RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dalej tych stosów rzucone tysiąceNa wielkim polu, wszystkie jednej miary:Jak kitki czapek dmą z kominów pary,Jak ładownice okienka błyszczące;Tam domy rzędem szykowane w pary,Tam czworobokiem, tam kształtnym obwodem;I taki domów pułk zowie się: grodem.Spotykam ludzi - z rozrosłymi barki,Z piersią szeroką, z otyłymi karki;Jako zwierzęta i drzewa północyPełni czerstwości i zdrowia, i mocy.Lecz twarz każdego jest jak ich kraina,Pusta, otwarta i dzika równina;I z ich serc, jako z wulkanów podziemnych,166 Jeszcze nie przeszedł ogień aż do twarzy,Ani się w ustach rozognionych żarzy,Ani zastyga w czoła zmarszczkach ciemnych -Jak w twarzach ludzi wschodu i zachodu,Przez które przeszło tyle po koleiPodań i zdarzeń, żalów i nadziei,%7łe każda twarz jest pomnikiem narodu.Tu oczy ludzi, jak miasta tej ziemi,Wielkie i czyste - iynigdy zgiełk duszyNiezwykłym rzutem zrenic nie poruszy,Nigdy ich długa żałość nie zaciemi;Z daleka patrząc - wspaniałe, przecudne,Wszedłszy do środka - puste i bezludne.Ciało tych ludzi jak gruba tkanica,W której zimuje dusza gąsiennica,Nim sobie piersi do lotu wyrobi,Skrzydła wyprzedzić, wytcze i ozdobi;Ale gdy słońce wolności zaświeci,Jakiż z powłoki tej owad wyleci?Czy motyl jasny wzniesie się nad ziemię,Czy ćma wypadnie, brudne nocy plemię?Na wskroś pustyni krzyżują się drogi:Nie przemysł kupców ich ciągi wymyślił,Nie wydeptały ich karawan nogi;Car ze stolicy palcem je nakryślił.Gdy z polską wioską spotkał się ubogą,Jeżeli trafił w polskich zamków ściany,Wioska i zamek wnet z ziemią zrównany167 I car ruiny ich zasypał - drogą.Dróg tych nie dojrzeć w polu między śniegi,Ale śród puszczy dośledzi je oko:Proste i długie na północ się wloką,Zwiecą się w lesie, jak w skałach rzek biegi.I po tych drogach któż jezdzi? - Tu cwałemKonnica wali przyprószona śniegiem,A stamtąd czarnym piechota szeregiemMiędzy dział, wozów i kibitek wałem.Te pułki podług carskiego ukazuCiągną ze wschodu, by walczyć z północą;Tamte z północy idą do Kaukazu;%7ładen z nich nie wie, gdzie idzie i po co;%7ładen nie pyta.Tu widzisz MogołaZ nabrzmiałym licem, małym, krzywym okiem;A tam chłop biedny z litewskiego sioła,Wybladły, tęskny, idzie chorym krokiem.Tu błyszczą strzelby angielskie, tam łukiI zmarzłą niosą cięciwę Kałmuki.Ich oficery? - Tu Niemiec w karecie,Nucąc Szyllera pieśń sentymentalną,Wali spotkanych żołnierzy po grzbiecie.Tam Francuz gwiżdżąc w nos pieśń liberalną,Błędny filozof, karyjery szukaI gada teraz z dowódzcą Kałmuka,Jak by najtaniej wojsku żywność kupić.Cóż, że połowę wymorzą tej zgrai,Kasy połowę będą mogli złupić,168 I jeśli zręcznie dzieło się utai,Minister wzniesie ich do wyższej klasy,A car da order za oszczędność kasy.A wtem kibitka leci - przednie strażeI dział lawety, i chorych obozyPryskają z drogi, kędy się ukaże,Nawet dowódzców ustępują wozy.Leci kibitka; żandarm powoznikaWali kułakiem, powoznik żołnierzyWali biczyskiem, wszystko z drogi zmyka,Kto się nie umknął, kibitka nań wbieży.Gdzie? - Kto w niej jedzie? - Nikt nie śmie zapytać.%7łandarm tam jechał, pędzi do stolicy,Zapewne cesarz kazat kogoś schwytać."Może ten żandarm jedzie z zagranicy? -Mówi jenerał.- Kto wie, kogo złowił:Może król pruski, francuski lub saski,Lub inny Niemiec wypadł z cara łaski,I car go w turmie zamknąć postanowił;Może ważniejsza pochwycona głowa,Może samego wiozą Jermołowa *.Kto wie! ten więzień, chociaż w słomie siedzi,Jak dziko patrzy! jaki to wzrok dumy:Wielka osoba; za nim wozów tłumy:To pewnie orszak nadwornej gawiedzi;A wszyscy, patrz no, jakie oczy śmiałe;Myśliłem, że to pierwsze carstwa pany,%7łe jenerały albo szambelany,169 Patrz, oni wszyscy - to są chłopcy małe.Co to ma znaczyć, gdzie ta zgraja leci?Jakiegoś króla podejrzane dzieci".Tak z sobą cicho dowódzcy gadali;Kibitka prosto do stolicy wali.PRZEDMIEZCIA STOLICYZ dala, już z dala widno, że stolica.Po obu stronach wielkiej, pysznej drogiRzędy pałaców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl