[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiedział hobbitowi dziwną legendę, krążącą wśród Morskiego Ludu.Podobno starszy syn ostatniego Namiestnika Gondoru, Denethora, Boromir, który zginął w potyczce z orkami przy Parth Galen, pozostawił po sobie potomstwo.Boromir miał syna z prostą, ubogą dziewczyną; ukrywał go przed surowym Denethorem, obawiając się jego gniewu.A po zwycięstwie w Wojnie o Pierścień młodzieniec, syn Boromira, zjawił się u Wielkiego Króla Elessara i doszło między nimi - nie wiadomo dlaczego - do kłótni.Wnuk Denethora opuścił Minas Tirith - może został wygnany, a może nie chciał uznać władzy nowego króla; jednym słowem poczuł się obrażony i jakoby złożył straszliwą przysięgę, że się zemści.Opowieść ta najpierw mało zainteresowała hobbita.Co też ludzie plotą! Jednakże zapamiętał ją i postanowił przy okazji opowiedzieć Radagastowi i zapytać go o zdanie.Dni mijały i Folko przywykł do stale otaczającego ich niebieskiego przestworza, stawał przy burcie i wpatrując się w spienioną przy dziobie wodę, rozpamiętywał wydarzenia ostatnich miesięcy.Co osiągnęli i co powinni jeszcze zrobić? Ile jeszcze czeka ich podróży? Zgubili ślady „Pana” orków; chyba popełnili błąd, wychodząc z Morii bez wyjaśnienia, kim jest, trzeba było za wszelką cenę schwytać jeszcze kilku orków i za pomocą Pierścienia wydobyć od nich prawdę.Zamiast tego poleźli na dół i oto Hornborin zasnął wiecznym snem pod ciężką płytą w Sto Jedenastej Sali, a Dorin z Pierścieniem zbiera pewnie teraz oddziały na Żelaznych Wzgórzach.Wiele ciekawego powiedziała Wieża Orthank, ale jak wykorzystać tę wiedzę? Do Annuminas chyba dotrą, lecz co dalej?Pod burtą falowała stale burząca się białą pianą woda; Hobbit, wpatrując się w nią, nieoczekiwanie przypomniał sobie niedawne widzenie przy niebieskim kwiatku, i nagle poczuł się tak, jakby go ktoś ugodził sztyletem: Torin był stary.A to znaczy, że będą się tułać jeszcze przez wiele lat.Czy więc sądzony jest mu w ogóle powrót do ojczyzny? Czyżby miał spędzić całe życie na niekończącej się wędrówce? I nie wahając się ani chwili, zadał to samo pytanie Torinowi, gdy zeszli pod krótki dziobowy pokład, by zjeść obiad.- Ja wiem tylko jedno, będziemy się tułać tyle, ile trzeba -odpowiedział krasnolud.- A ile trzeba? Dokąd się udamy z Annuminas? Nie zaszkodziłoby, gdybym wpadł do domu.Dawno mnie tam nie widzieli.- Trzeba będzie tyle, ile będzie trzeba, by schwytać tego „Pana” i skończyć z nowym zagrożeniem - wzruszył ramionami Torin.- Z Annuminas pewnie wyruszymy do Angmaru.Malec zakrztusił się, a Folko ledwo usiedział na ławce.Ta nazwa powiała nań dawno już zapomnianym chłodem i koszmarem ożywionych Mogilników.Patrząc na ich wytrzeszczone oczy, Torin uśmiechnął się leciutko i kontynuował:- A gdzie jeszcze trzeba szukać tych, co pragną zmienić układ sił w Śródziemiu? Jeśli zobaczymy w Angmarze herb, trójzębną czarną koronę, uważajcie, że sprawa została niemal zakończona.- A.a potem? - wydusił z siebie Folko.- Potem będzie wojna - rzucił twardo Torin.- Czas zrozumieć powiązania, Folko.Zło znowu znalazło sobie miejsce u podnóża gór Angmaru! Im wcześniej wypalimy to gniazdo do szczętu, tym lepiej.Ale co tu gadać? Na razie musimy dostać się do północnej stolicy, gdzie czekają na nas przyjaciele, a może i od Dorina dotrą jakieś wieści?Tymczasem minęło dziesięć dni, o których mówił Farnak, i dokładnie w wyznaczonym czasie jego „smok”, pomagając sobie wiosłami, zakotwiczył w ujściu Brandywiny, gdzie znajdowała się duża przystań okrętów Morskiego Ludu.Folko nawet nie podejrzewał, że owa rzeka, spokojnie płynąca pod oknami jego domu, może rozlać się tak szeroko, niosąc na swych wodach tak wiele i tak różnych statków.Tu przywiezione z Południa towary, przeniesione z ładowni na grzbiety mułów, na skrzypiące wozy długich kupieckich taborów, ruszały w niezbyt odległą drogę w granicach Arnoru.Spotykało się również mnóstwo barek, spławiających towary po rzekach, barek podobnych do tej, którą przyjaciele płynęli po Isenie.Folko dowiedział się, że na południe od granic jego ojczystej, zamkniętej dla ludzi Hobbitanii, na przeprawie przez Brandywinę, gdzie zaczynająca się w Delwing droga przecina rzekę, również znajduje się duży ośrodek przeładunku towarów, z którego korzysta wielu.Nadeszła pora pożegnania z Farnakiem i jego załogą.Folko, Torin, Malec i Hjarridi postanowili zajść do tawerny i przepłukać gardło po długiej wędrówce.Szli brzegiem rzeki, przebijając się przez pstry tłum Eldringów i z szacunkiem omijali posępne arnorskie patrole, stojące na każdym skrzyżowaniu.Przyjaciele zwrócili uwagę na niezwykle długi, wąski okręt, błyskawicznie dobijający do brzegu siłą dwunastu par wioseł.Jego ostry, zadarty wysoko dziób zdobił wizerunek głowy nieznanego hobbitowi zwierza z dwoma długimi, wystającymi z paszczy kłami: przyspieszony mocnymi uderzeniami wioseł, okręt szybko się zbliżał.Na maszcie trzepotała czarno-czerwona flaga.Hjarridi gwizdnął zdziwiony.- A to ci historia! Sam Skilludr, klnę się na oko burzy! Zuchwalec!Z okrętu już rzucano cumy, a po chwili z pokładu na przystań, nie czekając na ułożenie pomostów, zaczęli wyskakiwać ludzie.Skierowało się do nich kilku strażników, idący na czele jasnowłosy mężczyzna coś powiedział strażnikom, a gdy jeden z arnorskich żołnierzy zagrodził mu drogę, ten wskazał na gładź rzeki, po której zbliżało się do przystani i przybijało do burty pierwszego okrętu pięć czy sześć nowych „smoków”.Zmieszany strażnik zszedł mu z drogi i przywódca spokojnie ruszył dalej.Za nim poszli jego ludzie, arnorscy żołnierze zaś pospiesznie rozeszli się, zostawiając tylko dwóch obserwatorów.- Kim on jest? - zapytał hobbit Hjarridiego, wskazując ruchem głowy na oddalającego się jasnowłosego wodza Eldringów.- O! Skilludr to potęga! - oświadczył poważnie i z szacunkiem pomocnik Farnaka.- Jest sam sobie królem i nie potrzebuje praw ani umów.Służy mu osiemset mieczy! I to jakich! Nie to, co ci arnorscy brzuchacze.Nie zawarł pokoju z Królestwem, ale jest na tyle silny, że w otwartym boju nie można go pokonać, a na Morzu nie da się doścignąć.Jednakże nie słyszałem, żeby był szczególnie okrutny, nie, on nawet nie walczy, po prostu żyje sobie, jak sam chce.Ale zdarza się, że łupi okręty Gondoru [ Pobierz całość w formacie PDF ]