[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo wszystko zatem podpisał dobry kontrakt.I nic dziwnego, że Chew-Z Manufacturers zapłacili mu tak dobrze.Byli wielką firmą, mieli wielkie plany; mieli też, najwidoczniej, nieograniczone zasoby finansowe.Skąd je wzięli? Nie znaleźli ich na Ziemi, to również wiedział intuicyjnie.Zapewne od Palmera Eldritcha, który wrócił do Układu Słonecznego połączywszy się ekonomicznie z Proxami.To oni stali za Chew-Z.I tak, w celu zniszczenia Leo Bulero, ONZ pozwoliła obcej rasie działać w Układzie Słonecznym.Ta decyzja była błędna, może nawet fatalna.Następne, co poczuł, to lekkie uderzenia w policzek.Dr Denkmal nachylał się nad nim, pytając:- I jak było? Wiele myśli dotyczących głębokich problemów?- T-tak - powiedział i usiadł z trudem.Nie był już przywiązany.- Nie mamy zatem się czego obawiać - rzekł Denkmal i rozpromienił się.Białe wąsy nastroszył niczym czułki.-Teraz porozmawiamy z Frau Hnatt.Techniczka już odpinała pasy; Emily usiadła niepewnie i ziewnęła.Dr Denkmal wyraźnie się zdenerwował.- Jak się pani czuje, Frau? - pytał.- Świetnie - mruknęła Emily.- Miałam masę pomysłów na garnki.Jeden po drugim.- Zerknęła wstydliwie najpierw na doktora, a potem na męża.- Czy to coś oznaczał- Papier - powiedział dr Denkmal wyciągając szkicownik.- Ołówek.Proszę utrwalić te pomysły, Frau.Drżącą ręką Emily naszkicowała wzory naczyń.Chyba ma trudności z utrzymaniem ołówka, zauważył Hnatt.Jednak to pewnie przejdzie.- Świetnie - rzekł dr Denkmal, kiedy skończyła.Pokazał szkice Richardowi.- Wysoko zorganizowana aktywność kory mózgowej.Niezwykła pomysłowość, prawda?Naszkicowane naczynia były z pewnością dobre, może nawet wspaniałe.Ale Hnatt czuł, że coś jest nie tak.Coś z tymi szkicami.Jednak dopiero kiedy opuścili klinikę i stali razem pod antytermiczną osłoną przed budynkiem czekając na ekspresolot, zrozumiał, o co chodziło.Pomysły były dobre - ale Emily już je wykorzystała.Wiele lat temu, kiedy zaprojektowała swoje pierwsze naczynia na profesjonalnym poziomie; pokazała mu swoje szkice, a później same naczynia, jeszcze zanim się pobrali.Czyżby tego nie pamiętała? Najwyraźniej nie.Zastanawiał się, dlaczego nie pamiętała i co to oznaczało.Poczuł głęboki niepokój.Od chwili poddania się pierwszej Terapii E był wciąż niespokojny.Najpierw martwił się o ludzkość i cały Układ Słoneczny, a teraz o swoją żonę.Może to tylko symptom tego, co Denkmal nazywa „wysoko zorganizowaną aktywnością kory mózgowej”, pomyślał.Stymulacja metabolizmu mózgu.A może nie.?Przybywszy na Lunę Leo Bulero okazał swoją legitymację prasową dziennikarza czasopisma P.P.Layouts i znalazł się w tłumie reporterów wideogazet w samobieżnym pojeździe jadącym po pylistej powierzchni Księżyca do posiadłości Palmera Eldritcha.- Pańskie dokumenty - uzbrojony strażnik, nie noszący jednak munduru ONZ, warknął, gdy Leo zamierzał wyjść na parking.Leo utkwił w przejściu.Za jego plecami prawdziwi reporterzy cisnęli się i niecierpliwili, domagając się, by dał im przejść.- Panie Bulero - powiedział spokojnie strażnik oddając mu legitymację - pan Eldritch oczekuje pana.Proszę za mną.Natychmiast zastąpił go inny strażnik, który zaczął sprawdzać dokumenty dziennikarzy.Zdenerwowany Bulero ruszył za pierwszym strażnikiem, idąc hermetycznym i przyjemnie ogrzanym tunelem w kierunku siedziby Palmera Eldritcha.Nagle wyrósł przed nim kolejny umundurowany strażnik i podniósł rękę kierując w stronę Leo coś małego i błyszczącego.- Hej - zaprotestował słabo Bulero, stając jak wryty.Obrócił się na pięcie, pochylił głowę i zrobił kilka niepewnych kroków z powrotem.Strumień jakiegoś nie znanego mu promieniowania trafił go w plecy; Leo runął jak długi próbując złagodzić upadek wyciągniętymi rękami.Kiedy odzyskał przytomność, stwierdził, że jest - zupełny absurd! - przywiązany do krzesła stojącego w pustym pokoju.Szumiało mu w głowie.Powiódłszy wokół tępym wzrokiem zobaczył tylko mały stolik, na którym znajdowało się jakieś elektroniczne urządzenie.- Wypuśćcie mnie stąd - powiedział Leo.- Dzień dobry, panie Bulero - odpowiedziało natychmiast urządzenie.- Jestem Palmer Eldritch.Chciał mnie pan widzieć, jak sądzę.- Co za okrutne traktowanie - rzekł Bulero.- Ogłuszono mnie i związano.- Proszę się poczęstować cygarem.Elektroniczne urządzenie wyciągnęło w jego stronę uchwyt, w którym tkwiło długie zielone cygaro.Koniec cygara rozjarzył się ogniem i wydłużona nibymacka podała mu je.- Zabrałem dziesięć skrzynek takich cygar z Proximy, ale tylko jedna ocalała z katastrofy.To nie jest tytoń; to znacznie lepsze od tytoniu.No, o co chodzi, Leo? Czego chcesz?- Jesteś tu, w tym pudełku, Eldritch? - zapytał Bulero.- Czy też jesteś gdzieś indziej, a to tylko przekazuje twoje słowa?- Podelektuj się - powiedział głos z metalowego pudełka stojącego na stoliku, które wciąż wyciągało uchwyt z zapalonym cygarem.Po chwili cofnęło go, zgasiło cygaro i bez śladu wchłonęło szczątki.- Chciałbyś może obejrzeć kolorowe przezrocza z mojego pobytu w układzie Proximy?- Chyba żartujesz.- Nie - odparł Palmer Eldritch.- Dałoby ci to pewne pojęcie, na co się tam natknąłem.To trójwymiarowe zdjęcia robione na czas, bardzo dobre.- Nie, dziękuję.- Znaleźliśmy tę strzałkę zaszytą w twoim języku - powiedział Eldritch - i usunęliśmy ją.Jednak podejrzewamy, że możesz mieć coś jeszcze w zanadrzu.- Zadajecie sobie wiele trudu - powiedział Leo.- Więcej, niż na to zasługuję.- Przez te cztery lata na Proximie sporo się nauczyłem.Sześć lat podróży, cztery pobytu.Proxi zamierzają zaatakować Ziemię.- Żarty sobie stroisz - rzekł Leo.- Rozumiem twoją reakcję - powiedział Eldritch.- ONZ, a szczególnie Hepburn-Gilbert też tak zareagowali.Jednak to prawda.Nie w konwencjonalnym znaczeniu tego słowa, rzecz jasna, ale w głębszy bardziej wyrafinowany sposób, którego nie mogę pojąć, chociaż przebywałem wśród nich tak długo.To może być związane z ocieplaniem się klimatu Ziemi, o ile wiem.A może będzie jeszcze gorzej.- Porozmawiajmy o tych porostach, które przywiozłeś ze sobą.- Zdobyłem je nielegalnie; Proxi nic o tym nie wiedzieli.Oni też je stosują podczas orgii religijnych.Tak jak nasi Indianie używali meskaliny i peyotlu.Czy to dlatego chciałeś się ze mną widzieć?- Jasne.Wchodzisz mi w drogę.Wiem, że już utworzyłeś konkurencyjną korporację, prawda? Co za bzdura o Proxach atakujących Układ Słoneczny: to ty mi zagrażasz tym, co robisz.Nie możesz znaleźć jakiejś innej dziedziny handlu oprócz zestawów?Pokój zawirował mu przed oczami.Zalało go oślepiająco białe światło i Leo zamknął powieki.Jezu, pomyślał.I tak nie wierzę w tych Proxów; on po prostu usiłuje odwrócić naszą uwagę od tego, o co mu naprawdę chodzi.To jest jego strategia, moim zdaniem.Otworzył oczy i stwierdził, że siedzi na trawiastej skarpie.Obok jakaś dziewczynka bawiła się jo-jo.- Ta zabawka - powiedział Leo Bulero - cieszy się popularnością w układzie Proximy.Odkrył, że ręce i nogi ma wolne.Wstał niepewnie i poruszył kończynami.- Jak masz na imię? - zapytał.- Monika - odparła dziewczynka [ Pobierz całość w formacie PDF ]