[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz gdy podnosili ku przechodzącym rycerzom głowy, blask płomienia oświecał twa-rze łagodne i niebieskie zrenice, wcale nie srogie ni drapieżne, ale tak raczej patrzące, jakpatrzą smutne i pokrzywdzone dzieci.Na krańcach obozowiska leżeli na mchach ranni, któ-rych zdołano unieść z ostatniej bitwy.Wróżbici, tak zwani łabdarysy i sejtonowie , mru-czeli nad nimi zaklęcia lub opatrywali ich rany przykładając na nie znane sobie zioła gojące, aoni leżeli w milczeniu znosząc cierpliwie ból i męki.Z głębin leśnych, od strony polan i łu-gów, dochodziło poświstywanie koniuchów, kiedy niekiedy podnosił się wiatr przysłaniającdymami obozowisko i napełniając szumem bór ciemny.Ale noc czyniła się coraz pózniejsza,więc ogniska poczęły mdleć i gasnąć i cisza zapadła jeszcze większa potęgując owe wrażeniesmutku i jakby pognębienia.Zbyszko wydał rozkaz gotowości ludziom, którym przywodził i z którymi łatwo mógł sięrozmówić, albowiem była między nimi garść Płocczan, po czym zwrócił się do swego gierm-ka i rzekł: Napatrzyłeś się do woli, a teraz czas wrócić pod namiot. Jużci się napatrzyłem odpowiedział giermek alem nie bardzo rad z tego, com widział,bo zaraz znać, że to pobici ludzie. Dwa razy: cztery dni temu przy zamku i onegdaj u przeprawy.A teraz chce się Skirwo-ille trzeci raz tam iść, by trzeciej porażki doznać.96 Jakże, to on nie rozumie, że z takim wojskiem przeciw Niemcom nie wskóra? Powiadałmi to już rycerz Maćko, a teraz i sam miarkuję, że liche to muszą być i do bitki pachołki. I w tym się mylisz, bo to lud chrobry jak mało który w świecie.Jeno się kupą bezładnąbiją, a Niemcy w szyku.Jeśli się uda szyk rozerwać, to częściej %7łmujdzin Niemca niż Nie-miec %7łmujdzina położy.Ba, ale tamci to wiedzą i tak się zwierają, że jako ściana stoją. A już o zamków dobywaniu to pewnie nie ma co i myśleć rzekł Czech. Boć nijakiego sprzętu do tego nie ma odpowiedział Zbyszko. Sprzęt ma kniaz Witoldi póki ku nam nie nadciągnie, nie ugryziem żadnego zamku, chybaby trafunkiem albo zdradą.Tak rozmawiając doszli do namiotu, przed którym płonął duży, podsycany przez czeladzogień, a w nim kopciły się przygotowane przez czeladz mięsiwa.W namiocie chłodno było iwilgotno, więc rycerze, a z nimi i Hlawa, pokładli się przed ogniem na skórach.Za czym posiliwszy się próbowali zasnąć, lecz nie mogli.Maćko przewracał się z boku nabok, a następnie ujrzawszy, że Zbyszko siedzi przed płomieniem otoczywszy ramionami ko-lana, zapytał: Słuchaj! Dlaczegoś ty radził iść daleko pod Ragnetę, nie tu blisko pod ten Gotteswerder?Co masz w tym? Bo tak mi coś do duszy gada, że Danuśka jest w Ragnecie i tam się mniej strzegą niżtu. Nie było czasu się rozgadać, bom i sam był utrudzon, i tyś ludzi po boru po klęsce zbie-rał.Ale teraz mówże, jako jest: chcesz-li ty zawsze tej dziewki szukać? Dyć to nie żadna dziewka, jeno moja niewiasta odpowiedział Zbyszko.Nastało milczenie, albowiem Maćko rozumiał dobrze, że nie masz na to odpowiedzi.Gdy-by Danuśka była dotychczas panną Jurandówną, byłby niechybnie stary rycerz namawiałbratanka, by jej poniechał, ale wobec świętości sakramentu poszukiwanie stawało się prostąpowinnością i Maćko nie byłby nawet zadawał takiego pytania, gdyby nie to, że nie będącobecny ni na ślubie, ni na weselu, mimowiednie uważał Jurandównę zawsze za dziewkę. Jużci! rzekł po chwili. Ale o com przez te dwa dni miał czas się spytać, tom się spy-tał, i rzekłeś mi, że nic nie wiesz. Bo nic nie wiem, jeno to, że chyba gniew boski jest nade mną.Wtem Hlawa przypodniósł się z niedzwiedziej skóry, siadł i nastawiwszy uszu począł słu-chać pilnie a ciekawie.A Maćko rzekł: Pókić sen nie zmorzy, gadaj: coś widział, coś robił i coś wskórał w Malborgu?Zbyszko odgarnął włosy, które dawno nie podcinane z przodu, spadały mu aż na brwi,chwilę posiedział w milczeniu, po czym jął mówić: Dałby Bóg, abym ja tyle mógł wiedzieć o mojej Danuśce, ile wiem o Malborgu.Pytacie,com tam widział? Widziałem potęgę krzyżacką niezmierną, przez wszystkich królów i przezwszystkie narody wspomaganą, z którą nie wiem, czyli kto w świecie mierzyć się zdoła.Wi-działem zamek, jakiego chyba i sam cesarz rzymski nie ma.Widziałem skarby nieprzebrane,widziałem zbroje, widziałem mrowie orężnych mnichów, rycerzy i knechtów i relikwie jak-by u Ojca Zwiętego w Rzymie, i mówię wam, że aże dusza zdrętwiała we mnie, bom sobiepomyślał: gdzie się tam komu na nich porywać? kto ich zmoże? kto się im oprze? kogo ichsiła nie przełamie? Nas! zatracona ich mać! zawołał nie mogąc wytrzymać Hlawa.Maćkowi dziwne wydały się także słowa Zbyszka, więc choć chciało mu się poznaćwszystkie przygody młodzianka, jednakże przerwał mu i rzekł: A toś zapomniał o Wilnie? A mało to razy zderzaliśmy się z nimi tarczą o tarcz i łbem ołeb! A toś zabaczył, jako im niesporo bywało ku nam i jak na zatwardziałość naszą narze-kali: że to nie dość było konia zapocić i kopię pokruszyć, jeno trza było cudze gardło wziąć97albo swoje dać! Byli tam przecie i goście, którzy nas pozywali a wszyscy z hańbą odeszli.Cóżeś to tak zmiękł? Nie zmiękłem ja, bom się i w Malborgu potykał, gdzie też i na ostre gonili.Ale wy ichwszystkiej potęgi nie znacie.Lecz stary rozgniewał się. A ty znasz-li całą moc polską? Widziałeś wszystkie chorągwie w kupie? Nie widziałeś.A ich potęga na krzywdzie ludzkiej i na zdradzie stoi, bo tam i piędzi ziemi nie ma, która bybyła ich.Przyjęli ci ich książęta nasi, jak się ubogiego w dom przyjmuje i obdarowali, a oniporósłszy w moc pokąsali tę rękę, co ich żywiła, jako psi bezecni i wściekli.Ziemię zagarnęli,miasta zdradą pobrali i ot ich moc! Ale choćby wszyscy królowie świata szli im w pomoc nadejdzie dzień sądu i pomsty. Skoroście mi kazali gadać, com widział, a teraz się gniewacie, to wolej zaniecham rzekł Zbyszko.Maćko zaś zasapał przez jakiś czas gniewnie, po chwili jednak uspokoił się i rzekł: Albo to raz tak bywa! Sto ci w lesie chojar jako wieża sroga, myślałbyś, że wiek wiekówpostoi, a stukniesz w niego godnie obuchem, to ci się pustką obezwie.I próchno się w nimsypie.Taka to i krzyżacka moc! Ale jam ci kazał gadać, coś robił i coś wskórał.Goniłeś tamna ostre powiadasz? Goniłem.Hardo i niewdzięcznie ci mnie tam z początku przyjęli, bo było im już wiado-mo, żem się z Rotgierem potykał.Może i przygodziłoby mi się co złego, jeno żem z listem odksięcia przyjechał i pan Lorche, którego oni szanują, od ich złości mnie bronił.Ale potemprzyszły uczty i gonitwy, w których Pan Jezus mi pobłogosławił.Toście słyszeli, że mnie bratmistrzów Ulryk pokochał i dał mi rozkaz od samego mistrza na piśmie, aby mi Danuśkęwydali? Powiadali nam ludzie rzekł Maćko iże popręg mu pękł przy siedle, co ty widzęcy niechciałeś na niego uderzać. Jużci, podniosłem kopię w górę, a on mnie od tej pory pokochał.Hej, miły Boże! srogiemi pisma dali, z którymi mogłem od zamku do zamku jezdzić i szukać.Już myślałem, że ko-niec mojej biedy i mego frasunku a teraz ot, tu siedzę, w dzikiej stronie, bez rady nijakiej, wstrapieniu i smutku, a co dzień ci mi gorzej i tęskniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]