RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bij! morduj! - krzyknął i trzydziestu semenów dało ognia takprawie, jak w twarz chłopstwu, a po wystrzeleniu, z szablami wręku, zsunęli się błyskawicą po pochyłej ścianie wąwozu międzyprzerażonych i zmieszanych rezunów.- Bij! morduj! - zabrzmiało przy jednym ujściu wąwozu.- Bij! morduj! - powtórzyły dzikie głosy przy drugim.- Jarema! Jarema!Napad tak był niespodziany, przerażenie tak straszne, iżchłopstwo, choć zbrojne, prawie żadnego nie dawało oporu.Już itak opowiadano w obozach zbuntowanej czerni, że Jeremi przypomocy złego ducha może być i bić jednocześnie w kilkumiejscach, a teraz to imię spadłszy na nie oczekujących niczego ibezpiecznych - istotnie jak imię złego ducha - wytrąciło im brońz ręki.Zresztą spisy i kosy nie dały się użyć w ciasnym miejscu,więc też przyparci jak stado owiec do przeciwległej ściany jaru,rąbani szablami przez łby i twarze, bici, przebijani, deptaninogami, wyciągali z szaleństwem strachu ręce i chwytającnieubłagane żelazo ginęli.Cichy bór napełnił się złowrogimwrzaskiem bitwy.Niektórzy starali się ujść przez prostopadłąścianę jaru i drapiąc się, kalecząc sobie ręce spadali na sztychyszabel.Niektórzy ginęli spokojnie, inni ryczeli litości, innizasłaniali twarze rękoma, nie chcąc widzieć chwili śmierci, inniznów rzucali się na ziemię twarzą na dół, a nad świstem szabel,nad wyciem konających górował krzyk napastników:  Jarema!Jarema! - krzyk, od którego włosy powstawały na chłopskichgłowach i śmierć tym straszniejszą się wydawała.Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 389A dziad gruchnął w łeb lirą jednego z semenów, aż się przewrócił,drugiego złapał za rękę, by cięciu szablą przeszkodzić, i ryczał zestrachu jak bawół.Inni spostrzegłszy go biegli rozsiekać, ażprzypadł i pan Skrzetuski:- %7ływcem brać! żywcem brać! - krzyknął.- Stój! - ryczał dziad - jam szlachcic przebrany! Loquor latine!Jam nie dziad! Stójcie, mówię wam, zbóje, skurczybyki, kobyledzieci, oczajdusze, łamignaty, rzezimieszki!Ale dziad nie skończył jeszcze litanii, gdy pan Skrzetuski w twarzmu spojrzał i krzyknął, aż się ściany parowu echem ozwały:- Zagłoba!I nagle rzucił się na niego jak dziki zwierz, wpił mu palce wramiona, twarz przysunął do twarzy i trzęsąc nim jak gruszkąwrzasnął:- Gdzie kniaziówna, gdzie kniaziówna?- %7łyje! zdrowa! bezpieczna! - odkrzyknął dziad.- Puść waćpan, dodiabła, bo duszę wytrzęsiesz.Wtedy tego rycerza, którego pokonać nie mogła ani niewola, anirany, ani boleść, ani straszliwy Burdabut, pokonała wieśćszczęsna.Ręce mu opadły, na czoło wystąpił pot obfity, obsunąłsię na kolana, twarz zakrył rękoma i oparłszy się głową o ścianęjaru, trwał w milczeniu - widać, Bogu dziękował.Tymczasem docięto reszty nieszczęsnych chłopów, kilkunastuzwiązano, którzy katu mieli być oddani w obozie, aby zeznania znich wydobył, zaś inni leżeli porozciągani i martwi.Bitwa ustała- zgiełk uciszył się.Semenowie zbierali się koło swego wodza iwidząc go klęczącego pod skałą, poglądali na niego niespokojnienie wiedząc, czy nie ranny.On zaś wstał, a twarz miał taką jasną,jakby mu zorze w duszy świeciły.- Gdzie ona jest? - spytał Zagłoby.- W Barze.- Bezpieczna?- Zamek to potężny, żadnej inwazji się nie boi.Ona w opiece jestHenryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 390u pani Sławoszewskiej i u mniszek.- Chwała bądz Bogu najwyższemu! - rzekł rycerz - a w głosiedrgało mu głębokie rozrzewnienie.- Dajże mnie waść rękę.Zduszy, z duszy dziękuję.Nagle zwrócił się do semenów:- Siła jest jeńców?- Simnadciat' - odpowiedzieli żołnierze.Na to pan Skrzetuski:- Potkała mnie wielka radość i miłosierdzie jest we mnie: Puścićich wolno.Semenowie uszom swoim wierzyć nie chcieli.Tego zwyczaju niebywało w wojskach Wiśniowieckiego.Skrzetuski zmarszczył z lekka brwi.- Puścić ich wolno - powtórzył.Semenowie odeszli, ale po chwili starszy esauł wrócił i rzekł:- Panie poruczniku, nie wierzą, iść nie śmią.- A pęta mają rozcięte?- Tak jest.- Tedy ostawić ich tutaj, a sami na koń.W pół godziny pózniej orszak posuwał się znów wśród ciszywąską drożyną.Zeszedł też księżyc, który poprzenikał długimi,białymi pasmami do środka boru i rozświecił ciemne głębie.PanZagłoba i Skrzetuski, jadąc na czele, rozmawiali z sobą.- Mówże mnie waszmość o niej wszystko, co tylko wiesz - rzekłrycerz.- To tedy waszmość ją z rąk Bohunowych wyrwałeś?- A ja, jeszczem mu łeb na odjezdnym obwiązał, by krzyczeć niemógł.- O, toś waszmość postąpił wybornie, jak mnie Bóg miły! Alejakżeście się do Baru dostali?- Ej, siła by mówić, i to podobno będzie innym razem, bomokrutnie fatigatus, w gardle mi zaschło od śpiewania chamom [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl