RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie, po zrobieniu nieuchwytnie zapraszającego gestu gło­wą, obróciła się na pięcie i ruszyła w głąb Średniowiecz­nej.Po paru krokach zerknęła za siebie, upewniając się, czy rzeczywiście zdecydowałem się na jedyną rzecz, jaka pozo­stała do zrobienia w tej sytuacji.Nie sprawiłem jej zawodu.Stawiając krótkie niepewne kroczki, ociągając się, tłumacząc sam sobie, że to nic nie znaczy, do niczego nie do­prowadzi, a na pewno skończy się gorzej niż wizyta na ósmym piętra AgroMeteoFlory, powoli szedłem za nią.Średniowieczna prowadziła nieznacznie w dół, spadek był mały, ale i tak pozostawało wrażenie, że sama ulica zachęca mnie i pogania, wprost niesie.To nie ja szedłem, to jakiś wewnętrzny mechanizm niezupełnie posłuszny mej woli poruszał moimi nogami.Kay na pewno nie potrafiliby tego zrozumieć oni tym bardziej wybaczyć.Przy wysokim murze z czerwonych cegieł dziewczyna skrę­ciła w prawo.Nie zdążyłem zajrzeć do tej części MIASTA.Przechodniów spotykało się tu mniej; po prostu oni także czasu mieli niewiele, a w centrum MIASTA znajdowało się znacznie więcej zabytków.Z lewej strony mur, z prawej zmieniające się niemal z każdym krokiem ściany niskich dwupiętrowych zaledwie domków wytyczały koleinę wybru­kowana nierównymi kamieniami.Zmierzałem tą koleinę krok w krok za dziewczyną, coraz spokojniejszy i gotowy na przyjęcie każdej z konsekwencji, jaką mogła mi przy­nieść i niesubordynacja wobec strażników, i chwilowa nie­pamięć o Kay.Chciałaś mieć WODĘ-DRZEWA-PTASZKI, to masz, nie musiałaś jechać tam beze mnie, pomyślałem ze złością.A jednak kiedy dziewczyna w teksasach potknę­ła się na jednym z wybojów kamienistej ścieżki, dając mi tym samym, oddalonemu o kilka zaledwie kroków, szansę do podtrzymania jej, do bezkolizyjnego nawiązania znajo­mości - niepewność powstrzymała mnie od gestu, który wcześniej czy później musiał przecież nastąpić.Obejrzała się w chwilę potem z karcącą zalotnością, ale w jej oczach dominowały błyski rozbawienia.Minęliśmy Barokową.Krótki rzut oka uliczką ociekającą od przepychu ku świetlistej plamie Rynku odsłonił fragment jednej z wież i ceglanej fortecy.W odległym tłumie nie było widać ani strażnika, ani łyska, ani kogokolwiek z mojej dziewiątki.Bardzo możliwe, że stali tam jeszcze i czekali, ale trudno było liczyć, że dostrzegę ich, patrząc z tej uliczki, właśnie z tego miejsca.Zresztą ich obec­ność albo nieobecność nic miała już najmniejszego znaczenia.Dziewczyna przepadła.Zagapiłem się na chwilę i pozwo­liłem jej zniknąć w którejś z trzech klatek schodowych przysadzistej kamieniczki.Drewniane ozdobne drzwi każ­dej z klatek były nieruchome.Kremowa budowla z falistych prętów, z wymalowaną w jakieś roślinne wzory fasadą i z rynnami połyskującymi zielenią zdawała się kpić z pod­rywacza.którego raptem opuściło szczęście.Uroiłem sobie zaraz dziesiątki twarzy popatrujących zza szyb i firanek z drwiną i pogardą, ale była to oczywiście przesada.Tylko jedna stara kobieta przechylona przez metalową poręcz balkonu wytrzepywała nad uliczką brudna ścierkę.Szarpnąłem drzwiami pierwszej z brzegu klatki schodo­wej.Panowała w niej ciemność i cisza.Strzęp światła wpa­dający przez uchylone drzwi wydobywał z mroku błysk wy­ślizganej drewnianej poręczy i kilka czarnych stopni schodów wytartych na brzegach do żywych słojów jasnego drewna.W klatce środkowej zderzyłem się i czymś ciepłym i mięk­kim.Ktoś otaczał mnie w ciemnościach drobnymi, ale zdecydowanymi na wszystko ramionami.Ciepła kobieca twarz, pachnące kobiece włosy przytuliły się do moich policzków.To trwało sekundę zaledwie, niewiele dłużej niż zmrużenie oka, na chwilę owionęło mnie uniesienie, które zaraz opadło.Dziewczyna odskoczyła jak na sprężynie i usłyszałem jej glos po raz pierwszy.- Dlaczego? Czego chcesz!Czego chciałem.Sam nie wiem.Na sekundę przytuliła się znów.Wziąłem ją z tyłu za włosy, ale tym razem nie wyszło jeszcze nic z próby poca­łunku.Zdecydowanie odepchnęła moją głowę.- Mam trochę Pamiątek.chcesz na pewno zabrać coś ze sobą między wieżowce?Miała zwyczajny glos ani za wysoki, ani za niski.Była zdyszana, a mówiąc sama przytakiwała sobie ruchem głowy.Kogo chciała zmylić, a kogo przekonać mówiąc o pa­miątkach? Nie wiedziałem, do czego mogłoby być jej po­trzebne - to wyglądało jak jakaś furtka dla niej i dla mnie.Jak niezbędny pretekst.Zresztą czemu nie.Jeśli rzeczywiście znalazła kogoś z dostępem do Staroci.- Tak, pomyślałem, że może ty.- powiedziałem.Glos mi drżał, słowa brzmiały niepewnie i chropawo.- To dobrze!Chwyciła moją dłoń i nic już nie mówiąc pociągnęła mnie w górę po ciemnych schodach.Pokoik byt mały, niezbyt jasny i połączony z jeszcze mniejszą kuchenką.Ukośny sufit, od drzwi ku oknu obniżający się nieco, zmuszał do pochylenia głowy każdego, kto by zechciał podejść ku szybie i wyjrzeć na zewnątrz.Z okna widać było jasną część Rynku, parę przeciwległych kamieniczek, fortecę oraz dwie z czterech wież.Odwróciłem się ku dziewczynie.Stała przy drzwiach i poprawiała włosy szybkimi ruchami dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl