RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dno było niedaleko.Awaru ujął spływający do środka gruby korzeń i zsunął się po nim.Stopami dotknął kamiennej płyty, nad sobą ujrzał płaski strop, nakrywający korytarz.Było tu pusto i cicho.Kiedy przywykł do gęstych ciemności, zobaczył w korytarzu, w jego części biegnącej w stronę pałacu, plamę światła.Nie wahał się już dłużej.„Ryzykuję - powiedział sobie - ale może w ten sposób ominę strzeżone miejsca".Z podziemnego przejścia wychylił się do biegnącej poprzecz­nie olbrzymiej galerii.Wysoko ciągnął się rząd kwadratowych otworów, tych samych, które widział poprzednio od zewnątrz.Pod stropem załomotał skrzydłami ptak.Awaru wodził spojrzeniem po szarych powierzchniach, były puste, nagie i surowe, gdzieniegdzie smugi zacieków, plamy poros­tów.Miał teraz do wyboru: cofnąć się albo iść naprzód bez żadnych wahań i zatrzymywań, udając mieszkańca budowli, gdyż we wnę­trzu galerii nie było już gdzie się ukrywać.Wciągnął głęboko powietrze i uczynił krok naprzód.Poszedł łagodnie wznoszącą się pochylnią i niebawem był już pod stropem, na wysokości okien.Pochylnia przebiła płaską powałę i wyprowa­dziła na wyższe piętro.I tutaj znowu ujrzał galerię biegnącą w dwie strony, o dwu końcach gubiących się w oddaleniu.Jej ściany były ozdobione malowidłami o barwach tak żywych i świeżych, jak gdyby farby były jeszcze mokre.Tłum olbrzymich postaci zapełniał mury, sięgając głowami do stropu galerii.Poszedł wśród brunatnych mężczyzn, kobiet i dzieci w stronę, w którą były zwrócone ich twarze.Gdy pojawiła się nowa pochylnia, wzniósł się na trzecią kondygnację z galerią nie różniącą się od poprzednich, lecz pokrytą wizerunkami ogromnych zwierząt i ptaków, z których najmniejszy przerastał go rozmiarami.Tutaj odkrył, że kamienna budowla nie jest wykonana z kamienia.Ściany, stropy i posadzki nie mają na sobie jakichkolwiek linii spojeń, które musiałyby istnieć, gdyby wykonano je z bloków kamien­nych.Niepodobna odkryć najmniejszych choćby śladów składania dwóch powierzchni.Budowla jest jakby wykuta we wnętrzu skały, jednakże ów materiał nie jest także i skałą.W dotyku jest szorstki i ostry, składa się z ziaren piasku i drobnych kamyków, jednakże całość jest zwięzła i twarda.Krocząc po szerokich stopniach wyszedł pod otwarte niebo.Znalazł się na tarasie wzniesionym wysoko w przejrzystym powie­trzu.Od podnóża budowli opadały kopiaste pagóry okryte wełnias-tym futrem lasu, odbiegały kręte wąwozy rozpłaszczając się na równinie rozmazanej w niebieskim oddaleniu.Odwrócił się i zo­baczył z bliska spiętrzenie tarasów, nieskończone ciągi ścian usianych kwadratowymi oknami.Wznosząc się i cofając jedne za drugie, sięgały one aż do stromych urwisk skalnego łańcucha.Z wiszącego nad skałami obłoku dochodził chwilami przeciągły pomruk.A waru stanął u stóp ogromnego bloku podobnego do osobnej skały.Dostrzegł mały otwór i wsunął się do niego.Natychmiast posłyszał szmer kropel i poczuł wilgotny chłód.Był to zbiornik wodny, niemal pusty.Jedynie na dnie lśniła płytka powłoka wody drżąc nieustannie, uderzana cienkim strumyczkiem sączącym się spod stropu.Stanął po kostki w wodzie i zaczerpnął ją złożonymi dłońmi.Była zimna i czysta, pochodziła zapewne z pobliskich gór.Pijąc przy­glądał się okrągłym wejściom do pięciu tuneli wybiegających ze zbiornika w pięciu różnych kierunkach.Pałac był pusty.Nie było w nim ani jednego człowieka.Nie znalazł nigdzie śladów ognia, naczyń lub choćby skorup, żadnych narzędzi, resztek jedzenia, nawet patyka zastruganego ręką ludzką.Odeszli wszyscy, wszystko ze sobą zabierając.I jakakolwiek była tego przyczyna - pomruki ognistej góry czy cokolwiek innego - Awaru nie miał już tutaj co robić.Schyliwszy głowę, wszedł do okrągłego kanału.Pod stopami czuł chłód wody zwilżającej dno; było tu ciemno i prowadził go tylkojasny krążek wylotu.Choć posuwał się szybko, światło było wciąż niemal tak samo odległe.Przystanął i rzucił spojrzenie wstecz.Zimny dreszcz spłynął mu po plecach.Z tyłu było ciemno.Tak jakby ktoś stojący tam przesłaniał wylot tunelu do zbiornika.„Niemożliwe - powiedział sobie - to w zbiorniku jest ciemno, nikt tam nie stoi".Przenikliwie ciurkotała woda.Wpatrywał się w plamkę szarości, a im dłużej to robił, tym wyraźniejszego doznawał wrażenia, że się ona porusza.Odwrócił się i pobiegł dalej.Po drodze minął odgałęzienie, boczne ramię tunelu odchodzącego gdzieś w prawo, i zbliżał się już do oświetlonego wylotu, gdy niespodziewanie jego okrągła, jasna plama znikła.Rozległ się przeraźliwy łoskot i zaległy nieprzenik­nione ciemności.To zapadła pokrywa odcinająca wyjście na świat­ło.Przed oczami Awaru tańczyły jeszcze chwilę plamki jasności.Zawrócił w miejscu i ruszył na oślep do rozwidlenia kanałów.Dopadł bocznej odnogi, daleki wylot był otwarty i rozjarzony światłem.Awaru biegł mu naprzeciw.Pomyślał, że kanał może uchodzić w powietrze i szykował się do skoku, choćby w przepaść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl