[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zorientował się, że introwertyczna osobowość ustawi Carol Jeanne w złym świetle.Poza tym dostatecznie znał psychologię, by wiedzieć, jak zabłysnąć przez kontrast.Nawet podśpiewywał w czasie pracy, choć po twarzy spływały mu łzy od szczypiącej woni cebuli, kiedy na cały głos ryczał arię z "Cyrulika sewilskiego".Wszyscy byli zachwyceni.Mnie też zaimponował.Nareszcie okazał się w czymś dobry.Oczywiście nie jako śpiewak, lecz podlizuch.Biedna, nieobyta Carol Jeanne kazała mu się uciszyć sądząc, że jego śpiew denerwuje pracujących.Osiągnęła tylko to, że ludzie robili zdziwione miny i znacząco do siebie mrugali."Biedny ten Red", myśleli."Ona może i jest geniuszem, ale jako żona to sekutnica bez poczucia humoru.Szkoda go, bo to taki wspaniały, wesoły facet".W ten sposób nawet Carol Jeanne, przez swoją głupotę, pomogła mu zdobyć ich serca.Już słyszałem plotki: "Nie wyobrażasz sobie, jak ona zadziera nosa, ale jej mąż, Red, to prawdziwy skarb".Skończywszy z cebulą, Red i jego zwolennicy wzięli się do krajania selerów.Teraz, zamiast arii z "Cyrulika sewilskiego" Red śpiewał piosenki z dawnych broadwayowskich musicali - "My Fair Lady", a potem "Camelota".Znalazło się kilku miłośników Broadwayu, którzy podchwytywali refreny.Zauważyłem, że Red podświadomie - albo wręcz specjalnie - włączył do swojego repertuaru "Jak postępować z kobietą" i "Przywykłem do jej miny", więc pewnie uznano go za cierpliwego męża nieznośnej żony.Okazał się naprawdę przebiegły.Pierwszy raz go podziwiałem.Podziwiałem? Raczej powinienem się na niego wściekać.Przecież godził w moją ukochaną Carol Jeanne.Wtedy z ulgą zdałem sobie sprawę, że w tej drobnej rodzinnej utarczce nie zareagowałem automatycznie współczuciem dla Carol Jeanne, co oznaczało, że moje odruchy warunkowe mają pewne granice.Implant mógł sprawiać, że odczuwałem przyjemność wykonując jej rozkazy, ale nie zmuszał, bym w myślach stale był wobec niej lojalny, ani nie karał za sympatyzowanie z jej rywalem.Wprawdzie odczytywał moje myśli i uczucia, reagował jednak tylko na czyny.W końcu poprzedniej nocy myśląc o rozmnażaniu nie czułem żadnego bólu, dopóki nie zacząłem się dotykać.Doznawałem przyjemności, gdy coś robiłem na rozkaz Carol Jeanne.Ludzie zniewolili moje ciało, ale nie kontrolowali moich myśli.Oczywiście, mogło to oznaczać, że nie zamierzali nad nimi panować.Skoro moje ciało było im posłuszne, cóż ich obchodziło, o czym sobie myślałem?Kobiety, które początkowo otaczały Carol Jeanne, wkrótce ją zostawiły i przeszły do weselszego stołu Reda.W normalnej sytuacji uznałaby to za dobrodziejstwo, ale przecież nie jest głupia.Miała pełną świadomość, że porównywano ją z Redem i że się nie popisała.Wokół niej było coraz mniej osób, ale tych samych ludzi, którzy ją opuścili inspirował Red, dzięki czemu pracowali wydajniej i z większym zadowoleniem.Wiedziałem jednak, że Carol Jeanne bardzo pragnie uznania, choć odstręcza od siebie ludzi.Po prostu nie potrafi ich sobie zdobywać, jej intuicyjne reakcje zaś są nieskuteczne.Trudności w kontaktach z grupami ludzi zatruwały jej życie.Dzięki swoim ogromnym sukcesom naukowym nie potrzebowała nikogo zdobywać - to raczej inni starali się ją zdobyć.Na "Arce" nie mogła jednak cały czas przebywać z naukowcami, a życie w miasteczku Mayflower postawiło ją niemal w takiej sytuacji, jakby znów znalazła się w szkole.Biedactwo, nie przewidziałaś co sobie nawarzysz, ściągając nas wszystkich na "Arkę", prawda?Kiedy robotnicy porozlewali do próżniowych pojemników wszystkie składniki ugotowane na wolnym ogniu i zmieszane, dopiero wówczas ogłoszono przerwę na śniadanie - bardzo skromny posiłek, rozdawany w nylonowych siatkach wielokrotnego użytku.Każda z nich zawierała kanapkę, jabłko, herbatnik i karton mleka.Carol Jeanne nie dostała dla mnie jedzenia, więc oddała mi połowę swojego jabłka.Nie powiem, żebym się tym nasycił.Nowi znajomi Reda zgromadzili się wokół niego tak samo jak podczas pracy.Carol Jeanne nie mogła tego znieść, więc szybko zjadła swoje śniadanie, a potem wyruszyła na obchód zakładu.Fabryka okazała się potężną budowlą, ale ze względu na kształt "Arki" długą i wąską - szerokość hali równała się jej wysokości.Produkowano tam kilkanaście rodzajów konserw, teraz głównie przecier z pomidorów, bo widocznie akurat był na nie sezon.W całym budynku nisko nad podłogą ścieliła się para i przyszło mi do głowy, jak źle musi się czuć Pink w takiej temperaturze.Wówczas sobie uświadomiłem, że nie widziałem świni od początku pracy.Pink mogła odprowadzić nadmiar ciepła ze swojego ciała tarzając się w chłodnym błocie, o które tu raczej trudno, więc pewnie się wycofała i czeka na Reda przed wejściem.Znów udowodniła, że nie nadaje się na świadka.Idąc dalej obserwowaliśmy, jak kontrolerzy jakości analizują zawartość próżniowych pojemników, by sprawdzić, czy proces wytwarzania przebiegał prawidłowo.Potem chcieliśmy wejść do następnego pomieszczenia, lecz drzwi okazały się zamknięte.- Tam nie wolno wchodzić.To hala ekstrakcji - powiedział jakiś głos za naszymi plecami [ Pobierz całość w formacie PDF ]