[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.IIIO pierwszej nad ranem Rachmael ben Applebaum zosta³ wyrwany z g³êbokiego snu, co samo w sobie nie by³o niczym nadzwyczajnym, gdy¿ przeró¿ne urz¹dzenia wierzycielskie niepokoi³y go ostatnio przez okr¹g³¹ dobê.Jednak tym razem zamiast przypominaj¹cego wygl¹dem drapie¿nego ptaka-robota ujrza³ przed sob¹ cz³owieka.By³ to niewysoki Murzyn o przenikliwym wyrazie twarzy.Sta³ przed drzwiami i wymachiwa³ trzymanym w wyci¹gniêtej rêce dowodem to¿samoœci.- Jestem z Konsorcjum Aktywnego Nas³uchu Transkontynentalnego - powiedzia³.Po chwili zaœ doda³: - Mam licencjê pilota statków miêdzyplanetarnych klasy A.S³ysz¹c to, Rachmael obudzi³ siê do reszty.- Chce pan zabraæ „Omphalosa" z Ksiê¿yca?- Jeœli uda mi siê go znaleŸæ.- Ciemnoskóry cz³owieczek uœmiechn¹³ siê krótko.- Czy mogê wejœæ? Chcia³bym, aby towarzyszy³ mi pan w drodze do miejsca ukrycia „Omphalosa".Pozwoli to nam unikn¹æ nieporozumieñ; pañscy ludzie przebywaj¹cy w doku s¹ uzbrojeni.W przeciwnym razie.- Pod¹¿aj¹c za Rachmaelem, przeszed³ do salonu, który, mówi¹c szczerze, by³ w³aœciwie jedynym pokojem w tym mieszkaniu; panuj¹ce na Ziemi warunki mieszkaniowe zmusza³y do pewnej oszczêdnoœci.- W przeciwnym razie i Szlaki Hoffmana wykorzystaj¹ „Omphalosa" do przewozu zaopatrzenia dla swoich kopu³ na Marsie.Czy¿ nie tak?- Zgadza siê - przytakn¹³ Rachmael, wci¹gaj¹c w poœpiechu ubranie.- Nazywam siê Al Dosker.I zdaje mi siê, ¿e przy okazji wyœwiadczy³em panu drobn¹ przys³ugê.Otó¿ pozwoli³em sobie usun¹æ jak¹œ wierzycielsk¹ maszynê krêc¹c¹ siê po korytarzu.- Wyci¹gn¹³ z kieszeni kawa³ek pogiêtego metalu.- Podejrzewam, ¿e w œwietle prawa czyn ten zakwalifikowano by jako „zniszczenie w³asnoœci".W ka¿dym razie, gdy wystartujemy, to ¿adne cacko Szlaków nie bêdzie œledziæ naszej trasy.Chyba ¿ebym nie zdo³a³ czegoœ namieszaæ - doda³ pó³g³osem i poklepa³ siê po zawieszonej na piersi bogatej kolekcji szperaczy - zminiaturyzowanych urz¹dzeñ elektronicznych s³u¿¹cych do wykrywania w najbli¿szym otoczeniu pods³uchów wszelkiego rodzaju.Wkrótce potem obaj mê¿czyŸni wêdrowali ju¿ w stronê dachu, gdzie Dosker zaparkowa³ swój ucharakteryzowany na zwyk³¹ taksówkê skrzyd³owiec.Sadowi¹c siê w fotelu, Rachmael nie móg³ nadziwiæ siê przeciêtnemu wygl¹dowi wnêtrza, zaledwie jednak pojazd ostrym ³ukiem wzbi³ siê w czarne niebo, sta³o siê jasne, ¿e jego silnik daleko odbiega³ od normy przewidzianej dla tego typu maszyn; prêdkoœæ 3,5 macha osi¹gnêli w kilka mikrosekund.- Poprowadzi mnie pan - powiedzia³ Dosker.- Proszê sobie wyobraziæ, ¿e nawet my w Kancie nie mamy pojêcia, gdzie ukrywa pan „Omphalosa".Albo zrobi³ pan kawa³ naprawdê dobrej roboty, albo my staliœmy siê zbyt ociê¿ali; a mo¿e jedno i drugie.- W porz¹dku.- Podszed³ do stolika z trójwymiarow¹ map¹ Ksiê¿yca, chwyci³ ramiê wodz¹ce, ustawi³ oœ w po³o¿eniu zerowym i przesuwa³ nim do momentu, gdy rysik zetkn¹³ siê z odwzorowaniem zakamarka, gdzie jego technicy krz¹tali siê wokó³ „Omphalosa", szykuj¹c wszystko na nadejœcie dostawy, której nigdy nie bêdzie.- Znosi nas z kursu - powiedzia³ nagle Dosker, pochylaj¹c siê nad stercz¹cym z konsoli mikrofonem.- Pole przechwytuj¹ce.Na dŸwiêk tych s³ów Rachmael poczu³ ogarniaj¹cy go strach.Przechwyceni.Nieznane pole spycha³o ma³y skrzyd³owiec Doskera z dotychczasowego kursu.Chc¹c siê mu przeciwstawiæ, ciemnoskóry pilot uruchomi³ wbudowane w kad³ub potê¿ne silniki rakietowe firmy Whetstone-Milton, próbuj¹c wykorzystaæ ich moc do odzyskania poprzedniej pozycji.Na pró¿no, pole oddzia³ywa³o na nich w dalszym ci¹gu pomimo id¹cego w miliony funtów ci¹gu bliŸniaczych silników pracuj¹cych unisono w serii krótkich impulsów.O obecnoœci niewidzialnych si³ spowijaj¹cych pojazd œwiadczy³y jedynie wskazania wbudowanych w konsolê przyrz¹dów.Po pe³nej napiêcia chwili ciszy Rachmael zapyta³:- Dok¹d nas spycha?- Z trójki na kurs L - lakonicznie odpar³ Dosker.- A wiêc nie na Ksiê¿yc.- Nie dotr¹ zatem do kryj¹cego „Omphalosa" doku, to by³o pewne.W takim razie, dok¹d ich zabierano?- Jesteœmy na orbicie wokó³ziemskiej - powiedzia³ Dosker [ Pobierz całość w formacie PDF ]