[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestawszy zataczać doskonałe koła nad głową owego przykucniętego potwora, wyciągnęły się sznurem prosto w ich kierunku.Yonan wydał wówczas okrzyk, który miał może dodać ducha nie tylko jemu, ale i tym, którzy go słyszeli.Cisnął ponad głową obciążonym powrozem, którego używał do polowania.Ale to było nic w porównaniu z atakiem, jaki powinien odeprzeć.Powróz poleciał tak szybko, iż Kelsie ledwie go widziała, gdy owijał się wokół długiej szyi jednej z latających istot, ściągając ją na ziemię.Stworzenie spadłszy walczyło trzepocząc skrzydłami.Yonan był na to przygotowany i za jednym zamachem ściął mieczem rzucający się we wszystkie strony łeb.Ale musiał się zaraz okręcić, by odeprzeć następne latające stworzenie, które runęło na niego z gotowym do walki sztyletem dzioba.W chwilę później i ono uderzyło z głuchym łomotem o ziemię, skrócone o głowę, jakimś sposobem jednak nadal żywe.Kelsie krzyknęła i wyciągnęła gwałtownie klejnot, gdy trzeci stwór, wycelowawszy prosto w nią, mknął z góry z ogromną szybkością.Miała nikłą nadzieję na odparcie ataku; stworzenie było mniejsze od niej o połowę, a jego rozpostarte skrzydła – niewyobrażalnie duże.Klejnot ożył migocąc i ptak się oddalił.Kelsie, śledząc jego lot, z przestrachem dostrzegła coś jeszcze.Z szerokiego nosa, który stanowił niemal trzecią część twarzy demonicznego stworu, wydostały się dwie niewielkie chmurki czerwonawego dymu, rzadkie, bez płomienia, i popłynęły przed siebie nie rozpraszając się, lecz tworząc wyraźną chmurę czy też plamę.To wszystko działo się już w mglistym zmierzchu, ale dym – a może oddech – był wciąż dostrzegalny.Ptaki znowu zaatakowały Yonana.Wydawało się, że uważają go za wroga, którego można by najłatwiej pokonać.Yonan krzyknął do Kelsie, zmachany już co nieco, ponieważ przeciwstawiał dziobom miecz, usiłując nie stracić przy tym równowagi i odeprzeć atak.– Nie pozwól im krążyć! Przerwij krążenie.Kelsie machnęła klejnotem, nie mając zupełnie nadziei na dosięgnięcie któregokolwiek ze stworzeń, spostrzegła jednak, iż uciekały one przed skrami, które unosiły się w powietrzu wyleciawszy z jej jedynej broni.W końcu wsparła się plecami o plecy Yonana.– Z powrotem do lasu? – wyrwało się jej pytanie.– Nie z nadchodzącą nocą – odparł mężczyzna.Zrozumiała całą zawartą w tej wypowiedzi mądrość.Choć zdołaliby uciec przed ptakami, chroniąc się w cieniu i drzew, pozostaliby jednak w zasięgu działania Ciemności.Na otwartej przestrzeni mogli przynajmniej widzieć atakujących.Trzy z ptaków opadły na miecz Yonana, ale inne wciąż próbowały zatoczyć koło ponad ich głowami.Tylko uporczywe pchnięcia mieczem powstrzymały je od utworzenia zamkniętego kręgu.Czemu nie uniosły się po prostu, by wydostać się spod uderzeń broni Yonana, Kelsie nie potrafiła zrozumieć.Ale czymkolwiek się kierowały, oznaczało to, że muszą trzymać się blisko ziemi i jeszcze bliżej tych dwojga, których chciały dosięgnąć.Kelsie odetchnęła głęboko i zakasłała, drapało ją w gardle, paliły oczy.Osiadł na nich oddech owego latającego potwora.Energicznie wywijała łańcuchem, z którego zwisał klejnot.Mógł on trzymać ptaki z dala, ale nie mógł rozwiać kłębów karmazynowego dymu.Kelsie zakasłała znowu, niemalże dusząc się własnym oddechem, kiedy próbowała zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.Pojawiło się ohydne palenie w nosie i gardle.Zaczęły jej łzawić oczy, tak iż ledwie widziała.Ale wciąż usiłowała utrzymać się na nogach i opędzać przed tym nowym niebezpieczeństwem – tyle że nie reagowało ono na klejnot.Czyżby nie polegała na nim dość mocno, skoro zawiódł ją tak srodze? Wszystko ma swój koniec, wreszcie i oni dotarli do kresu wytrzymałości.Yonan również głośno kasłał.Postąpił do tyłu i jego ramiona ponownie oparły się o ramiona Kelsie, tak iż dziewczyna czuła wyraźnie męczące dreszcze, które nim wstrząsały [ Pobierz całość w formacie PDF ]