RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli nie jest sama, odejdźcie.Mamy tu do załatwienia ważniejsze sprawy.Wzięła głęboki oddech i zmusiła się, by spojrzeć na Ege­anin.- Jeżeli pozwolisz, by coś się jej stało.Z oddali dobiegł je stłumiony dźwięk trąbki.Chwilę później wewnątrz pałacu rozbrzmiał gong, a okrzyki rozkazów roznio­sły się po korytarzach.W dali dostrzegły na moment mężczyzn w stalowych hełmach.Biegli.- Może nie będziemy się musiały przejmować Strażnika­mi przy jej drzwiach - zauważyła Elayne.Na ulicach wybuchły zamieszki.Plotki rozsiewane przez Thoma i Juilina wzburzyły tłumy.Żeglarze Domona podsycali napiętą atmosferę.Żałowała, iż musiały to zrobić, jednak roz­ruchy wywabią z pałacu wielu Strażników, a jeśli będą miały szczęście, to być może nawet wszystkich.Ci ludzie, tam na zewnątrz, nie wiedzieli tego, ale oni wszyscy walczyli teraz w bitwie o oswobodzenie swego miasta od Czarnych Ajah, a świat od dotyku Cienia.- Egeanin powinna pójść z tobą, Nynaeve.Twoja część zadania jest najważniejsza.Jeżeli któraś z nas potrzebuje ko­goś, by strzegł jej pleców, to właśnie ty.- Nie potrzebuję żadnej Seanchanki!Zarzuciwszy na ramię swą miotełkę do kurzu niczym pikę, Nynaeve odmaszerowała w głąb korytarza.W żadnej mierze nie poruszała się jak służąca.Tym żołnierskim krokiem?- Czy nie powinnyśmy zająć się własnymi zadaniami? - zapytała Egeanin.- Zamieszki nie zajmą ich na długo.Elayne kiwnęła głową.Nynaeve zniknęła im z oczu za rogiem.Schody były wąskie i ukryte w ścianie, aby służący nie wchodzili nikomu w oczy.Korytarze na pierwszym piętrze podobne były do tych na parterze, wyjąwszy to, że podwójnie sklepione łuki mogły równie dobrze prowadzić na zabudowane kamienną koronką balkony jak i wprost do pokoi.Po drodze, kierując się do zachodniej części pałacu, spotkały jeszcze mniej służących niźli poprzednio, który obrzucali je co najwyżej prze­lotnym spojrzeniem.Na ich szczęście korytarz przed komna­tami Panarch był pusty.Przed szerokimi, rzeźbionymi we wzo­ry drzew drzwiami, osadzonymi w zakończonej podwójnym łukiem futrynie, nie było straży.Nie, żeby miała zamiar za­wrócić, gdyby było inaczej, wbrew temu, co obiecała Nynaeve, ale dzięki temu wszystko było prostsze.Chwilę później nie była już tak tego pewna.Poczuła przez zamknięte drzwi, że wewnątrz ktoś przenosi Moc.Nie były to silne strumienie, jednak bez żadnych wątpliwości ktoś splatał strumienie, lub przynajmniej zacieśniał sieć.Niewiele kobiet znało tajemnicę splatania sieci.- O co chodzi? - zapytała Egeanin.Elayne zdała sobie sprawę, że stoi bez ruchu w miejscu.- Jedna z Czarnych sióstr jest w środku.Jedna czy więcej? Z pewnością tylko jedna przenosiła.Przy­lgnęła do drzwi.W środku śpiewała kobieta.Przyłożyła ucho do rzeźbionego drewna i dosłyszała nieprzyzwoite słowa, stłu­mione, ale dawały się wyraźnie zrozumieć.Me piersi są krągłe, o biodrach każdy marzyZadowolę naraz dwudziestu marynarzyZaskoczona szarpnęła się w tył, porcelanowe naczynia prze­sunęły się na tacy pod serwetą.Czyżby jednak zabłądziły? Nie, plan zapamiętała dokładnie.Poza tym w całym pałacu tylko drzwi rzeźbione w drzewa prowadziły do komnat Panarch.- A więc musimy ją zostawić - powiedziała Egeanin.- Nie możesz nic zrobić, jeżeli nie chcesz ostrzec pozostałych o swej obecności.- Być może mogę.Jeżeli nawet poczują, że przenoszę, pomyślą, iż jest to dzieło tej w środku.Marszcząc brwi, zagryzła dolną wargę.Ile ich jest w środku? Potrafiła zrobić z Mocą przynajmniej trzy lub cztery rzeczy naraz, coś, na co było stać tylko Egwene i Nynaeve.Przebiegła w myśli poczet andorańskich królowych, które okazały odwagę w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa, i po chwili zrozumiała, że w jego ramach można umieścić wszystkie królowe Andoru."Pewnego dnia będę królową.Potrafię być równie odważna jak one".Koncentrując się, powiedziała:- Otwórz drzwi, Egeanin, a potem padnij na podłogę, bym mogła wszystko dobrze widzieć.- Seanchanka zawa­hała się.- Otwórz drzwi.Ton głosu Elayen zaskoczył ją samą.Nie próbowała nadać mu jakieś szczególne brzmienie, ale był cichy, spokojny, roz­kazujący.A Egeanin kiwnęła głową, nieomal ukłoniła się i na­tychmiast otworzyła oboje drzwi.Me uda są mocne jak łańcuch kotwicyMe usta gorące.Ciemnowłosa śpiewaczka, owinięta w strumienie Powietrza aż po szyję, odziana w pobrudzoną i pomiętą tarabońską suknię z czerwonego jedwabiu, urwała, gdy drzwi otworzyły się gwał­townie.Kobieta o kruchym wyglądzie, w bladoniebieskiej suk­ni cairhieniańskiego kroju z wysokim karczkiem, spoczywająca na długiej wyściełanej ławie, przestała kiwać głową w takt piosenki i poderwała się na równe nogi.Na jej lisiej twarzy gniew momentalnie zajął miejsce uśmiechu.Choć poświata saidara otaczała Temaile już wcześniej, nie miała najmniejszych szans.Zatrwożona widokiem, jaki rozpościerał się przed jej oczyma, Elayne objęła Prawdziwe Źródło i smagnęła z całej siły strumieniami Powietrza, owi­jając tamtą od ramion po kostki, potem splotła tarczę Ducha i umieściła ją między ową kobietą a Źródłem.Poświata ota­czająca Temaile zgasła, ona zaś-padła, jakby powalona przez galopującego konia, oczy zapadły się w głąb czaszki, przeto­czyła się po ławie i stoczyła z niej, nieprzytomna już, na złoto-zielony dywan.Kobieta o ciemnych warkoczach wzdryg­nęła się, kiedy otaczające ją strumienie zniknęły, z zadziwie­niem pomieszanym z niedowierzaniem przesunęła dłońmi po swym ciele, a jej wzrok powędrował z Temaile na Elayne, potem na Egeanin.Zacisnąwszy mocniej sieć więżącą Temaile, Elayne pośpie­szyła do wnętrza komnaty, jej oczy wypatrywały kolejnych Czarnych Ajah.Egeanin cicho zamknęła za nią drzwi.W po­mieszczeniu najwyraźniej nikogo więcej nie było.- Czy ona była sama? - zapytała ostro kobietę w czer­wieni.Samą Panarch, wedle opisu Nynaeve.Tamta rzeczywi­ście wspominała coś o piosenkach.- Wy nie jesteście.z nimi? - z wahaniem zapytała Amathera, a spojrzeniem ciemnych oczu objęła ich ubiory.­Również jesteście Aes Sedai?Wyglądała tak, jakby ze wszystkich sił starała się w to uwierzyć, mimo iż przed chwilą na własne oczy widziała, co stało się z Temaile.- Ale nie z nimi?- Czy ona była sama? - warknęła Elayne, a Amathera aż podskoczyła.- Tak.Sama.Tak, ona.Panarch skrzywiła się.- Pozostałe zmuszały mnie, bym zasiadała na mym tro­nie, a potem mówiła słowami, które wkładały mi w usta.Ba­wiło je zmuszanie mnie czasami do czynienia sprawiedliwości, a czasami do ferowania potwornie krzywdzących wyroków, których skutki będą się ciągnąć przez pokolenia, powodując bezustanne walki, jeśli nie uda mi się ich unieważnić.Ale ona! - Małe usta o pełnych wargach skrzywiły się z nienawiścią.- One jej nakazały, by mnie pilnowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl