[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nagle z szeregu krasnoludów wystąpił Hornborin.Miał skamieniałą twarz,błyszczące oczy, szedł wolno w kierunku Wrót, jak na spotkanie śmiertelnegowroga; władczym gestem wyciągnął przed siebie rękę; hobbit zobaczył złoci-ste światło, jakim, na krótką chwilę, rozjarzył się pierścień na palcu krasnoluda.Zwiatło rozbłysło i zniknęło, a Hornborin przysiadł, jakby zwalono mu na plecypotworny ciężar, ale cofnął rękę, jakby chwycił za niewidzialną klamkę.Niezbytgłośno wypowiedział mellon i nagle z trzech dziesiątków gardeł wyrwał się ra-dosny okrzyk.Wierzeje poruszyły się i nieco rozsunęły! Szczelina rozszerzyła sięi pogłębiła, a Hornborin, oblewając się potem, wciąż ciągnął skrzydła do siebie,pierścień na jego ręku lśnił, a czarny kamień zaczął promieniować słabym świa-tłem.Wrota otworzyły się jeszcze trochę, w szparę można już było wsunąć palec,ale w tym momencie coś się stało z Hornborinem: nagle znieruchomiał, zachwiałsię.Wierzeje zaczęły się zamykać.W tym momencie hobbit podbiegł do Wrót; działał instynktownie, jak we śnie,a może po prostu niespodziewanie poczuł ciepło przenikające przez wiszący na253piersi sztylet ozdobiony błękitnymi kwiatami, i cudownym sposobem zrozumiał,że powinien coś zrobić.Jakaś siła pchnęła go w kierunku Wrót, przypadł do czar-nej szczeliny całym ciałem.Sztylet z Gundabadu sam znalazł się w jego ręku, błyszczące niebieskim świa-tłem ostrze wśliznęło się w szczelinę, Folko przejechał nim od góry do dołu i Wro-ta znowu zaczęły się otwierać.Coraz mocniej i pewniej ciągnął je do siebie Horn-borin, a gdy sztylet znalazł się na poziomie oczu hobbita, coś skrzypnęło za wie-rzejami, szczęknęło głucho i skrzydła rozwarły się, odrzucając i Folka, i Hornbori-na.Gdyby hobbit stał nieco dalej, a krasnolud nieco bliżej, wierzeje zmiażdżyłybyim głowy.Jednakże skończyło się na kilku stłuczeniach i siniakach.Krasnoludy oraz ludzie, zapomniawszy nawet o Wrotach, rzucili się na po-moc leżącym; hobbit i krasnolud podnieśli się w końcu, i dopiero teraz wszyscy,jak na komendę, zamilkli i odwrócili głowy.Wrota Morii ziały mrokiem niczymprzepaść bez dna.Za nimi widniał wysoki łuk, a dalej wszystko tonęło w nieprze-niknionej czerni.Gloin i Dwalin przekroczyli próg, płomień ich pochodni rozświetlił mrok zaczarnym łukiem i zobaczyli niewielki placyk, a za nim podwójne szerokie, stromeschody.Starannie obejrzeli rozwarte wierzeje od środka i nie znalezli niczegoszczególnego; nie wiadomo było nadal, dlaczego Wrota nie chciały się otworzyć.Teraz przed nimi było otwarte wejście do Czarnej Otchłani.Przełożyli przezramiona pasy ciężkich tobołów, trzeszczały rozpalające się smolne pochodnie.Krasnoludy stłoczyły się na progu, ludzie cofnęli się nieco; między dwiema gru-pami zawsze istniała owa niewidzialna, ale wyraznie wyczuwalna krecha, którazawsze dzieli odchodzących i pozostających.Nagle Rogwold zrobił gwałtownykrok naprzód, pochylił się i objął hobbita. Pilnuj się powiedział cicho stary setnik, wyprostował się gwałtowniei wycofał.Folko przez chwilę dreptał w miejscu przed progiem Morii, ale w tym momen-cie Torin wysoko uniósł syczącą, tryskającą iskrami pochodnię i pewnie ruszyłpod pierwsze sklepienie; za nim pospieszyli inni, Folko szedł na końcu.Torin,Gloin i Dwalin wchodzili po stopniach, hobbit obejrzał się ostatni raz.W czarnym półowalu wieńczącego Wrota łuku, w ostatnich promieniach za-chodu, w szarym świetle nadchodzącej nocy stali tropiciele, unosząc ręce w ostat-nim pożegnalnym geście.Kto wie, jak długo potrwają ich podziemne wędrówki?Hobbit potknął się o pierwszy stopień i pospiesznie odwrócił tu nie możnabyło się zagapić.Usiłował wygodniej rozłożyć ciężar na plecach; odciągał szelkirękami, korzystając z tego, że nie miał pochodni.Musiał natomiast trzymać sięblisko pełgającej plamy światła z pochodni Brana, który go wyprzedzał [ Pobierz całość w formacie PDF ]