[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz olbrzymi mózg maszynerii Hierusalem widzi świat moimi oczami.Szary czeka przy tym oknie: to właśnie to.Nie zastanawia się, skąd o tym wie.Czuje tylko, że został stworzony dla tej chwili, że wszystkie pragnienia jego życia kryją się w tym oknie.Nie może oddalić się, by zapolować, gdyż jego wielki pręcik pulsuje pożądaniem i tej nocy dozna zaspokojenia.Dlatego Szary czeka przy oknie; słońce zachodzi, niebo szarzeje, ale on nadal czeka.Wreszcie wszystkie światła zniknęły z nieba i zapadła głęboka cisza.Szary porusza się w mroku, aż jego długie palce znajdują kamienną krawędź okna.Wtedy wciąga się do środka, a kiedy jego olbrzymi pręcik ociera się boleśnie o kamień, myśli tylko: ulga dla ciebie, ulga dla ciebie.Obiektem jego poszukiwań jest wielka góra, która sapie leżąc na morzu pościeli.Jest tak wielka i ciężka, że oddech ma krótki i urywany.Szary nic o niej nie myśli, tylko skrada się pod ścianą, aż wreszcie dociera nad jej głowę.Patrzy pytająco na tłustą twarz, ta go jednak nie interesuje.Wpatruje się w przestrzeń koło jej barków, gdzie pościel jest otwarta jak wejście do namiotu.Z jakiegoś powodu przypomina mu ona liście.Dlatego Szary opada na łoże i biegnie do schronienia.Niestety, to nie jest kamień! Nie może się poruszyć, gdyż ciało kobiety podskakuje gwałtownie tak, że palce jego nóg i rąk nie znajdują pewnego oparcia, lecz coś zmusza go do tego: jego pręcik swędzi od wydzielającego się pyłku.Szary wie też, iż nie może się zatrzymać na tym niepewnym podłożu.Posuwa się zatem tunelem w pościeli; spocone ciało znajduje się z jednej strony, namiot z koców w górze i po drugiej stronie.Bada teren; pełznie niezdarnie po wielkiej gałęzi i wreszcie znajduje to, czego szukał.Och, najwyższy czas, najwyższy, gdyż widzi pąk wielkiego kwiatu, soczysty słupek czekający tylko na niego.Skacze.Przywiera do jej ciała, tak jak przedtem przywierał do wielkich żeńskich drzew, do kamienia.Pogrąża pręcik w słupku i zasypuje pyłkiem jego ścianki.Właśnie po to żył, a kiedy się skończyło, po kilku chwilach, gdy wreszcie zrzucił pyłek, umiera i opada na pościel.Królowa miała gorączkowe sny.Ponieważ na jawie wiodła jałowe i puste życie (gigantyczna tusza krępowała jej ruchy) we śnie była śmiała i nigdy się nie męczyła.Czasami śniła o wielkim konnym pościgu po nierównym terenie.Kiedy indziej latała we śnie.Dzisiejszej nocy zaś śniła o miłości, namiętnej i niepohamowanej.Lecz w chwili ekstazy ujrzała jakąś twarz, wpatrującą się w nią surowo, poczuła, że czyjeś dłonie oderwały od niej kochanka, i zlękła się mężczyzny, który patrzył na nią pod koniec snu.Obudziła się, drżąc na wspomnienie tej miłości i z żalem przypomniała sobie, gdzie się naprawdę znajduje: że zabłądziła w pałacu, że wygląda tak niezgrabnie, jak chore drzewo ze zwałami tłuszczu, że jest bardzo nieszczęśliwa i że jakiś dziwaczny mężczyzna niepokoił ją we śnie.A potem, kiedy lekko się poruszyła, poczuła coś zimnego i suchego między nogami.Znieruchomiała z przerażenia, gdyż nie wiedziała, co tam tkwi.Widząc, że się obudziła, jakiś sługa ukłonił się jej i zapytał:- Pani, czy zechciałabyś zjeść śniadanie?- Pomóż mi - szepnęła.- Chcę wstać.Zaskoczony sługa wezwał pozostałych.Kiedy stoczyli królową z łoża, znów to poczuła, a gdy stanęła na nogach, rozkazała im odrzucić prześcieradła.Leżał tam, bezwładny, pusty, szary jak spłaszczony kamień.Słudzy jęknęli na ten widok, ale nie pojęli, co to takiego.Lecz królowa natychmiast wszystko zrozumiała.Ostatniej nocy jej sny były zbyt prawdziwe i wielki członek na martwym ciele zbyt dobrze pasował do jej wspomnienia o widmowym kochanku.Ten mały potwór nie przybył jako pasożyt, by wyssać jej krew: przybył, aby dać, a nie wziąć.Nie krzyknęła.Wiedziała tylko, że musi stąd wybiec, musi uciec.Dlatego zaczęła się poruszać bez niczyjej pomocy i ku swemu zaskoczeniu nie upadła.Nogi królowej, którym odraza dodała sił, nie ugięły się pod ciężarem jej ciała, utrzymały je w pozycji stojącej.Nie wiedziała, dokąd idzie, tylko że musi stąd odejść.Pobiegła.Dopiero kiedy minęła tuzin komnat (a wszyscy słudzy biegli za nią), zdała sobie sprawę, że nie ucieka przed trupem swego potwornego kochanka, lecz przed tym, co w niej zostawił.W biegu poczuła bowiem, iż coś porusza się i skręca w jej łonie.Musi, musi za wszelką cenę pozbyć się tego czegoś.Biegnąc poczuła się lżejsza, odniosła wrażenie, że zwały tłuszczu topnieją pod jej skórą w wewnętrznej burzy, nadając jej ciału kobiece kształty.Wielka skóra opinająca jej brzuch zaczęła zwisać luźnymi fałdami, uderzać w biegu o uda [ Pobierz całość w formacie PDF ]