RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wbiegł na schody.Drzwi były uchylone, więc pchnął je lekko głową.Victor leżał na plecach, przywiązany do krzesła.Gaspode usiadł i zaczął go pilnie obserwować, na wypadek gdyby zrobił coś cieka­wego.- Wszystko w porządku, co? - zapytał po chwili.- Nie siedź tak, durniu! Rozwiąż mnie! - odpowiedział Victor.- Durniem może i jestem, ale nie związanym - zauważył spokoj­nie Gaspode.- Skoczyła na ciefie?- Musiałem się na chwilę zdrzemnąć.- Tak długą chwilę, że zdążyła wstać, podrzeć prześcieradło i przywiązać cię do krzesła?- Dobrze już, dobrze.Możesz to przegryźć?- Tymi zęfami? Ale mogę kogoś sprowadzić.- Gaspode uśmiechnął się.- Hm.To chyba nie jest najlepszy.- Nie martw się.Zaraz wracam.I Gaspode wybiegł.- Trudno mi będzie wytłumaczyć.- zawołał jeszcze Victor, ale pies zbiegł już ze schodów.Przez labirynt zaułków i uliczek dotarł na tyły wytwórni Wieku Nietoperza.Zbliżył się do wysokiego płotu.Z drugiej strony cicho brzęknął łańcuch.- Laddie? - szepnął chrapliwie.Odpowiedziało mu zachwycone szczekanie.- Dobry Laddie!- Tak - mruknął Gaspode.- No tak.Westchnął.Czy on też kiedyś był taki? Jeśli tak, to dzięki bo­gom, że tego nie pamięta.- Ja dobry piesek!- Oczywiście, Laddie, na pewno.Fądź cicho.Gaspode przecisnął swe artretyczne ciało pod płotem.Gdy tyl­ko się wynurzył, Laddie polizał go po pysku.- Za stary już jestem na takie rzeczy - burczał Gaspode.Obejrzał łańcuch.- Kolczatka - stwierdził.- Głupia kolczatka.Przestań się szar­pać, tumanie.Cofnij się.Do tyłu! Dofrze.Wcisnął łapę w pętlę i przeciągnął łańcuch przez głowę Laddiego.- Już - stwierdził.- Gdyfyśmy wszyscy wiedzieli, jak się to rofi, moglifyśmy rządzić światem.Przestań fiegać w kółko.Jesteś nam potrzefny.Laddie stanął na baczność, wywieszając język.Gdyby psy potra­fiły salutować, z pewnością by to zrobił.Gaspode przeczołgał się z powrotem i czekał.Słyszał za płotem kroki Laddiego, ale wielki pies wyraźnie oddalał się od ogrodzenia.- Nie! - syknął Gaspode.- Za mną!Zatupały łapy, coś świsnęło, Laddie przefrunął nad płotem i wy­lądował na czterech łapach przed Gaspode.Gaspode mało się nie zadławił językiem.- Dofry piesek - wymruczał.- Dofry piesek.***Victor usiadł i roztarł głowę.- Stuknąłem o podłogę, kiedy krzesło upadło do tyłu - wy­jaśnił.Laddie siedział, wyraźnie na coś czekając.Resztki prześciera­dła zwisały mu z pyska.- Czego on chce? - spytał Victor.- Masz mu powiedzieć, że jest dofrym pieskiem.- Gaspode westchnął ciężko.- A nie spodziewa się kawałka mięsa albo czegoś słodkiego?Gaspode pokręcił głową.- Powiedz mu tylko, jakim to dofrym jest pieskiem.U psów to lepsze niż twarda waluta.- Naprawdę? No dobrze.Dobry piesek, Laddie.Podniecony Laddie podskoczył kilka razy.Gaspode zaklął pod nosem.- Przepraszam - rzucił.- Ale przyznasz, że to żałosne.- Dobry piesek.Szukaj Ginger - powiedział Victor.- Przecież ja też mogę ją znaleźć - przypomniał Gaspode, gdy Laddie zaczął obwąchiwać podłogę.- Ofaj wiemy, dokąd poszła.Nie musisz przecież.Laddie skoczył do drzwi - ale z gracją.Przystanął u stóp scho­dów i wydał szczeknięcie typu „za mną”.- Żałosne - mruknął smętnie Gaspode.***Gwiazdy nad Świętym Gajem zawsze zdawały się świecić ja­śniej.Oczywiście, powietrze było tu czyściejsze niż w Ankh i prawie bez dymu, ale.gwiazdy wyglądały na większe i bliższe - jakby niebo zmieniło się w wielką soczewkę.Laddie mknął przez wydmy, zatrzymując się co jakiś czas, żeby Victor mógł go dogonić.Gaspode podążał za nimi w pewnej odleg­łości, kołysał się z boku na bok i rzęził.Trop prowadził do zagłębienia, które było puste.Wrota rozwarły się mniej więcej na stopę.Piasek wokół był roz­kopany.Czy coś wyszło na zewnątrz? Ginger w każdym razie weszła do środka.Victor patrzył.Laddie siedział przy wrotach i przyglądał mu się z nadzieją.- On czeka - zauważył Gaspode.- Na co? - spytał lękliwie Victor.Gaspode jęknął.- A jak myślisz?- Aha.No tak.Dobry piesek, Laddie.Laddie zaszczekał i spróbował wykręcić salto.- Co teraz? - chciał wiedzieć Victor.- Przypuszczam, że powin­niśmy tam wejść.- Możliwe - zgodził się Gaspode.- Hm.Możemy też zaczekać, aż ona wyjdzie.Widzisz, nigdy specjalnie nie lubiłem ciemności.Znaczy, rozumiesz, noc może być, ale absolutna czerń.- Założę się, że Cohen Farfarzyńca nie foi się ciemności.- Niby tak.- I Czarny Cień Pustyni też się nie foi ciemności.- Zgadza się, ale.- A także Howondaland Smith, Łowca Farlgrogów, ten to prak­tycznie zjada ciemność na śniadanie.- Tak, aleja nie jestem tymi ludźmi! - zaprotestował Victor.- Sprófuj to wytłumaczyć tym wszystkim, którzy wydawali swo­je pensy, żefy zofaczyć, jak nimi jesteś.- Gaspode drapnął jakąś cier­piącą na bezsenność pchłę.- Fyłafy zafawa, gdyfyśmy mieli tu teraz korfowego - stwierdził radośnie.- Zrofiłfy z tego niezłą migawkę.Fohater nie działa po ciemku.Tak, to dofry tytuł.Lepsza komedia niż Indycze uda [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl