RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak kończy list moja trzpiotka  mówił Prestongrange. Sam zatem widzisz, panie Da-widzie, że nie przesadzam mówiąc, iż moje córki odnoszą się do ciebie z przyjazną zalotno-ścią. Fujara jest bardzo zobowiązany. Czyż nie gracko się spisała!  mówił dalej lord prokurator. Czyż ta góralka nie jest wpewnej mierze bohaterką? Wierzyłem zawsze w jej mężne serce i założę się, że niczego się nie domyśla.proszę miwybaczyć, to jest zakazany temat.97  Ja również gotów jestem się założyć  odrzekł całkiem otwarcie  jestem pewien, żeuważała to za wyzwanie rzucone prosto w twarz króla Jerzego.Wspomnienie Katriony i myśl o jej uwięzieniu wstrząsnęła mną do głębi.Wszak nawetPrestongrange nie silił się na ukrywanie swego dla niej podziwu i nie mógł zapanować naduśmiechem mówiąc o jej czynie.A przy całej słabości jego córki do ironicznych kpinek, po-dziw, jaki wyrażała w swym liście, był najzupełniej oczywisty.Uniosła mnie fala płomienne-go uczucia. Nie jestem córką Waszej Wielmożności. I mnie się tak wydaje!  przerwał mi z uśmiechem. Mówię od rzeczy, a raczej kiepsko zacząłem.Wizyta panny Grant w więzieniu byłabynierozsądnym krokiem, to jasne, ja natomiast uznałbym się za niegodnego przyjaciela, gdy-bym niezwłocznie tam nie podążył. He, he, panie Dawidzie, coś mi się widzi, że stanęła pomiędzy nami pewna umowa. Gdy zgodziłem się na nią, uczyniłem to pod wpływem okazywanej mi przez WasząWielmożność dobroci, nie neguję wszelako, iż powodował mną również wzgląd na własnedobro.Uległem popędom samolubstwa i teraz się tego wstydzę.Mniemanie, iż ten wścibskiDavie Balfour jest pańskim przyjacielem i domownikiem, zabezpiecza, być może, WasząWielmożność.Proszę więc to nadal głosić, nigdy temu nie zaprzeczę, lecz co do patronowa-nia mi i protekcji  zwracam ją bez reszty i proszę tylko o jedno: pozwólcie mi, panie, poje-chać do niej i dajcie mi glejt na odwiedzenie jej w więzieniu.Lord prokurator spojrzał na mnie surowo. Zdaje mi się, że stawiasz wózek przed koniem.To, co uczyniłem dotychczas dla ciebie, wynika po prostu z życzliwości, co widocznie uszłotwojej zaślepionej niewdzięcznością uwagi.Lecz jeśli chodzi o moją protekcję  nie udzieli-łem ci jej ani (gwoli ścisłości) nie zaofiarowałem ci jej jeszcze. Zamilkł na chwilę.Ostrzegam cię  rzekł  nie znasz jeszcze siebie.Młodość jest zapalczywa i nieopatrzna, nieminie rok, a zmienisz zdanie. Wolę być tego rodzaju młodzieńcem!  wykrzyknąłem. Za wiele już widziałem tychinnego typu, w postaci młodych adwokatów łaszących się do Waszej Wielmożności, a nawetusiłujących się płaszczyć przede mną! To samo widziałem w starym pokoleniu.Oni wszyscy,cały ten ich klan, myślą tylko o własnej promocji, o własnym zysku! To właśnie sprawia, żetrudno mi uwierzyć w pańską życzliwość! Dlaczego miałbym w nią wierzyć? Wszak pan sammi powiedział, iż ma w tym interes!Zamilkłem przerażony, iż zapędziłem się aż tak daleko.On zaś wpatrywał się we mnie zkamienną twarzą. Wasza Wielmożność! Proszę mi wybaczyć, nie umiem się jeszcze inaczej, jak po pro-stacku, wyrazić.Wydaje mi się, że gwoli choćby tylko przyzwoitości winienem odwiedzićmoją przyjaciółkę w więzieniu, lecz Waszej Wielmożności zawdzięczam życie i nigdy tegonie zapomnę! Jeśli to ma wyjść na dobre Waszej Wielmożności, pozostanę tutaj.Z prostejwdzięczności. Mógłbyś to wszystko powiedzieć za pomocą mniejszej ilości słów  odrzekł posępnie.Aatwo jest, a nieraz i przystojniej, powiedzieć po prostu: tak. Wasza Wielmożność nie rozumie mnie jeszcze.Ze względu na pana, na moje ocaloneżycie, na okazaną mi łaskawość gotów jestem się zgodzić na żądanie Waszej Wielmożności,ale tylko i wyłącznie dlatego; bynajmniej nie ze względu na jakąkolwiek osobistą korzyść.Jeśli pozostanę na uboczu, podczas gdy ta dziewczyna cierpi, nic dla mnie dobrego z tegowyniknąć nie może.Stracę na tym, a na pewno nic nie zyskam.Wolałbym, aby wszystkozwaliło mi się na głowę, niż na takich budować fundamentach.Prestongrange siedział przez chwilę poważny, po czym uśmiech twarz mu rozjaśnił. Przypominasz mi człowieka o długim nosie, który nic poza nim nie widzi; gdybyś popa-trzył przez teleskop na księżyc, ujrzałbyś tam Dawida Balfoura! Jednakże pójdę ci na rękę.O98 jedną tylko poproszę cię przysługę, po czym będziesz wolny.Moi pisarze są zapracowani,bądz zatem tak dobry i przepisz mi te parę stron  i zaczął grzebać w ogromnych zwojachrękopisów  a jak się z tym uporasz, życzę ci szczęśliwej podróży! Za żadną cenę nie chciał-bym się obarczyć troską o sumienie pana Dawida; a gdybyś jadąc kiedyś drogą w pobliżumoczarów porzucił tam część swych skrupułów, sam byś się wkrótce przekonał, o ile łatwiejjest podróżować bez nich. Może jednak nie w tym samym kierunku, który Wasza Wielmożność ma na myśli! Musisz mieć zawsze ostatnie słowo!  zawołał wesoło.Miał istotnie powody do wesołości, znalazł bowiem sposób na osiągnięcie celu.Gwoliujęcia memoriałowi powagi lub posiadania pod ręką sposobnej nań odpowiedzi chciał, abymuchodził publicznie za będącego z nim na poufałej stopie; lecz gdybym w tym charakterzepojawił się w więzieniu Katriony, opinia nie omieszkałaby z tego wyciągnąć wniosków iprawdziwe tło ucieczki Jamesa More a stałoby się oczywiste dla wszystkich.Przed takim topostawiłem go problemem i rychło sobie z nim poradził.Podczas gdy ja byłem uwiązany wGlasgow przez narzuconą mi pracę kopisty, a nie mogłem, choćby dla zachowania pozorówuległości, odmówić jego prośbie, Katriona została po cichu zwolniona.Wstydzę się tak pisaćo człowieku, który z iście ojcowską traktował mnie dobrocią, lecz zaiste był fałszywy jakrozbity dzwon.99 XIX.POD OPIEK DAMPrzepisywanie okazało się nader nudnym zajęciem, tym bardziej że jak wkrótce odkryłem,treść rękopisów pozbawiona była wszelkich cech pilności i rychło zacząłem traktować mojąpracę jako pretekst.Zaledwie ją zakończyłem, wynająłem konia i wykorzystawszy jak mo-głem najskuteczniej resztę dziennego światła, dotarłem na noc do osiedla nad rzeką AlmondWater.Przed świtaniem siedziałem znów w siodle i otwierano właśnie bramy Edynburga, gdyzatrzymałem spienionego konia przed drzwiami lorda prokuratora.Prestongrange zaopatrzył mnie w słówko do Doiga, swego pisarza i totumfackiego, zacne-go, zatabaczonego i pewnego siebie grubasa, wtajemniczonego jakoby we wszystkie sekretyswego pana.Zastałem go już przy stole w tym samym przedpokoju, gdzie w swoim czasiespotkałem Jamesa More a.Przeczytał wręczoną mu kartkę skrupulatnie, jak rozdział z Biblii. Hm  rzekł  przybywa pan odrobinę za pózno.Ptaszek wyfrunął.Wypuściliśmy go zklatki. Panna Drummond jest na wolności? A jakże, po cóż mielibyśmy dłużej ją trzymać? Na nic się nie zda zrebak w stodole. A gdzież ona jest teraz? Pan Bóg raczy wiedzieć  odrzekł, wzruszając ramionami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl