RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy to możliwe? - zapytał Lawler.- Czy napra­wdę możemy być tak daleko?- Fala posuwała się z niewiarygodną prędkością.Nios­ła nas przez cały dzień.To cud, że okręt nie rozleciał się.Lawler spoglądał na mapę.- Jesteśmy za daleko, żeby zawrócić, nie sądzisz?- A kto mówi o powrocie? Ty? Ja? Na pewno nie Delagard.- A gdybyśmy chcieli? - powiedział Lawler.- Mó­wię, gdyby.- Lepiej zrobimy, płynąc naprzód - rzekł ponuro Felk.- Nie mamy wyboru.Za nami jest ogromna, pusta prze­strzeń.Jeżeli zawrócimy w stronę znanych nam wód, pra­wdopodobnie umrzemy z głodu, zanim gdziekolwiek dopły­niemy.Odnalezienie Obliczy to chyba nasza jedyna szansa.Może znajdziemy tam żywność i świeżą wodę.- Tak sądzisz?- A skąd mogę wiedzieć? - odparł Felk.* * *Leo Martello zagadnął go:- Masz wolną chwilę, doktorze? Chciałbym ci coś po­kazać.Lawler był w kajucie i sortował papiery.Miał trzy skrzy­nie danych medycznych o sześćdziesięciu czterech byłych Mieszkańcach Sorve, którzy prawdopodobnie zaginęli na morzu.Lawler zawzięcie walczył z Delagardem o prawo zabrania ich ze sobą, gdy flota opuszczała Sorve i ten jeden raz zwyciężył.Co teraz? Zatrzymać je? Po co? Na wypadek gdyby pięć zaginionych okrętów powróciło wraz z komplet­nymi załogami? Albo zachować je dla jakiegoś przyszłego historyka wyspy?Takim historykiem równie dobrze mógł zostać Martello.Może on zdołałby ująć te bezużyteczne dokumenty w ko­lejne pieśni swojego poematu.- O co chodzi, Leo?- Pisałem o Fali - powiedział Martello.- O tym, co nam się przydarzyło i gdzie teraz jesteśmy, dokąd pły­niemy i tak dalej.Myślałem, że może chciałbyś przeczytać, co do tej pory napisałem.Uśmiechnął się ochoczo.Jego lśniące brązowe oczy jaś­niały podnieceniem.Lawler zrozumiał, że Martello musi być ogromnie dumny z siebie i oczekuje aplauzu.Zazdro­ścił mu jego żywiołowości, otwartej natury, bezgranicz­nego entuzjazmu.W tej desperackiej, skazanej na klęskę wyprawie Martello potrafił doszukać się poezji.Zdumie­wające.- Czy troszeczkę nie przyspieszasz biegu wydarzeń? - zapytał Lawler.- Ostatnio byłeś dopiero przy emigra­cji z Ziemi na pierwsze skolonizowane światy.- To prawda.Jednak uważam, że w końcu dotrę do tej części poematu, która mówi o naszym życiu na Hydros, a której ogromnym fragmentem będzie ta podróż.Tak więc pomyślałem, dlaczego nie opisać jej teraz, gdy mam ją na świeżo w pamięci, zamiast czekać pięćdziesiąt czy sześć­dziesiąt lat, aż będę stary.Rzeczywiście, dlaczego nie, pomyślał Lawler.Od kilku tygodni Martello zapuszczał włosy na golonej dotąd głowie: odrastały gęste, bujne i brązowe.Dzięki temu wyglądał dziesięć lat młodziej.Jeśli ktokolwiek na tym okrę­cie miał przeżyć jeszcze pięćdziesiąt lat, to prawdopodobnie był to Martello.Nawet siedemdziesiąt.Dużo czasu na pisa­nie poezji.Jednak owszem, lepiej już teraz przelać wrażenia na papier.Lawler wyciągnął dłoń.- Dobrze, spójrzmy na to - powiedział.Przeczytał kilka linijek udając, że przegląda resztę.Po­dobnie jak poprzedni fragment, który pokazał mu Martello, był to długi, zarejestrowany strumień świadomości, równie dziwaczny i ckliwy, ten jednak miał przynajmniej walor osobistego przeżycia.Z nieba spadł potok ciemności,Zatopił nas głęboko, zanurzył nasze kości.Potem, gdy walczyliśmy, by zostać na górze,Nadszedł nowy wróg, mocniejszy niż poprzednio.To była Fala! Wzbudziła w nas głęboki strach.Zdławiła nasze krtanie i zmroziła serca.Fala! Obmierzły wróg, najtęższy z przeciwników.Wznosiła się jak ściana śmierci na piersi morza.Drżeliśmy wtedy, pobledliśmy wtedy,Upadliśmy na kolana w rozpaczy.Lawler podniósł oczy.- To bardzo mocna rzecz, Leo.- Myślę, że osiągnąłem zupełnie nowy poziom.Zaj­mując się historycznym, musiałem dotrzeć do tego z zew­nątrz, ale teraz - miałem to dokładnie tutaj.- Podniósł ręce do góry i szeroko rozłożył palce.- Po prostu musia­łem to zapisać, tak szybko jak zdołałem umieścić słowa na papierze.- Miałeś przypływ natchnienia.- To właściwe słowo, tak.- Martello nieśmiało sięg­nął po zwój manuskryptu.- Mógłbym go zostawić, gdy­byś chciał przejrzeć go dokładniej, doktorze.- Nie, nie, poczekam raczej, aż dokończysz całą pieśń.Nie napisałeś jeszcze o naszym wyjściu na pokład po wszy­stkim, i o tym, jak dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w głębi Morza Pustego.- Pomyślałem, że poczekam - powiedział Martello - aż dotrzemy do Obiczy Wód.Ta część podróży nie jest zbyt ciekawa, prawda? Zupełnie nic się nie dzieje.Kiedy jednak dotrzemy do Obliczy.Przerwał znacząco.- Tak? - powiedział Lawler.- Jak sądzisz, co się tam zdarzy?- Cuda, doktorze.Cuda, dziwy i bajkowe historie.- Oczy Martello zabłysły.- Nie mogę się doczekać.Na­piszę pieśń, z jakiej byłby zadowolony sam Homer.Sam Homer!- Jestem pewien, że napiszesz - powiedział Lawler.Nagle, znikąd, znowu pojawiły się śluzice, nadlatując setkami bez żadnego ostrzeżenia.Nie było powodu, aby ich oczekiwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl