[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Finnen nerwowo przełknął ślinę isięgnął do kieszeni. Przyniosłem trochę lekarstw powiedział, czującjednocześnie litość, wstręt do tegoczłowieka i obrzydzenie dosamego siebie. W zamian chcęzapytać o parę rzeczy.Starzec, który tak naprawdęstarcem wcale nie był, wyrwał mupaczkę z ręki i splunął w twarz.Potem odwrócił się i uciekł,zadziwiająco chyżo jak na swójstan.Finnen wytarł plwocinę rękawem,rozmazując po skórze sadzę.Usiłował odnalezć w sobie choćodrobinę złości, ale przepełniałogo tylko przekonanie, że słuszniemu się należało.Ruszył doprzodu, bo nic lepszego nieprzyszło mu do głowy,alternatywą był powrót do windy.Cały czas miał wrażenie, że ktośza nim idzie, ale ponieważ nic niemógł z tym zrobić, a i tak był jużniezle wystraszony, tłumaczyłsobie, że to złudzenie.Po chwili śnieg przestał padać, aFinnen ujrzał zawaloną ścianę.Zgruzu sterczały rury, rozerwane iwygięte w kształt fantastycznychkwiatów, o płatkach ostrych jakbrzytwy i zbroczonych ludzkąkrwią.Byli tu bowiem też ludzie martwe ciała, osmalone,rozdarte, połamane iniekompletne, z włosami ściętymisoplami lodu, szronem na rzęsachi nagimi stopami, z którychwybuch gazu zdarł buty.Chłopak jęknął i zatoczył się wtył.Jestem kompletnym idiotą,pomyślał, bo słowa miały mocporządkowania rzeczywistości.Jestem idiotą, powtórzył i jegowłasna naiwność niemal zaczęłago bawić.Fakt, kiedyś, dawnotemu, zszedł w przeszłość wraz zbratem i widział tam ludzi, którzyz wdzięcznością przyjmowalijedzenie i leki.Tyle że to było winnej rzeczywistości, mniejzniszczonej, mniejzezwierzęconej.Tam miałbyszansę jak to sobie zaplanował wypytać o kobietę podobną doKairy.Tutaj nie.Mieszkańcy tegoświata dzielili się na martwych,dogorywających i szalonych.Skierował się z powrotem wstronę Archiwum.Najpierw szedłnormalnym tempem, potemzaczął przyspieszać.Wróciłowrażenie, że jest śledzony, małotego sądził teraz, że idzie za nimnie jedna osoba, lecz więcej.Pod koniec już biegł.Zbyt wolno, bo nim dopadł drzwiArchiwum, usłyszał świstnadlatującego kamienia, któryuderzył go w tył głowy.Aupnęło.Finnen upadł do przodu i małobrakowało, a wyrżnąłby zębami opróg.Jego czaszka rozdzwoniłasię bólem, świat stracił wyrazistekontury.Oszołomiony, chwilęzastanawiał się, dokąd właściwietak pędził.Wiedział, że powinien spróbowaćwstać.Im szybciej, tym lepiej.Spróbował więc, lecz kolejnykamień skutecznie sprowadził godo poprzedniej pozycji: naczworakach, z nosemskierowanym w stronę proguArchiwum.Sięgnął dłonią dokarku, a potem przesunął jąwyżej, na włosy.Poczuł lepkośćkrwi, zrobiło mu się mdło igorąco, przed oczami zawirowałyczarne plamy.Odwrócił się powoli i usiadł, awłaściwie ciężko klapnął na tyłek.Widział już swoichprześladowców, co prawda jakprzez mgłę, ale widział.Było ichpięcioro, a wśród nich znajdowałsię ten, który splunął mu w twarz. Czego ode mnie chcecie? wybełkotał Finnen.Ten, który wcześniej pluł, terazkopnął go w nos.Chłopakzaskowyczał i zwinął się wkłębek.Ciepła, gęsta krewwsiąkała w rękaw kurtki.Niezabiją mnie, myślał, najwyżejporządnie stłuką, żeby daćnauczkę.Za to, że jestem zdrowy,najedzony, mam ciepłe ubranie iżycie przed sobą, podczas gdy onitak naprawdę są już martwi.Niezabiją mnie, powtarzał, bardzochcąc w to uwierzyć.Ktoś chwycił go za włosy ipoderwał mu głowę.Finnenzamrugał, starając się skupićwzrok na jednym z pięciorganapastników.Którymkolwiek.Mętnie wyobrażał sobie, że jeślizdoła nawiązać z kimś kontakt,będzie umiał wybłagać sobieżycie.Wybłagać albo wykupićobietnicą przyniesienia czegoś zgóry.Wtedy właśnie ujrzałszóstego mężczyznę, który stałkilkadziesiąt kroków zaatakującymi.Tamci, zaślepienigniewem, chyba nawet niezdawali sobie sprawy z jegoobecności.A on po prostu gapiłsię na całą scenę.Finnen niewidział twarzy, ale w tejnieruchomej sylwetce było cośznajomego. Pomóż mi! krzyknął, przezchwilę pewien, że to bratprzyszedł mu na ratunek.Proszę!Szósty ani drgnął.Gdy jeden znapastników zaczął ściągać zFinnena kurtkę, chłopak poddałsię bez protestu.Spróbowałnawet pomagać w miaręmożliwości.Równie chętniepozwolił pozbawić się spodni,koszuli oraz butów.Utrataubrania była niewielką ceną zaocalenie skóry.Na pożegnanie dostał jeszczekilka kopniaków, wyrazniesłabszych niż poprzednie.Albonienawiść napastników sięwyczerpała, albo zwyczajnie bylizbyt chorzy i wycieńczeni, byskopać kogoś na śmierć.Gdy odeszli, Finnen leżał bezruchu, błogosławiąc własneszczęście.Bo mimo wszystkomiał szczęście, że dopadli go naprogu Archiwum.Do najbliższejwindy było tak blisko, że mógłdotrzeć tam na czworakach,plując krwią i dygocąc z zimna.Anawet gdyby musiał się czołgać.Pomyślał o tym, wyobraził sobieodległość, jaka dzieli go odwindy, zdążył nawet ucieszyć się,że to tak blisko.Potem zemdlał.3 Obudziłeś się?Finnen spróbował zebraćrozproszone myśli.Głowa bolałago przy każdym, nawetnajmniejszym ruchu, powiekimiał ciężkie jak z metalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]