RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wewnątrz spada z wielką szybkością okrągłymi kanałamii uderza w skrzydlate koła sprawiając, że obracają się w swoich łożyskach.Urządzenia pilnuje człowiek, od którego zależy, czy woda ma pracować płynąc przez budynek, czy też omijać go wskutek zamknięcia przepustów.Jak mówi ów człowiek, budynek postawiono, aby wy­twarzać w nim siłę, której nie można zobaczyć, a która podobno, dotknąwszy człowieka, może spalić jego ciało.Jest to siła, która płynie po niezmiernie długich i cienkich prętach.Wiele takich prętów wychodzi z budynku na tamie i ciągnie się w dal, wisząc na wbitych w ziemię słupach.- Szkoda - powiedział człowiek pilnujący tamy - że nie mogę stąd odejść.Pojechałbym z tobą.- Nie boisz się Suhmi? - spytał Awaru.- Trochę, ale odejść nie mogę, dopóki z Tees nie przyjdzie polecenie.- Kiedy tam dojadę?- Jutro wieczorem, jeśli będziesz jechał cały dzień.Awaru zbliżył się do antylopy stojącej cierpliwie w miejscu, gdzie ją zostawił, zanim rozpoczął rozmowę ze spotkanym w budynku człowiekiem.Chwyciwszy za grzywę, pociągnął zwierzę za sobą, aby przeprowadzić wierzchem tamy na drugą stronę rozlanej rzeki.Mężczyzna szedł przodem wskazując drogę na wąskim przejściu obok budynku.Kiedy znaleźli się już na przeciwnym brzegu, podniósł rękę i wskazał kierunek.- Jedź tam - powiedział.- Musisz zrobić wielki łuk, aby dojechać do Tees.- A jeśli pojadę prosto? - spytał Awaru.- Trafisz na zatokę morską, która sięga daleko w głąb lądu.Awaru jechał, aż nadeszła północ, a potem długo jeszcze, aż dochwili, kiedy zaszedł młody księżyc i zrobiło się zupełnie ciemno.Chmury popiołu zakrywały połowę nieba usianego gwiazdami.Poczuwszy senność, Awaru zsiadł z antylopy.Wyszukał niewielkie zagłębienie w ziemi porośnięte gęstą trawą i ułożył się w nim.W pobliżu rozlegał się miarowy chrzęst trawy rozcieranej zębami antylopy.Przez sen już niemal poczuł na stopach miękkie do-tknięcie ciepłego futra i poczuł, że to Rai, jego sheri, układa się na nocleg.Otworzył oczy, ale musiał zamknąć je z powrotem, porażone ostrym blaskiem porannego słońca.Usiadł i osłaniając oczy dłonią, podniósł wzrok.Zobaczył błękitną taflę zatoki, długi jęzor, którym morze wdarło się w głąb lądu.Na wyniosłym brzegu roili się ludzie.Morze było spokojne.Łagodnym łukiem biegł piaszczysty brzeg obramowany wałem usypanym ze żwiru.Awaru kroczył po chrobo­cących kamieniach, które usuwały się pod ciężarem stóp.Dokoła, na zboczach wału i w dole, widział ludzi, którzy trzymając w ręku kije zakończone czymś płaskim, podsypywali żwir.Gęsto krążyły zaprzęgi antylop, obładowane naczyniami podobnymi do wielkich bukłaków ze skóry.Zauważył, że dolna część wału, wznosząca się niewiele ponad poziom wody, jest już stara i zwięzła, różni się też od części górnej, najwidoczniej świeżo usypanej.Wał został niedawno podwyższony.Zaprzątnęła go teraz inna myśl.Zatoka miała szerokie ujście ku morzu.Widział w oddali niczym nie przysłonięty horyzont i płasz­czyznę wód.Łagodne fale nadchodzące z otwartego morza nie łamały się gwałtownie na podwodnym progu lub barierze skał, lecz wtaczały się do zatoki i tutaj wygasały.Świadczyło to, że płycizna sięga daleko poza wybrzeże.Brzegi zatoki schodziły łagodnie do wody, piaszczysta plaża była wszędzie wąska, pięć, dziesięć kroków, za nią wał, również stromy i łatwy do przeskoczenia.„Tutaj - myślał Awaru - tutaj wprowadzę łodzie.Cała flotylla może zaczekać na otwartych wodach do zapadnięcia ciemności, a potem pod osłoną nocy, wpłynąć.Wojow­nicy wyskoczą bezszelestnie na piasek, przekroczą wał i pójdą natychmiast w głąb lądu.Zanim nadejdzie świt, Tees będzie już zdobyte.Nigdzie dotąd - przypomniał sobie - nie pokazał się tu człowiek z bronią.Ani jednego wojownika lub choćby tylko części rynsztunku.Bez rozpoznania ich uzbrojenia nie można opuścić wyspy, ale to powinno się wyjaśnić w Tees".Zszedł z wału i skierował się do miejsca, gdzie było najwięcej ludzi.Otaczali dużą połać ubitej i twardej jak klepisko ziemi.Podjeżdżały tu zaprzęgi wielkorogich antylop, przywożąc worypełne drobnego żwiru.Mężczyźni po dwóch brali wór i wysypywali jego zawartość na klepisko.Inni, stojąc dokoła z narzędziami do kopania ziemi, wybierali piasek z dołów i rzucali go na kupy żwiru.Kierowała tym wysoka i chuda kobieta.- Czy potrafisz mi dokładnie objaśnić, dlaczego miesza się piasek ze żwirem? - zwrócił się do niej Awaru.- Masz rację, że o to pytasz - odparła z uśmiechem.- Niby wszyscy wiedzą dlaczego, ale prawie nikt nie wie dokładnie.Chyba - uśmiechnęła się znowu ukazując zęby jak pestki - że zajmuje się tym równie dawno jak ja.Do wyrobu sztucznego kamienia potrzebne są: piasek, żwir, woda słodka, nigdy zaś morska.Czwarty składnik robi się z pewnego rodzaju gliny o kolorze niebieskawym lub zielonym.Suszy się ją na słońcu, dopóki nie stwardnieje całkiem, a następnie rozciera na drobny proszek.Jeśli chce się otrzymać wyrób szczególnie dobry i mocny, trzeba glinę suszyć nie na słońcu, lecz w gorącym piecu.Sztuczny kamień otrzymuje się więc mieszając piasek ze żwirem i wodą oraz proszkiem glinianym.Mokrej papce nadaje się dowolny kształt, a w krótkim czasie zastyga ona stając się twarda jak skała.Powstają z tego budowle i mury mocniejsze wielekroć od zwykłych glinianych.Można tym też pokrywać wały nadmorskie, które oprą się naporowi fal lepiej niż palisada z pni.Za ludźmi kopiącymi piasek ciągnęły się łąki na podmokłym gruncie, dalej płynął strumień podążający do zatoki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl