[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Yetter ma fioła, to jasne jak słońce.I kopci jak parowóz.A w tym nowym, wspaniałym świecie socjalizmu papierosy i opieka społeczna wcale tanie nie są.Sięgnął po notes Yettera i ponownie zaczął czytać to, co opowiedziała dziewczyna.Później, oczywiście, przejrzy archiwum.Zrobi to po prostu dla jaja.Dziewczyna - czy też młoda kobieta, jeśli chce się być grzecznym i dokładnym (a wiele wskazuje na to, że tacy są wszyscy współcześni Amerykanie) - wpadła na posterunek jak burza piętnaście po dziesiątej poprzedniego wieczoru.Włosy opadały jej na twarz mokrymi strąkami, oczy miała wybałuszone.Wlokła za sobą na pasku torebkę.- Lonnie - powiedziała.- Proszę, musicie odnaleźć Lon-niego.- Doskonale, proszę pani, zrobimy, co w naszej mocy - odparł Yetter.- Ale najpierw musi nam pani powiedzieć, kim jest Lonnie.- On nie żyje - wyjaśniła młoda kobieta.- Wiem, że nie żyje.Wybuchnęła płaczem, który szybko przeszedł w śmiech, a właściwie w rechot.Cisnęła przed siebie torebkę.Najwyraźniej wpadła w histerię.W tę noc z piątku na sobotę posterunek był jak wymarły.Sierżant Raymond wysłuchiwał z nieziemskim wprost spokojem opowieści Pakistanki o tym, jak na Hillfield Avenue jakiś wytatuowany bandzior ze strzechą na niebiesko ufarbowanych włosów wyrwał jej torebkę.Yetter zauważył, że do pomieszczenia wsunął się Farnham, który zamienił właśnie wiszący w korytarzu plakat (CZY MASZ W SERCU MIEJSCE DLA NIE CHCIANYCH DZIECI?) na inny (SZEŚĆ RAD, JAK BEZPIECZNIE JEŹDZIĆ NOCĄ NA ROWERZE).Yetter skinął na niego ręką, a sierżant Raymond, słysząc na wpół histeryczny wrzask Amerykanki, obejrzał się w ich stronę.Raymond lubił kieszonkowcom łamać palce jak sucharki (“Ach, daj spokój, kolego - odpowiadał, kiedy go proszono, aby jakoś uzasadnił tę wyjątkowo mało legalną procedurę.- Pięćdziesiąt milionów żółtków nie może się mylić".), ale nie radził sobie zupełnie z rozhisteryzowanymi kobietami.- Lonnie! - zaskrzeczała.- Och, oni mają Lonniego! Pakistanka odwróciła się w stronę Amerykanki, taksowała ją przez chwilę spokojnym wzrokiem, po czym znów odwróciła się do sierżanta Raymonda i podjęła opowieść o tym, jak wyrwano jej torebkę.- Panno.- zaczął policjant Farnham.- Co tu się wyprawia? - szepnęła.Zaczęła dyszeć.Farnham spostrzegł niewielkie zadrapanie na jej lewym policzku.Była śliczną babką z uroczymi cyckami - drobnymi, ale sterczącymi - i z wielką strzechą kasztanowych włosów.Ciuchy miała stosunkowo drogie.W jednym bucie brakowało jej obcasa.- Co tu się wyprawia? - powtórzyła.- Potwory.Pakistanka ponownie na nią popatrzyła.i uśmiechnęła się.Miała popsute zęby.Uśmiech ten jednak zniknął prawie natychmiast, jak za sprawą magicznej sztuczki.Ponownie odwróciła się do Raymonda, który podał jej formularz protokołu kradzieży.- Poczęstujemy panią kawą i przejdziemy do pokoju numer trzy - oświadczył Yetter.- Napije się pani kawy, słoneczko, prawda?- Lonnie - szepnęła.- Wiem, że nie żyje.- Proszę pójść ze starym, dobrym Tedem Yetterem i wszystko w mig załatwimy - powiedział Yetter i pomógł jej wstać z krzesła.Kiedy objął ją w pasie i wyprowadzał z pokoju, ciągle lamentowała i mamrotała coś niewyraźnie pod nosem.Kroki stawiała niepewnie, ponieważ w jednym pantoflu brakowało jej obcasa.Farnham nalał do kubka kawę i zaniósł naczynie do pomalowanego na biało, kwadratowego pokoju, w którym znajdował się odrapany stół, cztery krzesła i chłodziarka do pitnej wody.- Proszę, słoneczko - powiedział.- To ci dobrze zrobi.Z cukrem, czy bez?- Nie chcę pić - odparła.- Nie mogłabym.I sięgnęła po kubek, souvenir, który dawno temu dostali od kogoś z Blackpool, jakby chciała ogrzać sobie nim dłonie.Ręce fatalnie jej się trzęsły i Farnham chciał już poradzić, żeby odstawiła naczynie, zanim obleje się gorącą kawą [ Pobierz całość w formacie PDF ]