RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jest w tym palec boży  rzekÅ‚ Skrzetuski  ale jest i jakowaÅ› tajemnica, która wyjaÅ›nić siÄ™ musi. Bo gdyby wojsko pierzchÅ‚o, to siÄ™ na Å›wiecie zdarza  rzekÅ‚ WoÅ‚odyjowski  ale tu wodze pierwsi obózopuÅ›cili, jakby chcÄ…c umyÅ›lnie nieprzyjacielowi wiktoriÄ™ uÅ‚atwić i wojsko na rzez wydać. Tak jest! tak jest!  rzecze WierszuÅ‚Å‚. MówiÄ… też, że to umyÅ›lnie uczynili. UmyÅ›lnie? na rany boskie, to nie może być!. MówiÄ…, że umyÅ›lnie  a dlaczego? kto dojdzie! kto zgadnie! %7Å‚eby ich groby przytÅ‚ukÅ‚y, żeby ich rody wyginęły, a jeno pamięć niesÅ‚awna po nich zostaÅ‚a!  rzekÅ‚ ZagÅ‚oba.  Amen!  rzekÅ‚ Skrzetuski. Amen!  rzekÅ‚ WoÅ‚odyjowski. Amen!  powtórzyÅ‚ pan Longinus. Jeden jest czÅ‚owiek, któren może ojczyznÄ™ jeszcze ratować, jeÅ›li mu buÅ‚awÄ™ i resztÄ™ siÅ‚ RzeczypospolitejoddadzÄ…, jeden jest, bo o innym już ani wojsko, ani szlachta nie bÄ™dzie chciaÅ‚a sÅ‚yszeć. Książę!  rzekÅ‚ Skrzetuski. Tak jest. Przy nim bÄ™dziem stać, przy nim zginiemy.Niech żyje Jeremi WiÅ›niowiecki!  wykrzyknÄ…Å‚ ZagÅ‚oba. Niech żyje!  powtórzyÅ‚o kilkadziesiÄ…t niepewnych gÅ‚osów, ale okrzyk zamarÅ‚ zaraz, bo w chwili, gdy ziemiarozstÄ™powaÅ‚a siÄ™ pod nogami, a niebo zdawaÅ‚o siÄ™ walić na gÅ‚owy, nie byÅ‚ czas na okrzyki i wiwaty.Tymczasem poczęło Å›witać i w oddaleniu ukazaÅ‚y siÄ™ mury Tarnopola. R O Z D Z I A A IXPierwsi rozbitkowie spod PiÅ‚awiec dotarli do Lwowa Å›witaniem dnia 26 wrzeÅ›nia i równo z otwarciem brammiejskich straszna wieść piorunem rozleciaÅ‚a siÄ™ po caÅ‚ym mieÅ›cie wzbudziwszy niedowierzanie w jednych,popÅ‚och w drugich, w innych zaÅ› rozpaczliwÄ… chęć obrony.Pan Skrzetuski ze swym oddziaÅ‚em przybyÅ‚ w dwa dnipózniej, gdy już caÅ‚y gród byÅ‚ zapchany uciekajÄ…cym żoÅ‚nierstwem, szlachtÄ… i uzbrojonym mieszczaÅ„stwem.MyÅ›lano już o obronie, gdyż lada chwila spodziewano siÄ™ Tatarów, ale nie wiedziano jeszcze, kto stanie na czele ijak siÄ™ do dzieÅ‚a wezmie, dlatego wszÄ™dy panowaÅ‚ bezÅ‚ad i popÅ‚och.Niektórzy uciekali z miasta wywożąc rodziny imienie, okoliczni zaÅ› mieszkaÅ„cy szukali w nim schronienia; wyjeżdżajÄ…cy i wjeżdżajÄ…cy zawalali ulice i wzniecalitumulty o przejazd; wszÄ™dy byÅ‚o peÅ‚no wozów, pak, tÅ‚umoków i koni, żoÅ‚nierzy spod najrozmaitszych znaków; nawszystkich twarzach czytaÅ‚eÅ› niepewność, gorÄ…czkowe oczekiwanie, rozpacz lub rezygnacjÄ™.Co chwila przestrachjak wir powietrzny zrywaÅ‚ siÄ™ niespodzianie; rozlegaÅ‚y siÄ™ krzyki:  JadÄ…! JadÄ…!  i tÅ‚umy poruszaÅ‚y siÄ™ jak fala;czasem biegÅ‚y na oÅ›lep przed siebie, rażone szaleÅ„stwem trwogi, dopóki nie pokazaÅ‚o siÄ™, że to nadjeżdża nowyjakiÅ› oddziaÅ‚ rozbitków.A oddziałów tych kupiÅ‚o siÄ™ coraz to wiÄ™cej  ale jakże żaÅ‚osny widok przedstawiali ci żoÅ‚nierze, którzy jeszczeniedawno w zÅ‚ocie i piórach szli ze Å›piewaniem na ustach a dumÄ… w oczach na onÄ… wyprawÄ™ przeciw chÅ‚opstwu!DziÅ› obdarci, wygÅ‚odzeni, znÄ™dzniali, pokryci bÅ‚otem, na wyniszczonych koniach, z haÅ„bÄ… w twarzach, podobniejsido żebraków niż do rycerzy, litość by tylko wzbudzać mogli, gdyby byÅ‚ czas na litość w tym mieÅ›cie, na któregomury wnet mogÅ‚a zwalić siÄ™ caÅ‚a potÄ™ga wroga.I każden z tych pohaÅ„bionych rycerzy tym jedynie siÄ™ pocieszaÅ‚, żetak wielu, że tyle tysiÄ™cy miaÅ‚ towarzyszów wstydu; wszyscy kryli siÄ™ w pierwszej godzinie, by nastÄ™pnieochÅ‚onÄ…wszy rozwodzić skargi, narzekania, rzucać przekleÅ„stwá i grozby, włóczyć siÄ™ po ulicach, pić poszynkowniach i powiÄ™kszać tylko nieÅ‚ad i trwogÄ™.Każdy bowiem powtarzaÅ‚:  Tatarzy tuż! tuż! Jedni widzieli pożogi za sobÄ…, inni klÄ™li siÄ™ na wszystkieÅ›wiÄ™toÅ›ci, iż przyszÅ‚o im już odcinać siÄ™ zagonom.Gromady otaczajÄ…ce żoÅ‚nierzy sÅ‚uchaÅ‚y z natężeniem tych wieÅ›ci.Dachy i wieże koÅ›ciołów usiane byÅ‚y tysiÄ…cami ciekawych; dzwony biÅ‚y larum, a tÅ‚umy niewiast i dzieci dusiÅ‚y siÄ™po koÅ›cioÅ‚ach, w których wÅ›ród Å›wiec jarzÄ…cych bÅ‚yszczaÅ‚ PrzenajÅ›wiÄ™tszy Sakrament.Pan Skrzetuski przeciskaÅ‚ siÄ™ z wolna od bramy Halickiej ze swoim oddziaÅ‚em przez zbite masy koni, wozów,żoÅ‚nierzy, przez cechy mieszczaÅ„skie stojÄ…ce pod swymi banderiami i przez pospólstwo, które ze zdziwieniemspoglÄ…daÅ‚o na owÄ… chorÄ…giew wchodzÄ…cÄ… nie w rozsypce, ale w szyku bojowym do miasta.PoczÄ™to krzyczeć, żepomoc nadchodzi, i znów niczym nie usprawiedliwiona radość ogarnęła tÅ‚uszczÄ™, która jęła siÄ™ cisnąć i chwytać zastrzemiona pana Skrzetuskiego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl