RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Decydent Vickers zerknął na talerz podręcznego informera.Dziesiąta.Przeklęcie wolno płynie czas, gdy nie wiado­mo, czego się spodziewać.- Nic?- Spokój zupełny.Agent Kik takie się nudził.Właściwie czuł się niepo­trzebny.Drogę z inwigilowanych kabin do lokalnego cen­trum dyspozycyjnego - wypełniały kaskady zabezpieczeń; mógłby spokojnie zasnąć, a automaty same i tak podałyby sygnał.Obecność człowieka, chociaż naprawdę nic nie wnosi, pozwala czuć się pewniej komuś, kto wydał rozkaz.Automatu nie można pociągnąć do odpowiedzialności, człowieka - owszem.Ci na górze główki mają nie od parady.Na pulpicie gasły kolejno światełka z numerami kabin, do których już dotarło zaopatrzenie.Przed jedenastą zgas­ło ostatnie; rozkaz został wykonany.Vickers zameldował o tym Centrali i wydał podległym sobie ludziom polecenie przejścia do stanu gotowości osłabionej.- Spocznij, Kik - powiedział decydent Vickers.- Od czasu, jak ugasiliśmy pożar na sto osiemdziesiątych, byle gówno wymaga pełnej mobilizacji.Jakby co, jestem w za­sięgu.Jadę obejrzeć ten pieprzony basen.Chcąc dostać się do basenu na osiemdziesiątym należa­ło zjechać dziesięć poziomów.Wprawdzie lustracja oso­bista nie była konieczna, lecz po kilku niespokojnych go­dzinach organizm Przerębla domagał się ruchu.Wsiadł do windy i opłacił przejazd gotówką nie chcąc się dekonspirować wobec migdalących się w kącie dwóch młodych dziewczyn, które na dźwięk jego głosu odwróciły leniwie głowy, omiotły go niechętnymi spojrzeniami, po czym spo­kojnie wróciły do przerwanych czynności.Windą dalekiego zasięgu dotarłby oczywiście szybciej, ale nie mógłby jej zatrzymać w przypadku nagłego wezwa­nia do centrum - nie miał tej władzy.Z braku lepszego zajęcia przyglądał się dziewczynom, które - utraciwszy dla intruza wszelkie zainteresowanie - skupiły je znowu na so­bie.Przywarły do siebie i całowały się chichocząc.Przerę­bel obserwował z uwagą, jak spod spiętej na bokach cienkimi sznureczkami tuniki jednej z dziewczyn wysuwa się długa, biała i zgrabna noga, otacza biodro partnerki i powoli zgina się i prostuje niby odnóże gigantycznego pasikonika.- Poziom osiemdziesiąt, basen - powiedziała winda i zatrzymała się,- Och, to już - powiedziała pierwsza z dziewczyn i jej noga niechętnie zniknęła pod tuniką.- Do wieczora, Makedonia.- Hej.Druga z dziewczyn wyszła z windy.Przerębel przepuścił ją przodem.- Idąc za nią przypatrywał się w skupieniu wspaniałym nogom o gładziusieńkiej skórze, pod którą w rytm kroków napinały się ii rozluźniały pasemka mięśni jak jakieś osobliwe żyjątka.Nosiła obcisłe czerwone spo­denki z rozmieszczonymi regularnie wzdłuż pasa owalnymi otworami.Plecy miała zupełnie gołe, ale zakryte chmurą jasnych włosów, które w miarę, jak szła, unosiły się i opa­dały gniewnie.Kiedy stanęli nad wodą, Przerębel skon­statował ze zdziwieniem, że kompletnie nie pamięta drogi.Idąc równie bezwolnie za kim innym dałby się zaprowa­dzić nawet do kwatery Dwukolorowych - mało zachwy­cająca perspektywa.Dziewczyna tymczasem zrzuciła skąpy strój i stanęła nad wodą naga, nie dalej niż o dwa metry od decydenta Vickersa.W słońcu jej skóra miała kolor miodu, piersi przy­pominały dwie zakrzepłe obok siebie krople żywicy, na biodrach migotał łańcuszek z maleńkim złotym serdusz­kiem.- Podobam ci się? - spytała dziewczyna.Zrobił głupią minę gorączkowo poszukując w pamięci błyskotliwej riposty na takie okazje.Dziewczyna roześmiała się i poleciała w dół, ku wodzie.Patrzył, jak pod powierzchnią sunie jej długi, jasny kształt.Wpadł w wodę stromo, z rękami ułożonymi płasko wzdłuż boków, żeby zejść jak najgłębiej.Nad samym dnem wycią­gnął ręce przed siebie; wyniosło go trochę wyżej.Powiosłował do miejsca, w którym spodziewał się spotkać dziewczy­nę; płynęła wolno, zagarniając wodę szerokimi ruchami; z dołu wyglądała jak pajęczasty stwór z innej planety, uczepiony srebrnego rozkołysanego lustra.Wynurzył się ci­cho, nabrał powietrza, opadł w głąb, dogonił dziewczynę pod wodą.Wyciągnął rękę i dotknął jej biodra.Jakby się zdziwiła - natychmiast przestała płynąć i znurkowała wściekle.Czekał na nią tam, gdzie spodziewała się go za­stać, wypływając musnął ją ledwo wyczuwalnie - a może uległa złudzeniu, może to tylko wir, prąd, wodny? Wynurzy­li się; łapiąc gwałtownie powietrze przyglądali się sobie przez ściekające im po twarzach strugi.Dobiła do niego miękko; całując się wpadli pod wodę, wynurzyli się prychając, roześmiani; jej wielkie oczy przy­glądały mu się z rozbawieniem.- Płyniemy do wyspy - zakomenderowała i ruszyła wściekłym kraulem.Dogonił ją dopiero u samego wejścia do czerwonej zatoczki.Wpłynęli do nasłonecznionej rynny, buchnęła nad nimi kopuła czerwonego parasola rozświet­lona słońcem, wszystko dookoła stało się nagle czerwone, ciepłe i miękkie, biorąc ją w ramiona nie widział jej ust, nie czuł włosów, w płytkiej wodzie paliły się tylko jej oczy, coraz słabiej, wreszcie zgasły pod powiekami.- Ty - powiedziała.- Ty.Zamknął jej usta pocałunkiem, czuł, jak topnieje, jak rozpływa się w jego rękach.- Kocham cię, Makedonia, jesteś najśliczniejsza na świecie - powtarzał w kółko.Ko­puła nad nim mieniła się wszystkimi kolorami: niebiesko, zielono, perłowo, pomarańczowo, brązowo.Niewiadoma ilość kolorowych kombinacji przetoczyła się po maleńkim niebie kopuły.Leżeli w srebrzystej wodzie, która omywała łagodnie ich rozpalone ciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl