[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Brakuje jej tutaj powoli budzącego się brzasku, szumu znajomych drzew.Przez cale dzieciństwo w Toronto czytywała w letnie noce.Mogła być wtedy sobą, zarówno kiedy leżała w łóżku, jak i kiedy na pół śpiąca schodziła po schodach przeciwpożarowych z kotem na ręku.Jej szkołą w okresie dzieciństwa był Caravaggio.Nauczył ją fikać koziołki.A teraz, zawsze z rękami w kieszeniach, wzrusza ramionami.Kto wie, w jakich krajach przebywał w czasie wojny.Ona przeszła przeszkolenie w Women's College Hospital i wysłano ją za morze w okresie inwazji na Sycylię.Było to w roku 1943.Pierwsza Kanadyjska Dywizja Piechoty torowała sobie drogę na północ Włoch, a poranione ciała odsyłano na tyły, do szpitali polowych, jak mul wyrzucany na powierzchnię przez robotników drążących tunel w ciemności.Po bitwie o Arezzo, kiedy cofnęła się pierwsza fala uderzeniowa, dniem i nocą przebywała wśród rannych.Po pełnych trzech dobach bez chwili odpoczynku ułożyła się na podłodze obok materaca, na którym konał jakiś ranny, i spała przez dwanaście godzin, zamknąwszy oczy na otaczający ją świat.Kiedy się przebudziła, sięgnęła po nożyczki leżące w porcelanowej wazie, nachyliła się i zaczęła ścinać sobie włosy, nie zważając na ich kształt czy długość, tylko po to, by się ich pozbyć - rozdrażnienie nimi w ciągu minionych dni wciąż tkwiące w pamięci - odrzucała ścięte pukle przed siebie, opadały na krew rannego.Nie chciała zachować niczego, co by ją wiązało, przykuwało do śmierci.Zebrała ścięte włosy, upewniła się, że nie pozostawiła żadnego pasemka, i odwróciła się twarzą ku salom pełnym rannych.Od tamtej pory już nie przeglądała się w lustrze.Z nasileniem działań wojennych docierały do niej wiadomości o śmierci różnych ludzi, których znała.Drżała na myśl o tym, że pewnego dnia otrze z krwi twarz jakiegoś rannego i rozpozna ojca albo kogoś, u kogo robiła zakupy w sklepie przy Danforth Avenue.Stawała się szorstka wobec samej siebie i pacjentów.Rozsądek był jedyną rzeczą, która mogła ich uratować, ale tu nie było mowy o rozsądku.Temperatura krwi wzrastała w miarę posuwania się wojsk w górę półwyspu.Czy Toronto w ogóle istniało i czy mogło zajmować jakieś miejsce w jej myślach? Była to perfidna komedia.Ludzie wokół niej obojętnieli - żołnierze, lekarze, pielęgniarki, cywile.Hana pochylała się nad rannymi, zwracała się do nich szeptem.Każdego nazywała „Buddy” i zaśmiewała się z piosenki, która zawierała zdania:Zawsze kiedym spotykał Franka De,Wykrzykiwał „Hi, Buddy” do mnie.*Przewiązywała krwawiące ramiona.Wyjmowała z ran tyle odłamków szrapneli, że miała wrażenie, iż wydobyła tonę złomu wżartego w ciała ludzi, którymi się opiekowała, podczas gdy armia posuwała się na północ.Pewnej nocy, gdy zmarł jeden z pacjentów, łamiąc wszelkie przepisy wyjęła z jego plecaka parę tenisówek i włożyła na nogi.Były dla niej za duże, ale czuła się w nich wygodnie.Twarz jej się wydłużyła, rysy wyostrzyły; taką miał ją zobaczyć Caravaggio.Wyszczuplała, przede wszystkim wskutek przemęczenia.Zawsze odczuwała głód i irytowało ją, kiedy jakiś pacjent nie mógł, czy nie chciał jeść i kruszył chleb naokoło, a kiedy pozwalał zupie stygnąć, ponaglała go.Nie szukała niczego nadzwyczajnego, wystarczał jej chleb, mięso.W jednym z miasteczek znajdowała się piekarnia, której zlecono zaopatrywanie szpitala; w wolnych chwilach kręciła się między piekarzami, wdychając zapach mąki, obietnicę chleba.Później, kiedy znaleźli się na wschód od Rzymu, ktoś podarował jej w prezencie jerozolimskiego karczocha.Nieswojo było nocować w bazylikach albo klasztorach czy w innych miejscach, gdzie umieszczano rannych.Kiedy ktoś umierał, odłamywała małą kartonową tabliczkę zawieszoną w nogach łóżka, tak by miłośnicy porządku mogli się w tym na pierwszy rzut oka zorientować.Wychodziła wtedy z budynku o grubych murach na świeże powietrze wiosny, zimy czy lata, pór roku, które wydawały się anachronizmem, jak jakiś szacowny staruszek, który przesiedział całą wojnę na uboczu.Wyruszała na dwór niezależnie od pogody.Pragnęła powietrza pozbawionego ludzkich zapachów, pragnęła księżycowego światła nawet wtedy, kiedy przechodziły gwałtowne deszcze.Cześć, Buddy, serwus, Buddy.Przelotne objawy zainteresowania [ Pobierz całość w formacie PDF ]