[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z cienia wynurzyła się jakaś postać.Sherlock wzdrygnął się, spodziewając sięGrivensa, ale okazało się, że to inny członek załogi, mechanik.Obnażony do pasa i potężnieumięśniony, skórę miał czarną od węglowego pyłu i poznaczoną strużkami potu, tak że całybył w jaśniejsze i ciemniejsze paski, jak zebry na rycinach w książkach o Afryce, któreSherlock widział w bibliotece ojca.Moleskinowe spodnie miał przesiąknięte potem, a naramieniu niósł szuflę.Cała jego postać - to, jak szedł, jego mina, wszystko - wyrażałastraszliwe zmęczenie.Sherlock przyglądał się, gdy mijał dudniący silnik i ze spuszczonągłową zniknął w innych drzwiach, być może szedł, żeby położyć się w hamaku wiszącymgdzieś w ciemnych głębinach statku.Zdając sobie sprawę, że Grivens jest tuż za nim, Sherlock pobiegł galeryjką, aż dotarłdo drabinki, którą mógł pójść w górę albo w dół.Dokąd teraz? Jeśli zacznie się wspinać,znajdzie się bliżej pokładu, ale nie był pewien, czy znajdzie tam wyjście na zewnątrz.Napewno nigdy nie widział na pokładzie żadnych mechaników ani palaczy.Może nie wolno imbyło tam wychodzić i musieli przez całą podróż żyć w mroku maszynowni.Zatem na dół,mógł jedynie mieć nadzieję, że z maszynowni są inne wyjścia.Chłopiec zszedł po drabince tak szybko, jak tylko mógł, parząc sobie palce o żelazneszczeble.Wibracje maszyn przenosiły się przez jego ręce tak mocno, że aż drgały mu zęby.Zgorąca i braku powietrza kręciło mu się w głowie, mokre od potu dłonie dwa razy omsknęłymu się ze szczebli i o mało nie spadł.W końcu stanął na dole i na chwilę z ulgą oparł czoło odrabinę, po czym odepchnął się od niej i ruszył dalej.Drzwi na galeryjce znów się otworzyły.Sherlock słyszał, jak walą o ścianę.Namoment zapadła cisza, a następnie czyjeś kroki zabrzęczały na metalowej kracie.Sherlock wsunął się w przejście biegnące między dwiema dużymi częściami silnika:nieregularnymi bryłami czarnego żelaza obwieszonymi rurami.Otarł się ramieniem o jedną znich i aż odskoczył, tak była gorąca.Przejście kończyło się metalową platformą pokrytą nitami, była to część jakiegośzbiornika na parę.Sherlock znalazł się w ślepym zaułku.Ale mógł się skryć w cieniu między częściami maszyny.Skulił się i starał sięzachowywać tak cicho, jak to możliwe.Usłyszał kroki na drabinie, które ucichły, kiedy przybysz dotarł na dół.- Ty, mały! - dobiegło go wołanie Grivensa.- Pogadajmy.yle zaczęliśmy.Przesadziłem.Wyjdz no, to porozmawiamy jak starzy kumple.Pewnego dnia będziemy się ztego śmiać, obiecuję.Sherlock nie ufał ani jego słowom, ani tonowi głosu.Wiedział, że jeśli wyjdzie,Grivens go zabije.- No dobrze - ciągnął Grivens.- Dobrze.- Sherlock ledwo go słyszał w łomocie ibrzęku maszyn.- Boisz się, rozumiem.Myślisz, że zrobię ci coś złego.Cóż, pogadajmy więco pieniądzach.Jak wiesz, zapłacili mi, żebym cię sprzątnął, ale jeśli dasz wiarę, ja jestempraktycznym człowiekiem interesu.Jestem pewien, że ten wielki Amerykanin może zapłacićmi co najmniej tyle samo, ile ci goście, którzy mnie wynajęli.Pójdzmy do niego razem ipogadajmy jak mężczyzna z mężczyzną.Może mi wypisać czek, a ja zapomnę o całej waszejtrójce.Co ty na to?Wyglądało to na podstęp, ale Sherlock nie był na tyle głupi, żeby o tym mówić.Poprostu się nie odzywał.Gdzieś niedaleko nagle otworzył się zawór, z ogłuszającym sykiem wypuszczającstrumień pary.- Mały? Jesteś tu? - Głos się zbliżał, tak jakby Grivens szedł w jego stronę.SzukałSherlocka, najwyrazniej nie wystarczała mu nadzieja, że jego uspokajające słowa przekonająchłopca, by wyszedł z kryjówki.- Wiem, że zle zaczęliśmy, ale chcę ci to wynagrodzić.Wyjdz, to pogadamy.Sherlock zdał sobie sprawę, że plecami dotyka do rury albo jakiejś części silnika, wktórej jest para.Czuł, jak przez marynarkę i koszulę parzy mu grzbiet.Próbował przesunąć sięodrobinę naprzód, ale musiał uważać, żeby nie wystawić jakiejś części ciała w plamę światła.Przesunął się powoli, ale gorąco było zbyt duże i odsunął się gwałtownie, żeby się nieoparzyć.Uderzył stopą w rurę, która zadzwięczała niczym dzwon.- Tuś mi, bratku.- Głos Grivensa brzmiał tak, jakby stał tylko kilka stóp od Sherlocka.- Cóż, przynajmniej mamy od czego zacząć.Wylot przejścia, w którym ukrywał się Sherlock, przesłonił jakiś cień.W szarawymświetle padającym z krat powyżej chłopiec dostrzegł zarys głowy i ramion Grivensa.Mężczyzna trzymał coś w ręku, przymierzając się do ciosu.Wyglądało to jak klucz francuski,bardzo duży i ciężki.Sherlock uświadomił sobie, że tutaj, we wnętrzu statku, Grivens nie musiał się nawetmartwić o to, żeby wynieść jego zwłoki na górę i wyrzucić za burtę.Mógł je po prostu cisnąćdo pieca.Należałoby jedynie przekupić palaczy kilkoma szylingami, żeby patrzyli w innąstronę, a z Sherlocka zostałyby tylko żwir i popiół.- Wyjdz ino, dziecino - zanucił Grivens.Teraz przesłaniał sobą całe światło wpadającew przejście między maszynami.Wydawało się, że wyczuwa, gdzie jest Sherlock.Zamiastpójść dalej, skręcił w przejście.Sherlock skulił się, starając się pozostać w cieniu.Za kilka sekund Grivens i tak gozauważy i będzie po wszystkim.Jego dłoń dotknęła ciepłej podłogi i dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, żeprzesunęła się obok miejsca, gdzie rura, o którą się opierał, powinna wchodzić w posadzkę.Pomacał ręką.Rura najwyrazniej nie dochodziła do podłogi, tylko zakręcała pod spód.Umocowano ją na rozporkach przyśrubowanych do posadzki, ale było tam dość miejsca, żebySherlock mógł się pod nią wślizgnąć.Może po drugiej stronie znajdzie wyjście.Jeśli nie,znajdzie się w takiej samej pułapce jak teraz, tylko mniej wygodnej.Opadł na czworaki, a potem położył się na brzuchu.Podłoga była nieprzyjemniegorąca [ Pobierz całość w formacie PDF ]