[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Azjaci przeliczyli pieniądze, a potem starannie je schowali, podzieliwszy się równo popołowie.Następnie nie oglądając się już, wsiedli do sań.Poganiacz trzasnął batem i krzyknąłna psy, po czym odjechali po szerokim białym placu, w stronę alei świateł.Sanie nabrałyprędkości i w końcu Samojedzi zniknęli w ciemnościach.Mężczyzna znowu otworzył drzwi.- Wchodź szybko - przynaglił.- Tu jest ciepło i przyjemnie.Nie stój na tym zimnie.Jak się nazywasz?Mówił jak Anglik, bez żadnego akcentu, który Lyra mogłaby rozpoznać.Jego głosskojarzył się dziewczynce z ludźmi, których spotykała u pani Coulter: wpływowymi,bystrymi i wykształconymi.- Lizzie Brooks - odparła.- Wejdź, Lizzie.Dobrze tu o ciebie zadbamy, nie martw się.Wydawał się bardziej zmarznięty niż ona, mimo że Lyra spędziła na zewnątrz takdługi czas.Niecierpliwił się, chcąc znowu znaleźć się w cieple.Dziewczynka zdecydowałasię grać na zwłokę, udając tępą i ospałą ociągała się więc i powłóczyła nogami, gdywchodziła do budynku przez wysoki próg.Drzwi były podwójne, dzieliła je szeroka przestrzeń, aby nie uciekało zbyt dużociepłego powietrza.Kiedy Lyra i mężczyzna przeszli przez wewnętrzne drzwi, dziewczynkapoczuła gorąco niemal niemożliwe do zniesienia, toteż natychmiast rozpięła futro i odrzuciłakaptur.Znajdowali się teraz w pomieszczeniu o powierzchni około ośmiu stóp kwadratowych.Korytarz rozwidlał się na prawo i lewo, a przed Lyrą stało coś w rodzaju pulpiturejestracyjnego, jakie znajdują się w szpitalach.Cały hol był mocno oświetlony, błyszczałylśniące białe powierzchnie i nierdzewna stal.W powietrzu unosiła się znajoma woń bekonu ikawy, a także słaby szpitalny zapach.Ze wszystkich ścian dochodził dziwny szum, niemalzbyt cichy, by go usłyszeć, jednak taki, do którego trzeba przywyknąć, inaczej człowiek możeoszaleć.Siedzący przy uchu Lyry Pantalaimon, obecnie w postaci szczygła, wyszeptał:- Udawaj tępą i ospałą.Bądź naprawdę ślamazarna i nierozgarnięta.Dorośli patrzyli na nią.Poza mężczyzną, który ją wprowadził, był tam drugi - ubranyw biały fartuch - oraz kobieta w stroju pielęgniarki.- To Angielka - powiedział pierwszy mężczyzna.- Zdaje się, że od kupców.- Czy to byli zwykli łowcy? Wszystko odbyło się tak jak zawsze?- To samo plemię, o ile wiem.Siostro Claro, mogłabyś się nią zająć?- Oczywiście, doktorze.Chodź ze mną, moja droga - poleciła pielęgniarka i Lyraposłusznie podążyła za nią.Szły krótkim korytarzem.Po prawej stronie znajdowało się kilkoro drzwi, po lewejstołówka, z której dochodził szczęk noży i widelców, szmer głosów oraz dolatywałyintensywniejsze zapachy gotowanych potraw.Lyra podejrzewała, że pielęgniarka jest mniejwięcej w tym samym wieku, co pani Coulter.Była energiczna i zręczna, a jednocześniewydawała się zupełnie niewrażliwa, byłaby w stanie zszyć ranę albo zmienić bandaż ale zpewnością nigdy nie potrafiłaby opowiedzieć dziecku bajki.Jej dajmonem (kiedy Lyra tozauważyła, przeszedł ją dreszcz) był mały, biały, wesoły pies (po chwili dziewczynka niepamiętała, dlaczego jego widok tak ją zmroził).- Jak się nazywasz, moja droga? - spytała pielęgniarka, otwierając ciężkie drzwi.- Lizzie.- Tylko Lizzie?- Lizzie Brooks.- A ile masz lat?- Jedenaście.Lyrze mówiono, że jest niska jak na swój wiek.Nigdy przedtem fakt ten nie miał dlaniej znaczenia, teraz jednakże doszła do wniosku, że odmładzając się wobec obcych, mawiększą szansę pokazać Lizzie jako osóbkę bardziej nieśmiałą, nerwową i niezbytrozgarniętą.Dla podkreślenia tych cech, kiedy weszła do sali, wzdrygnęła się, pozorując lęk.Oczekiwała pytań, skąd pochodzi i jak się tu znalazła, toteż przygotowała sobieodpowiedzi.Okazało się jednak, że pielęgniarce brakuje nie tylko wyobraźni, pozbawionabyła również ciekawości.Czemu się jednak dziwić? Wszak Bolvangar znajdował się dalekood Londynu, a dzieci przybywały tu przez cały czas.Dajmon siostry Clary, który truchtałkrok w krok za nią, był dokładnie taki sam jak ona: energiczny i niczym nie zainteresowany.W sali, do której weszły, znajdował się tapczan, stół, dwa krzesła, szuflady na akta,szklana szafka z lekarstwami i bandażami oraz umywalka.Gdy znalazły się w środku,pielęgniarka natychmiast wzięła od Lyry wierzchnie okrycie i rzuciła je na lśniącą podłogę.- Zdejmij resztę, moja droga - powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]