RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, tak, ale.- Przysięgnij jeszcze raz! - upierał się Brian, któremu bardzo nie spodobał się wyraz jej oczu.Był to wzrok, który mówił sam za siebie, i chłopiec doszedł do wniosku, że powinien się jeszcze raz upewnić.- Dobrze, dobrze, przysięgam na imię mamy - mruknęła niedbale Laurie.- Zadowolony? Ale, Brian, to.- “Niech umrę", nie zapomnij o tej części.- Och, Brian, czy musisz być taki dokładnicki!- Nieważne.Powiedz: “Niech umrę".- Niech umrę, niech umrę, w porządku? - odparła Lau­rie.- Bri, dlaczego musisz być zawsze tak dokładnicki?- Nie wiem - odparł z uśmiechem, którego nienawidzi­ła.- Ale jestem zadowolony.Mogłaby go udusić.ale przysięga była przysięgą, zwłaszcza złożona na życie własnej matki, i Laurie wytrzymała godzinę, zanim poszła do Trenta.Wymogła na nim przysięgę, że nikomu nie powie, a jej pewność, że słowa dotrzyma, była całkiem uzasadniona.Trent liczył sobie prawie czternaście lat i jako najstarszy nie miał już komu dalej przekazać wieści.chyba że dorosłym.A skoro ich matka dostała migreny i poszła do łóżka, pozostał jedynie Lew.A to już było tak, jakby nie miał komu wypaplać sekretu.Dwójka najstarszych dzieci Bradburych nie musiała tym razem dla kamuflażu dźwigać pustych walizek.Ojczym był na dole i słuchał nagranego na wideo wykładu jakiegoś Brytyj­czyka na temat Normanów i Anglosasów (na uczelni Lew specjalizował się w Normanach i Anglosasach), zajadając przy tym swoją ulubioną popołudniową przekąskę: kanapkę z ketchupem, którą popijał szklanką mleka.Trent zatrzymał się przy końcu korytarza i popatrzył na to, co poprzednio widziała reszta jego rodzeństwa.Stał tak bardzo długo.- Co to takiego, Trent? - zapytała w końcu Laurie.Nie wpadło jej nawet na myśl, że Trent może nie wiedzieć.Trent wiedział wszystko.Popatrzyła więc na brata z niedowie­rzaniem, kiedy ten powoli pokręcił głową.__ Nie wiem - powiedział, zaglądając do pęknięcia.- Chyba jakiś metal.Przydałaby się latarka.- Wsunął rękę do szczeliny i popukał palcem, a Laurie na ten widok ogarnął niepokój, toteż dziewczynka poczuła wielką ulgę, kiedy Trent wyciągnął wreszcie palec ze szpary.- Tak, to jest metal.- Ale czy powinien tam być? - dociekała Laurie.- To znaczy, czy był tam wcześniej?_ Nie - odrzekł Trent.- Pamiętam, jak zmieniali w ścia­nach płyty gipsowe.Tuż po tym, kiedy mama za niego wyszła.Poza drewnianymi listwami nic nie było.- Jakimi listwami?- Takie wąskie deski - wyjaśnił Trent.- Biegną między płytami gipsowymi a zewnętrzną ścianą domu.- Trent wy­ciągnął rękę, wsunął ją w pęknięcie i jeszcze raz dotknął matowobiałego metalu.Szpara w najgrubszym miejscu miała około dziesięciu centymetrów długości i około dwóch i pół centymetra szerokości.- Założyli też izolację - dodał, w za­myśleniu zmarszczył czoło, po czym wsunął ręce do tylnych kieszeni spranych dżinsów.- Pamiętam.Takie różowe kulki przypominające pańską skórkę.- Więc gdzie się podziała ta izolacja? Nie widzę w środku nic różowego.- Ja też nie widzę - odparł Trent.- Ale przecież włożono tam izolację.Pamiętam.- Badał wzrokiem dziesięciocentymetrowej długości pęknięcie.- Ten metal w ścianie to coś nowego.Ciekaw jestem, ile go tam jest i jak daleko się ciągnie.Czy tylko tu, na drugim piętrze, czy też.- Co: czy też? - Laurie popatrzyła na niego okrągłymi ze zdumienia oczyma.Zaczynał ogarniać ją strach.- Czy też rozciąga się we wszystkich ścianach domu - dokończył zamyślonym głosem Trent.Nazajutrz po południu, po szkole, Trent zwołał zebranie Pozostałej trójki młodych Bradburych.Zaczęło się trochę nieprzyjemnie, ponieważ Lissa oskarżyła Briana o złamanie jak to określiła, “twojej uroczystej przysięgi", a mocno zmie­szany Brian oskarżył Laurie, że ta, mówiąc o wszystkim Tren-towi, naraziła na niebezpieczeństwo duszę matki.Jakkolwiek niezupełnie wiedział, co to takiego ta dusza (Bradbury'owie należeli do unitarian), był święcie przekonany, że Lau­rie skazała matkę na piekło.- No cóż, Brian - odezwała się Laurie - będziesz musiał wziąć trochę winy na siebie.Chodzi mi o to, że to ty wplątałeś w to imię matki.Powinieneś kazać mi przysiąc na imię Lewa.On spokojnie może iść do piekła.Lissa, która była malutka i prostoduszna, nie chciała nikogo posyłać do piekła, więc temat, na jaki zeszła rozmowa, sprawił, że zaczęła płakać.- Cicho bądźcie - zarządził Trent i tak długo tulił do siebie Lissę, aż ta się uspokoiła.- Co się stało, to się nie odstanie, ale uważam, że sprawa przybrała najlepszy obrót.- Naprawdę tak uważasz? - zapytał Brian.Kiedy Trent twierdzi, że wszystko jest w porządku, Brian walczyłby za brata do upadłego i nie śmiałby podważać jego opinii, ale przecież Laurie przysięgła na imię mamy.- Coś tak dziwnego jak to należy dokładnie zbadać, ale jeśli będziecie się kłócić, co jest słuszne, a co nie, nigdy tego nie zrobimy.Trent popatrzył znacząco na ścienny zegar wiszący w jego pokoju, gdzie wszyscy się zgromadzili.Było dwadzieścia po trzeciej.Nie musiał nic mówić.Tego ranka ich matka przygo­towała Lewowi śniadanie - dwa jajka na miękko, grzanka.z żytniego chleba i marmolada stanowiły jego tradycyjny po­ranny posiłek - po czym wróciła do łóżka, w którym już pozostała.Cierpiała na straszliwe migreny i czasami spędzała w łóżku dwa lub trzy dni pod rząd, skarżąc się na swój bez­bronny, oszołomiony mózg (miała często kompletny zamęt w głowie).Później dolegliwości mijały na miesiąc.Nie miała zwyczaju odwiedzać dzieci, gdy były na drugim piętrze, i sprawdzać, co robią, ale “Tata Lew".o, to całkiem inna para kaloszy.W swym gabinecie znajdującym się tuz obok owej osobliwej szczeliny na pewno zwróciłby na nie uwagę i zainteresowałby się ich poczynaniami.Tak zatem badanie ściany należało przeprowadzić pod jego nieobecność.1 tego też względu Trent tak znacząco popatrzył na zegar.Rodzina wróciła do Stanów na dziesięć dni przed rozpo­częciem zajęć na uczelni i Lew nie mógł już wytrzymać bez uniwersytetu.Zawsze ilekroć oddalał się od niego na odległość większą niż dwadzieścia kilometrów, czuł się jak wyjęta z wody ryba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl