RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aromat kaf - oświadczył Turak - jest nieomal równie zachwycający jak smak.No dobrze, kupcze.Wiado­mo mi, że cuendillary występują tutaj jeszcze rzadziej niż w Seanchan.Powiedz mi, w jaki sposób prosty kupiec wszedł w jego posiadanie.Upił łyk kaf i czekał.Domon zrobił głęboki wdech i podjął próbę wyłgania się i opuszczenia Falme.ROZDZIAŁ 7DAES DAE’MARRand wyjrzał przez okno izby, którą dzielili Hu­rin i Loial, na równo wytyczone linie i tarasy Cairhien, kamienne budowle i kryte łupkami dachy.Nie widział stam­tąd kapituły Iluminatorów - nawet gdyby na drodze nie stały wysokie wieże i domostwa możnych lordów, widok przesłaniałyby miejskie mury.Iluminatorzy byli na językach całego miasta, jeszcze teraz, mimo że upłynęło wiele dni od tamtej nocy, gdy posłali w niebo tylko jeden nocny kwiat i to o wiele za wcześnie.Przekazywano sobie kilkanaście wersji skandalu, nie licząc pomniejszych wariacji, z oczy­wistych przyczyn żadna jednak nie była bliska prawdzie.Rand odwrócił się.Miał nadzieję, że nikomu nie stało się nic złego podczas pożaru, natomiast Iluminatorzy jak dotąd nie przyznali się, że u nich się paliło.Na temat tego, co działo się we wnętrzu ich siedziby, w ogóle nie otwierali ust.- Przejmę wartę, jak tylko wrócę, obiecał Hurinowi.- Nie ma potrzeby, mój panie.- Hurin skłonił się równie głęboko, jak zwykli się kłaniać Cairhienowie.­Mogę trzymać wartę.Mój pan doprawdy nie musi się kło­potać.Rand zrobił głęboki wdech i wymienił spojrzenia z Lo­ialem.Ogir tylko wzruszył ramionami.Z każdym dniem ich pobytu w Cairhien węszyciel zachowywał się coraz bardziej ceremonialnie - ogir skomentował to oględnie, mówiąc, że ludzie często zachowują się dziwnie.- Hurin - powiedział Rand - kiedyś nazywałeś mnie lordem Randem i nie kłaniałeś się za każdym razem, gdy na ciebie spojrzałem."Żądam od niego, żeby się wyprostował i znowu nazy­wał mnie lordem Randem.Lord Rand! Światłości, musimy się stąd wydostać, zanim zacznę od niego wymagać, by mi się kłaniał".- Może byś tak usiadł? Męczę się, jak na ciebie patrzę.Hurin stał sztywno, wyprostowany, niemniej wyglądał tak, jakby był gotów w podskokach wykonać każde zadanie, o jakie Rand mógłby go poprosić.Ani nie usiadł, ani nie rozluźnił postawy.- To nie uchodzi, mój panie.Musimy pokazać tym Cairhienom, że potrafimy zachowywać się odpowiednio pod każdym względem.- Przestań wreszcie tak gadać! - krzyknął Rand.- Jak sobie życzysz, mój panie.Rand musiał się bardzo wysilić, żeby nie westchnąć.- Hurin, przepraszam.Nie powinienem był na ciebie krzyczeć.- To twoje prawo, mój panie - odparł z prostotą Hu­rin.- Jeśli ja nie postępuję tak, jak ty chcesz, to masz prawo na mnie krzyczeć.Rand zrobił krok w stronę węszyciela, mając zamiar chwycić go za kołnierz i potrząsnąć.Pukanie do drzwi, łączących pokój z izbą Randa, spa­raliżowało wszystkich, Rand jednak z zadowoleniem zauwa­żył, że Hurin nie czeka na pozwolenie, czy może chwycić za miecz.Ostrze ze znakiem czapli miał u pasa, idąc do drzwi, dotknął rękojeści.Zaczekał, aż Loial usadowi się na swoim długim łożu, tak układając nogi i poły kaftana, by jeszcze lepiej zamaskować okrytą kocem szkatułę wsuniętą pod łóżko, i dopiero wtedy uchylił drzwi.Za nimi stał karczmarz, z nadmiaru gorliwości przestę­pował z nogi na nogę, podsuwał Randowi tacę.Leżały na niej dwa zapieczętowane pergaminy.- Wybacz mi, mój panie - wydyszał Cuale.- Nie mogłem się doczekać, kiedy zejdziesz na dół, potem okazało się, że nie ma cię w twojej izbie, więc.więc.Wybacz mi, ale.- Potrząsnął tacą.Rand porwał zaproszenia - tyle ich już dotychczas by­ło - nie patrząc na nie, ujął karczmarza za ramię i obrócił go w stronę drzwi wychodzących na korytarz.- Dziękuję ci, Cuale, za to żeś zajął się tym kłopotem.Jeśli zechcesz nas teraz zostawić samych, proszę.- Ależ mój panie - zaprotestował Cuale - to od.- Dziękuję ci.- Rand wypchnął mężczyznę na ko­rytarz i stanowczym ruchem zamknął drzwi.- Dotych­czas tego nie robił, lecz, jak myślisz, Loial, czy on podsłu­chiwał za drzwiami, zanim zapukał?- Zaczynasz już myśleć jak Cairhienowie.- Ogir za­śmiał się, ale z zadumą zastrzygł uszami i dodał: - On jednak jest Cairhieninem, więc rzeczywiście mógł podsłu­chiwać.Moim zdaniem nie powiedzieliśmy nic, czego nie powinien był słyszeć.Rand usiłował sobie przypomnieć.Żaden z nich nie wspomniał Rogu Valere, trolloków albo Sprzymierzeńców Ciemności.Otrząsnął się z rozmyślań na tym, cóż takiego Cuale mógł wyczytać z rzeczywistego tematu ich rozmowy.- To miasto naprawdę działa na człowieka - mruk­nął do siebie.- Mój panie? - Hurin trzymał pergaminy i wpatry­wał się szerokimi oczyma w pieczęcie.- Mój panie, ten jest od lorda Barthanesa, głowy domu Damodred, a ten od.- ze zgrozą zniżył głos - króla.Rand zlekceważył je machnięciem ręki.- I tak powędrują do ognia jak pozostałe.Bez otwie­rania.- Ależ mój panie!- Hurin - powiedział cierpliwie Rand - sam mi tłumaczyłeś, a wraz z tobą Loial, zasady Wielkiej Gry.Jeśli udam się dokądkolwiek, gdzie mnie zapraszają, wówczas Cairhienowie będą się czegoś w tym doczytywali i pomyślą, że należę do czyjegoś spisku.Jeśli nie pójdę, też będą się czegoś dopatrywali.Jeśli wyślę odpowiedź; będą się w tym doszukiwali znaczenia i podobnie, jeśli nie odpowiem.A ponieważ połowa Cairhienów ewidentnie szpieguje drugą połowę, wszyscy tutaj wiedzą, co robię.Spaliłem pierwsze dwa i spalę także te, tak jak wszystkie inne.Któregoś dnia nadszedł stos liczący aż tuzin pergami­nów, wrzucił je do kominka w głównej izbie, bez przeła­mywania pieczęci.- Nieważne, co o tym pomyślą, przynajmniej postępu­ję z wszystkimi jednakowo.Nie popieram nikogo w Cair­hien i przeciwko nikomu nie występuję.- Cały czas próbuję ci powiedzieć - odezwał się Lo­iaI - że moim zdaniem to nie działa w taki sposób.Co­kolwiek byś zrobił, Cairhienin będzie się w tym dopatrywał jakiejś intrygi.W każdym razie to zawsze powtarzał Starszy Haman.Hurin podał Randowi zapieczętowane zaproszenia takim gestem, jakby wręczał mu złoto.- Mój panie, na tym odbito osobistą pieczęć Galldria­na.Jego osobistą pieczęć, mój panie.A to jest osobista pie­częć lorda Barthanesa, który zaraz po królu dzierży najwię­kszą władzę.Mój panie, jak je spalisz, to zyskasz naj­potężniejszych wrogów, jakich tylko mógłbyś znaleźć.Dotychczas palenie zaproszeń uchodziło ci na sucho, bo inne rody czekają, by zobaczyć, do czego ty dążysz i myślą, że musisz mieć potężnych sojuszników, skoro ryzykujesz ob­rażaniem ich.Ale lord Barthanes.i król! Jak ich obrazisz, to z pewnością przystąpią do działania.Rand przeczesał włosy palcami.- A jeśli odmówię obydwóm?- To nie uchodzi, mój panie.Do tej pory zaproszenia przysłały ci wszystkie domy bez wyjątku.Jeśli odrzucisz te, to cóż, co najmniej jeden z pozostałych domów uzna, że skoro nie jesteś sprzymierzony z królem albo lordem Bart­hanesem, wówczas mogą odpowiedzieć na obrazę, jaką było spalenie ich zaproszeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl