RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W odrętwieniu rozważał możliwości wyboru, jeśli można je było tak nazwać.Nowy Jork w roku 1912 z doprowadzającą do szaleństwa świadomością bliskości jego epoki? I z Bully Jackiem? Może Memphis w roku 1869 z Benem Bartholderem czekającym na trzecią wizytę? Może Królewiec w 1676 w towarzystwie głupawo uśmiechniętej gęby Hansa Baerthalera i czarnej śmierci? Może Londyn w roku 1595 z szukającą go po całym mieście bandą rzezimieszków, przyjaciół Toma Barthala? Może Maiden Castle ze wściekłym, pałającym żądzą odwetu Connorem Lough Mac Bairthre’em?Było mu wszystko jedno.Tym razem - pomyślał niech miejsce wybierze mnie.Zamknął oczy i na ślepo wcisnął klawisz.przekład: Andrzej ŚluzekSenOstatniej nocy miałem bardzo dziwny sen.Śniło mi się, że przemówił do mnie głos:”Wybacz, że przerywam ci pierwszy sen, ale mam nie cierpiący zwłoki problem i tylko ty możesz mi dopomóc w jego rozwiązaniu”.Śniło mi się, że odpowiedziałem:”Nie musisz przepraszać, jeszcze na dobre nie zasnąłem i jeśli mogę ci w czymś pomóc.”„W tobie cała nadzieja - odparł głos - bo inaczej ja i moi ludzie jesteśmy zgubieni”.„Chryste” powiedziałem.Nazywał się Froka i był członkiem bardzo starożytnej rasy.żyli od niepamiętnych czasów w rozległej dolinie, otoczonej gigantycznymi górami.Byli społecznością nastawioną pokojowo i z biegiem czasu wydali na świat paru wybitnych artystów.Odznaczali się niezłomnymi zasadami i wychowywali swe dzieci w duchu.miłości bliźniego, i poszanowania prawa.Chociaż niektórzy z nich przejawiali skłonność do alkoholu i chociaż nieobce im było nawet pojęcie morderstwa w afekcie, to jednak uważali siebie za uczciwe i zacne istoty rozumne, które.Przerwałem mu.- Czekaj, no! Nie możesz przejść od razu do tego nie cierpiącego zwłoki problemu?Froka przeprosił za rozwlekłość swych wywodów, ale wyjaśnił, że w jego świecie standardowa forma przedkładania próśb obejmuje drobiazgową deklarację moralnej prawości petenta.- O’kay - powiedziałem.- Przejdźmy do tego problemu.Froka wziął głęboki wdech i zaczął.Powiedział mi, że około stu lat temu (według ich rachuby czasu), z niebios opuścił się ogromny, czerwonawo-żółty słup, lądując w pobliżu statuy Nieznanego Boga, przed frontonem ratusza ich trzeciego pod względem wielkości miasta.Słup ten był z grubsza cylindryczny i miał około dwóch mil średnicy.W górę wykraczał poza zasięg ich przyrządów, wbrew wszelkim prawom natury.Zbadawszy go twierdzili, że jest odporny na ciepło, na zimno, na działanie bakterii, na bombardowanie protonami i tak właściwie na wszystko inne, co im przychodziło do głowy.Stał tam, nieruchomy i niepojęty, przez dokładnie pięć miesięcy, dziewiętnaście godzin i sześć minut.Potem, bez jakiegokolwiek powodu, słup zaczął się przemieszczać w kierunku północno-zachodnim.Jego średnia prędkość wynosiła 78,881 mil na godzinę (według ich miary prędkości).Wyciął bliznę o długości 183,223 mil i szerokości 2,011 mili, po czym znikł.Zwołane sympozjum autorytetów naukowych nie potrafiło w żaden racjonalny sposób wyjaśnić tego wydarzenia.Oświadczyli w końcu, że było ono niewytłumaczalne, unikalne i że nie może drugi raz się powtórzyć.Ale powtórzyło się znowu, w miesiąc później, i to w stolicy.Tym razem cylinder, poruszając się na pozór chaotycznymi zrywami, przebył w sumie 820,331 mil.Szkód materialnych nie dało się oszacować, a liczba ofiar śmiertelnych przekraczała kilka tysięcy.W dwa miesiące i jeden dzień po tym wydarzeniu, słup powrócił ponownie, przemykając w wielkim pędzie przez trzy główne miasta.Teraz już każdy zdawał sobie sprawę, że, jakieś niezbadane, i być może niemożliwe do zbadania zjawisko, zagraża nie tylko jego własnemu życiu, ale również całej cywilizacji, samemu istnieniu jego rasy.Świadomość tego wywołała powszechną rozpacz wśród ogółu ludności.Nastroje przechodziły gwałtowną metamorfozę od zbiorowej histerii do głębokiej apatii.Czwarty atak miał miejsce na nieużytkach, na wschód od stolicy.Wyrządzone w wyniku niego szkody były minimalne.Tym razem jednak wybuchła masowa panika, której rezultatem była przerażająco wielka liczba samobójstw.Sytuacja stawała się rozpaczliwa.Teraz, obok oficjalnych gałęzi nauki, na plac boju wkroczyły pseudonauki.Nie pogardzano żadną pomocą, nie lekceważono żadnej hipotezy, czy to wysuwanej przez biochemika, przez chiromantę czy też przez astronoma.Nie wolno było pominąć najdziwaczniejszych nawet teorii, zwłaszcza po tej straszliwej nocy, kiedy to całkowitej anihilacji uległo piękne i starożytne miasto Zar, a wraz z nim dwa jego przedmieścia.- Chwileczkę - powiedziałem.Przykro mi bardzo, że macie takie kłopoty, ale nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną.- Właśnie do tego zmierzam - odparł głos.- No to mów dalej - powiedziałem - ale radzę ci się pośpieszyć, bo czuję, że się niedługo obudzę.- Moja rola w tym wszystkim jest raczej trudna do wytłumaczenia ciągnął Froka.- Z zawodu jestem dyplomowanym księgowym, ale prywatnie interesuję się różnymi metodami poszerzania percepcji zmysłowej.Ostatnio eksperymentowałem ze związkami chemicznymi, które nazywamy”kola” i które wywołują często stany głębokiego rozjaśnienia umysłu.- My też mamy podobne związki wtrąciłem.- Zatem rozumiesz! No więc, kiedy byłem w transie.też używacie tego określenia? Kiedy znajdowałem się, że tak powiem, pod wpływem, spłynęło na mnie objawienie.Stało się to w sposób całkowicie dla mnie niepojęty.Ale to tak trudno wyjaśnić.- Wal dalej - wtrąciłem niecierpliwie - dojdź wreszcie do sedna sprawy.- No więc - powiedział głos uświadomiłem sobie nagle, że mój świat istnieje jednocześnie na wielu poziomach - atomowym, subatomowym, płaszczyzn oscylacyjnych, na nieskończonej liczbie poziomów rzeczywistości, z których każdy jest również częścią innych poziomów istnienia.- Wiem o tym - powiedziałem z podnieceniem.- Niedawno stwierdziłem to samo w odniesieniu do mojego świata [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl