[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała przynajmniej dwadzieścia mil średnicy.Gdynikt go nie widział, ćwiczył walkę pałkami.Zrobił je z wysuszonego, twardego drew-na i nauczył się posługiwać nimi równie biegle jak metalowymi.Poznał dokładnie całąokolicę, a nawet zapuścił się w ciemny tunel prowadzący z wyspy na zachód.Nie czy-ściły go żadne mechaniczne zamiatarki i od dawna służył jako wysypisko śmieci, którezatkały go całkowicie.Zbadał również otoczenie świątyni.Był to ogrodzony murem teren o średnicy półto-rej mili, niezbyt dokładnie strzeżony.Var bez kłopotu zakradał się do środka.Każdegodnia dziewczynki gimnastykowały się.Była wśród nich Soli.Var zauważył, że wyglą-261da dobrze.Co miesiąc, podczas pełni księżyca, jedną ze starszych dziewcząt zabieranodo pobliskiego wąwozu i przykuwano do skały.Następnego wieczoru już jej nie było.Var nigdy nie widział samego boga Minosa, gdyż o dziwo nie atakował on przy świetleksiężyca, lecz rankiem.Dziewczyny przykuwano przed świtem i czekały one aż zrobisię jasno.Var nie mógł siedzieć tak długo, gdyż przebywając na terenie świątyni za dniaryzykował zbyt wiele, a na dodatek miał pracę, do której musiał się stawić.W drugim roku potajemnie zbudował łódz.Nie była ona tak dobra jak ta, którą tuprzypłynęli.Kilka razy Var zadawał sobie pytanie co się stało z tamtą i dlaczego jejwartości nie uwzględniono w rachunku szpitalnym? Najpierw jednak musiał uratowaćSoli przed Minosem.Zastanawiał się, czy gdy kapłani przykują ją w wąwozie, a potemktoś ją uratuje, to jej zobowiązanie zostanie wypełnione? Ona złoży siebie w ofierze, alezostanie niezależnie od swej woli ocalona.Jeśli Var zdoła powstrzymać Minosa przedzjedzeniem jej, a potem zabierze ją stamtąd, to świątynia w ogóle nie zauważy, że cośsię stało.262W końcu nadszedł oczekiwany poranek.Var obserwował uważnie.Znał comiesięcz-ną datę ceremonii i wiedział kiedy przyjdzie kolej na Soli.Większość dziewcząt byłateraz młodsza od niej, a świątynia nie przetrzymywała ich dłużej niż to konieczne.Zakapturzeni kapłani zabrali Soli, która w ciągu tych dwóch lat zaledwie zdążyłaosiągnąć dojrzałość i przykuli ją w wąwozie.Była naga.Jej czarne, lśniące włosy opa-dały na ramiona, małe piersi sterczały wyprostowane, a niezle już ukształtowane udadrżały, gdy poruszała się niespokojnie.Var poczuł gwałtowny dreszcz.Soli bardzo przypominała swą matkę, Solę.Gdytylko jej biodra i piersi rozwiną się całkowicie.Ale to się nigdy nie stanie, jeśli on jej nie uratuje!Czekał między drzewami, aż kapłani odejdą.Potem nie ruszył się jeszcze przez półgodziny, aby się upewnić, że nie wrócą i że w okolicy nie ma żadnych strażników.Taczęść wąwozu nie była widoczna ze świątyni.Prawdopodobnie urządzono to celowo,z litości dla pozostałych dziewczynek.Var wiedział już, w jaki sposób większość z nichtrafiała do świątyni.Zgłaszały się dobrowolnie, by ocalić swe rodziny przed głodem.Nawyspie było wielu biednych ludzi.Płaca, która wystarczała Varowi, była zbyt niska, aby263utrzymać rodzinę, co powodowało nieustanną, powszechną nędzę.System Odmieńcówi koczowników był lepszy.W Ameryce nikt nie głodował.Upewniwszy się, że nikt go nie widzi, Var dał sobie spokój z filozoficznymi rozwa-żaniami, wyszedł z ukrycia i ruszył w głąb wąwozu.Soli usłyszała go i podniosła wzrokz chwytającym za serce okrzykiem przerażenia, sądząc, że już nadchodzi bóg.Potemwestchnęła z ulgą. Var!Zbliżył się i położył dłoń na jej kajdanach. Nigdy o tobie nie zapomniałem powiedział. Czy myślałaś, że pozwolę ciępożreć?Kajdany były mocne, a on nie miał żadnego narzędzia, którym mógłby je otworzyć. Dziękuję. zaczęła i łzy napłynęły jej do oczu. Dziękuję ci, Var, ale niemogę odejść z tobą.Złożyłam przysięgę. Wypełniłaś ją już! Jeszcze nie.Spełnię ją dopiero po.ofierze odparła.Var szarpnął za drugą obejmę.Wydawała się przymocowana nieco luzniej.264 Nie mogę ci na to pozwolić powiedziała przez łzy.Var nie zwrócił na nią uwagi.Nadal walczył z metalem.Nagle coś odrzuciło go to Tylu.Soli kopnęła go mocno w pierś.Teraz zrozumiał, że mówiła poważnie.Zamierzałastawić mu opór, aby dotrzymać przysięgi.Oznaczało to, że nie zdoła jej uwolnić, jeśli wcześniej jej nie ogłuszy.Czy jednakbędą mogli dalej być przyjaciółmi, jeśli w ten sposób pogwałci jej wolę?Zresztą i tak nie mógł zdobyć się na to, by ją uderzyć.Każdego innego, tylko nieSoli.Podniósł się i spojrzał jej w twarz. W takim razie pójdę zabić Minosa oświadczył. Nie! krzyknęła przerażona. Nikt nie zdoła go pokonać! Złożyłem przysięgę, że zabiję człowieka, który skrzywdzi dziecko Soli od-rzekł Var. To było na długo przed twoją przysięgą.Czy chcesz, żebym zaczekał, ażten stwór nadejdzie? Ale Minos jest bogiem, nie człowiekiem! Nie zdołasz go zabić!265 Pożera dziewczęta, a nie jest zwierzęciem? zdumiała go własna ironia.Czymkolwiek jest, muszę się z nim zmierzyć, chyba, że pójdziesz teraz ze mną. Nie mogę.Var zrozumiał, że dalsza rozmowa nie ma sensu.Pomaszerował w głąb wąwozu, niezważając na jej wołanie.Po kilkudziesięciu krokach dotarł do niewielkiego placu, z którego odchodziło pięćkorytarzy.Uniósłszy w górę pałki zapuścił się ostrożnie w jeden z nich.Prowadził on do jaskini wypełnionej kośćmi.Var nie przyglądał się im dokładnie.Wiedział skąd pochodzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]