RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zeszli z nim z wyjątkiem chorego don Fernanda.Powietrze na tyle się oczyściło, że można było wejść do zagazowanego korytarza.— Kurt? — upewnił się Sternau, ujrzawszy światło.— To ja.— Wszystko w porządku?— Tak.A u ciebie?— Również.Trzeba ich natychmiast rozbroić i jak najszybciej zaryglować oboje drzwi.Nie wiem, jak długo trwa omdlenie.Uporali się z tym bardzo szybko.Potem Sternau na wszelki wypadek zatarasował kamieniami tajemne przejście do klasztoru.— Uff! Poszło nam jak z płatka — cieszył się mały Andre.— Długo nas popamiętają.— To jeszcze nie koniec — ostudził jego radość Sternau.— Gdzie są konie?— Tam, gdzie ustaliliśmy.Na dole, niedaleko szosy — przypomniał Kurt.— Zejdę do wartowników i powiem im, że dostaliśmy się szczęśliwie do klasztoru i pokonaliśmy republikanów.— Myślisz, że ruszą za tobą wraz z końmi i sami oddadzą się w nasze ręce? Oby byli tak naiwni! Tylko na to możemy liczyć.Idź więc!Kurt był w dobrym humorze, toteż pogwizdywał przez całą drogę.Bez trudu odszukał miejsce postoju koni.— No, jestem wreszcie — rzekł wesołym tonem.— Zgłupiałeś? Dlaczego gwiżdżesz tak głośno!? — oburzył się jeden z żołnierzy.— Dlaczego nie mam gwizdać? I tak republikanie nie usłyszą tego.Siedzą wszyscy w lochach.Zaskoczyliśmy ich i ani się obejrzeli, jak ich obezwładniliśmy.— Hura! Świetnie! Słyszycie?! A co robią nasi?— Jedni siedzą i obżerają się, inni opróżniają w piwnicach butelki z winem.— Wstręciuchy! A jakie są dla nas rozkazy?— Macie zostać przy koniach.— Kto tak powiedział? Pułkownik?— Nie.Waszego dowódcę podejmuje doktor Hilario i obaj piją na umór.To powiedział ktoś inny, niższy szarżą.— Nie interesują nas zdania innych.Jeżeli jedni jedzą i piją, dlaczego nie mamy im towarzyszyć? Czy na dziedzińcu klasztornym znajdzie się miejsce dla naszych koni?— Nie tylko dla waszych.— Jedziemy więc, a ty prowadź!— Dobrze.Ale z góry uprzedzam: nie miejcie do mnie pretensji, jeśli was na górze nie przyjmą, jak się spodziewacie.— Nie gadaj, rób, co ci każemy!Kurt dosiadł konia i pojechał przodem.Gdy przybyli pod bramę klasztoru, krzyknął hasło, wcześniej umówione ze Sternauem.Natychmiast ją otworzono i zaraz potem zamknięto.Wjechali na dziedziniec.Było tu pusto i cicho.Zastanowiło to widać żołnierzy, bo jeden z nich zapytał:— Gdzie są nasi towarzysze?— Na drugim podwórku — odpowiedział Kurt.— Tam dopiero będziecie mogli sobie użyć.Zsiadajcie z koni.Zasadzka była znakomicie przygotowana.Ledwie weszli na dziedziniec, otoczono ich i rozbrojono.Stało się to tak szybko, że żaden z nich nie zdążył nawet dobyć noża czy rewolweru.Teraz dopiero nasi przyjaciele, mogli pogratulować sobie zwycięstwa.Ostatnich jeńców zamknięto w celach, posłano po alkalda i sprowadzono go do klasztoru.Sporządził szczegółowy protokół.Jeden z punktów głosił, że bracia Cortejowie, Josefa i Landola mają pozostać w lochu do dyspozycji prezydenta.Pilnować ich będzie Mariano, Gerard, Grandeprise i marynarz Peters.Przed południem przygalopował Sępi Dziób z meldunkiem, że dwustu strzelców Juareza zbliża się do Santa Jaga.Istotnie, wkrótce oddział ten, dowodzony przez majora, przybył do klasztoru.Sternau przypomniał sobie, że poznał już tego oficera nad Rio Grandę del Norte.Kiedy opowiedział mu, w jaki sposób obezwładniono dwustu żołnierzy, dysponując tak niewielką liczbą ludzi, major nie mógł się nachwalić pomysłowości i precyzji wykonania planu.Postanowił, że jeńcy zostaną na razie w klasztorze.Pieczę nad nimi sprawować będzie kilku strzelców podporządkowanych Marianowi i Gerardowi.Pod koniec rozmowy major spytał Sternaua:— Co pan zamierza robić dalej?Okazało się, że doktor, Kurt, Sępi Dziób, Bawole Czoło, Niedźwiedzie Serce, Piorunowy Grot i Mały Andre chcą niezwłocznie jechać do Juareza, który przebywa w Zacatecas, głównej kwaterze generała Escobeda, stojącego na czele oddziałów rozlokowanych na północy kraju.Wtedy major poprosił Sternaua o doręczenie raportu generałowi.Meldował w nim między innymi, że do stolicy zbliża się od południa na czele swych wojsk Porfirio Diaz.Sternau i towarzysze zaczęli szykować się do drogi.Spakowano wszystko, co mogło stanowić wartość dla Juareza.Przede wszystkim papiery i kosztowności znalezione u Hilaria.Przed wyjazdem wysłano dwóch vaquerów do hacjendy del Erina z wieścią, że wszyscy ci, których uważano za zaginionych, żyją i nawet najsłabsi, jak hrabia Fernando, wracają do zdrowia.W ZacatecasPrzygotowania do drogi nie zajęły dużo czasu i nasi przyjaciele, pożegnawszy się z Gerardem, Marianem, Grandeprise’em i Petersem wyruszyli do Zacatecas jeszcze tego samego dnia przed wieczorem.Po trzydziestu sześciu godzinach szczęśliwie dotarli na miejsce.Sternau i Kurt natychmiast zameldowali się u prezydenta.Juarez był bardzo zajęty, ale gdy go powiadomiono, kto prosi o posłuchanie, zaraz ich przyjął.Zazwyczaj niewylewny, z dystansem traktujący ludzi, teraz witał ich serdecznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl