[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dla każdego drugą naturą było myślenie jak żołnierz.Ten człowiek pewnie większą część swojej służby wojskowej przesiedział za biurkiem.Wzdłuż szeregu przeszła powtarzana szeptem komenda: do nikogo nie strzelać, ale dokładnie w kogoś wymierzyć, kiedy dowódca każe wstać.Głos chińskiego oficera rozbrzmiewał coraz bliżej.– Może nas nie zauważą – szepnął żołnierz leżący obok Ambula.– Czas już zmusić ich, żeby zauważyli – odparł także szeptem Ambul.Żołnierz był kelnerem w eleganckiej restauracji w Dżakarcie, zanim – po chińskim podboju Indochin – zgłosił się na ochotnika do wojska.Jak większość tych ludzi, nigdy jeszcze nie był pod ogniem.Prawdę mówiąc, ja też nie, pomyślał Ambul.Chyba że liczą się bitwy w sali treningowej.Na pewno się liczą.Nie było tam krwi, ale było napięcie, nerwy przed starciem.Adrenalina, odwaga, straszliwe rozczarowanie, kiedy człowiek zdawał sobie sprawę, że został trafiony i skafander sztywniał na nim, eliminując z walki.Poczucie porażki, kiedy zawiódł kumpla, którego miał osłaniać.I poczucie tryumfu, kiedy widział, że nie może chybić.Już tu kiedyś byłem, tylko że wtedy nie chowałem się za groblą, ale za trzymetrowym sześcianem.Czekałem na rozkaz, żeby wylecieć zza niego, strzelając do wszystkich przeciwników, jakich zobaczę.Leżący obok szturchnął go łokciem.Jak wszyscy, Ambul zrozumiał sygnał i spojrzał na dowódcę, czekając na rozkaz powstania.Dowódca dał znak i wszyscy poderwali się z wody.Chińscy rezerwiści i oficer stali w ładnym rządku na grobli biegnącej prostopadle do tej, za którą krył się indonezyjski pluton.Nikt z nich nie trzymał broni w pogotowiu.Chiński oficer urwał w pół krzyku, patrząc tępo na szereg czterdziestu żołnierzy mierzących do niego z karabinów.Dowódca Ambula podszedł do oficera i strzelił mu w głowę.Rezerwiści natychmiast rzucili broń i poddali się.Każdy indonezyjski pluton miał przynajmniej jednego człowieka mówiącego po chińsku.Czasem nawet kilku – członkowie chińskiej mniejszości w Indonezji bardzo się starali dowieść swego patriotyzmu.Najlepszy tłumacz, jakiego mieli, bardzo sprawnie przekazywał jeńcom rozkazy.Oczywiście, nie mogli ich zabrać ze sobą, ale też nie chcieli zabijać.Dlatego Chińczykom rozkazano zdjąć ubrania i zanieść je do ciężarówki, którą przyjechali.Kiedy jeńcy się rozbierali, wzdłuż szeregu przekazano rozkaz po indonezyjsku: nie śmiać się z nich ani nie okazywać lekceważenia.Traktować z szacunkiem i honorowo.Ambul zrozumiał, że to mądre polecenie.Celem rozebrania chińskich żołnierzy do naga było oczywiście ośmieszenie ich.Ale pierwszymi, którzy zaczną z nich drwić, będą Chińczycy, nie Indonezyjczycy.Ci ludzie będą opowiadać, że napastnicy traktowali ich z szacunkiem.Kampania propagandowa już się rozpoczęła.Pół godziny później Ambul z szesnastoma kolegami w zdobycznej chińskiej ciężarówce wjechał do miasteczka.Jeden nagi i przerażony rezerwista pokazywał im drogę.Tuż przed niewielkim posterunkiem wojskowym zwolnili i wypchnęli go z wozu.Akcja była szybka i bezkrwawa.Wjechali ciężarówką na dziedziniec, sterroryzowali wszystkich i rozbroili.Chińskich żołnierzy, nagich, zamknęli w pokoju bez telefonu.Czekali tam w całkowitym milczeniu, a szesnastu Indonezyjczyków zarekwirowało jeszcze dwie ciężarówki, czystą bieliznę i skarpety oraz dwa wojskowe radia.Na koniec ułożyli na dziedzińcu całą pozostałą amunicję, materiały wybuchowe, broń i radiostacje, ustawili dookoła pozostałe samochody wojskowe, a na szczyt stosu rzucili trochę plastiku z pięciominutowym zapalnikiem.Chiński tłumacz podbiegł do drzwi pomieszczenia, gdzie zamknęli więźniów, krzyknął, że mają pięć minut, żeby się ewakuować, zanim wszystko wyleci w powietrze, i że powinni ostrzec mieszkańców, by się oddalili od tego miejsca.Potem otworzył drzwi i pobiegł do czekającej ciężarówki.Cztery minuty po opuszczeniu miasteczka usłyszeli, że zaczęły się fajerwerki.To było jak prawdziwa wojna – kule lecące we wszystkie strony, wybuchy, słup dymu.Ambul wyobraził sobie nagich żołnierzy biegających od drzwi do drzwi i ostrzegających ludzi.Miał nadzieję, że nikt nie zginie, dlatego że śmiał się z gołego żołnierza, zamiast go słuchać.Przydzielono mu miejsce obok kierowcy pierwszego wozu.Wiedział, że nie zatrzymają tych ciężarówek długo – zbyt łatwo je zauważyć.Odjadą tylko dalej od miasteczka, a niektórzy żołnierze będą mieli okazję do krótkiej drzemki na skrzyni.Oczywiście, mogło się też zdarzyć, że powróciwszy do plutonu, znajdą martwych kolegów i duży oddział chińskich weteranów czekających, by ich także wystrzelać.Ale jeśli to się stało, już się nie odstanie.Siedząc w ciężarówce, nie miał żadnego wpływu na rozwój wydarzeń.Mógł tylko mieć oczy szeroko otwarte i pilnować, żeby kierowca nie zasnął.Nie było zasadzki.Kiedy wrócili do oddziału, większość żołnierzy spała, lecz wartownicy byli przytomni i czujni.Wszyscy załadowali się do ciężarówek.Ci, którzy zdążyli się trochę przespać, trafili do szoferek, by prowadzić.Ci, którzy nie spali, zajęli miejsca w skrzyniach, by próbować zasnąć w ciężarówce podskakującej na wiejskich drogach.Ambul był jednym z tych, którzy odkryli, że jeśli człowiek jest dostatecznie zmęczony, może rzeczywiście zasnąć, siedząc na twardej ławeczce w ciężarówce bez resorów, na wyboistym trakcie.Tyle że nie da się spać zbyt długo.Obudził się raz i odkrył, że suną gładko po bruku.Zdążył się zastanowić, czy dowódca zwariował, że zdecydował się skorzystać z takiej drogi.Ale nie interesowało go to aż tak bardzo, by nie zasnąć ponownie.Zatrzymali się po trzech godzinach jazdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]