy.Osły doszły do przekonania, że czasem lepiej jest iść w tył.— W tył? Za nic na świecie! — krzyknął Placek.— Chodźmy więc naprzód, ale ja nie biorę odpowiedzialności za ten pomysł.W drogę, panowie!— W drogę! — zawołali chłopcy.— Precz z pracą!— Niech głupi pracują!— Idziemy na zachód.— Chodźmy na zachód!Osioł chciał ruszyć z kopyta, ale chłopcy, spojrzawszy siebie porozumiewawczo, skoczyli mu niespodziewanie na grzbiet.Patałłach przystanął zdumiony, na chwilę oniemiał, potem ryknął z przerażenia i gniewu.— Łotry! Precz z mojego grzbietu!— Jesteśmy zmęczeni — zawołał Jacek — i pojedziemy na tobie.— Złaźcie natychmiast!— Ani nam się śni.Od tego jesteś osioł, ażebyś nosił ludzi.— Nie jestem osioł, jestem filozof!— Pojedziemy na filozofie…— Słuchajcie — ryczał Patałłach — nie chcecie pracować?— Nie mamy tego zamiaru.— A dlaczego każecie pracować mnie?— Bo jesteś osioł!— To jest oszustwo! Jesteście wstrętni ludzie! Ja też nie chcę pracować.Złaźcie natychmiast!— W drogę, Patałachu przez jedno ł!Na tak ciężką obrazę gniew porwał oślego filozofa, Wierzgnął tak potężnie, że Jacek zleciał w jedną stronę jak gruszka, a Placek w drugą jak dojrzałe jabłko.Patałłach kopnął jednego w brzuch lewą nogą, a drugiego, dla sprawiedliwości, też w brzuch, ale na odmianę prawą nogą.— Gwałtu! — ryknęli chłopcy oślim rykiem.Patałłach wierzgał przez dłuższy czas, aby okazać, że jest zwycięzcą, i pognał przed siebie jak obłąkany, rycząc przeraźliwie:— Precz z pracą! Do widzenia, łobuzy!— Żeby z ciebie zrobili kiełbasy! — krzyknął za nim Jacek.Placek nie mógł nawet krzyknąć, bo trzymał się za brzuch i jęczał.Rozdział siódmyw którym ludzie i zwierzęta starają się nadaremniepuste głowy Jacka i Placka napełnić olejem mądrościGdybym kiedykolwiek dopadł Patałłacha — mówił Jacek wędrując z Plackiem piąty dzień przez bezdroża — marny byłby jego los.— Wyrwę mu ogon — groził Placek — aby go mógli wreszcie zobaczyć.Tak narzekając na nieuczynność zwierzaka, co nie chciał dla nich pracować, wielkie w nich tym nierozumnym postępkiem wywołując zdumienie, wędrowali wciąż na zachód; żywili się mizernie, czym się zdarzyło, w każdym razie nie lepiej od swojego wroga Patałłacha.Zbliżali się coraz bardziej do okolic zaludnionych, widzieli bowiem czasem z oddali ludzkie siedziby albo sine dymy z kominów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl