RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko też zaczęła mie­siączkować.Przez jakiś czas wytworzyło to nawet między nimi rodzaj przepaści: ona już dorosła, a on jeszcze dzieciak, choć oboje wciąż związani mocno bliźniaczą nicią pochodzenia z jed­nego łona.Michael uśmiecha się.- Chciałbym cię o coś spytać - mówi.- Obiecujesz, że nikomu nie powiesz? Nawet Jasonowi?- Czy kiedykolwiek okazałam się paplą?- Przepraszani.Chciałem się tylko upewnić.Micaela kończy robotę przy dzieciach i wyczerpana siada przy bracie, patrząc mu w twarz.Ręcznik zsuwa się bezładnie zakrywając jej uda.Skromnisia.Michael zastanawia się, jak by zareagowała, gdyby powiedział, że chce się z nią kochać.Jasne, Ugodziłaby się: nie miałaby wyboru, ale czy sama też by chciała? A może czułaby się niezręcznie, użyczając szparki bratu? Kiedyś było inaczej.Ale to było tak dawno temu.- Nie miałaś nigdy ochoty opuścić miastowca, Micaelo? -pyta siostrę.- Masz na myśli: przeprowadzić się do innego?- Nie.Po prostu wyjść.Zobaczyć Wielki Kanion.Piramidy.Wyjść na zewnątrz.Nigdy nie czujesz się jakaś niespokojna, za­mknięta w monadzie?Jej ciemne oczy rozbłyskują.- Szczęść boże, tak! Niespokojna.Nigdy nie myślałam aku­rat o Piramidach, ale są dni, kiedy czuję, jak mury kładą się na mnie niczym mnóstwo rąk i ściskają ze wszystkich stron.- Więc ty też!- O co chodzi, Michael?- Ta teoria Jasona.Że z pokolenia na pokolenie ludzie ro­dzą się coraz lepiej przystosowani do życia w monadzie.Przy­szło mi do głowy, że niektórzy z nas są inni.Jesteśmy cofnięci w rozwoju.Chore geny.- Zacofańcy.- Otóż to! Jakby nie z tej epoki.Powinniśmy byli przyjść na świat w innym czasie.Kiedy ludzie mogli swobodnie się prze­mieszczać.Przynajmniej ja czuję w ten sposób.Chcę wyjść z budowli, Micaelo.Po prostu: powłóczyć się po okolicy.- Nie mówisz poważnie.- Owszem, mówię.Nie twierdzę, że na pewno to zrobię, ale czuję taką potrzebę.A to znaczy, że.cóż, jestem zacofańcem.Odstaję od spokojnego społeczeństwa, o jakim mówił Jason.Stacion za to pasuje doskonale.Kocha ten świat.Uważa go za idealny.Ja nie.I jeśli to sprawa genów, jeśli rzeczywiście je­stem nieprzystosowany do tej cywilizacji, to ty musisz być taka sama.Mamy przecież te same geny.Więc wpadłem na pomysł, że porozmawiam z tobą o tym.Żeby lepiej zrozumieć siebie.Dowiedzieć się, na ile ty jesteś przystosowana.- Nie jestem.- Wiedziałem!- Nie chodzi o to, że chce mi się wyjść z miastowca, raczej o inne rzeczy.Stany uczuciowe.Zazdrość, ambicje.Mam w gło­wie mnóstwo niebłogosławiennych myśli, Michaelu.Tak samo Jason.Nie dalej jak w zeszłym tygodniu kłóciliśmy się o to.-Chichocze.- Stanęło na tym, że oboje jesteśmy zacofańcami.Starożytnymi dzikusami.Szkoda czasu na szczegóły, ale myślę, że z grubsza masz słuszność: tak, ani ty ani ja nie jesteśmy w środku prawdziwymi ludźmi z miastowca.To tylko zewnętrz­na otoczka.Udawanie.- Właśnie! Otoczka! - Michael aż klaszcze w ręce.- Zga­dza się.Tego chciałem się dowiedzieć.- Ale nie wyjdziesz z miastowca, prawda?- Nawet jeśli tak, to tylko na trochę.Przekonać się, jak tam jest.W ogóle nie przejmuj się, że o tym wspomniałem.Dostrzega w jej oczach troskę.Podchodzi do niej i przycią­ga do siebie, otaczając ramionami.- Nie utrudniaj mi tego, Micaelo - odzywa się.- Jeśli to zrobię, będzie to znaczyć, że musiałem.Znasz mnie i rozumiesz.Dlatego nie zamartwiaj się i czekaj, aż wrócę.Jeżeli w ogóle się zdecyduję.Teraz ma już pewność, wyjąwszy parę ubocznych kwestii, na przykład pożegnanie.Ulotnić się, nie mówiąc ani słowa Stacion? Tak byłoby najlepiej; nigdy by go nie zrozumiała, a mo­głaby wywołać komplikacje.No i Micaela.Kusi go, by odwie­dzić ją jeszcze raz przed odejściem.Uroczyste pożegnanie.W ca­łym miastowcu nie ma bliższej osoby.Przecież może się zdarzyć, że nie będzie mógł wrócić z tej zamiejskiej eskapady.Chciałby ją pokryć i wydaje mu się, że ona też go pragnie.Miłosne do wi­dzenia, tak na wszelki wypadek.Tylko czy powinien tak ryzyko­wać? Nie wolno mu za bardzo polegać na genetycznej więzi; gdy­by dowiedziała się, że naprawdę planuje opuścić miastowiec, mogłaby kazać zatrzymać go i wysłać na kurację do inżynierów moralnych.Dla jego własnego dobra.Bez wątpienia uważa po­mysł wyjścia z monady za godny nonszalanta.Zważywszy wszyst­kie za i przeciw, Michael postanawia nic jej nie mówić.Pokryje ją w wyobraźni.Jej usta na jego ustach, ruchliwy język.Pieści dłońmi sprężyste i mocne ciało swej siostry.Wchodzi w nią.Ich ciała współdrgają w doskonałej harmonii.Jesteśmy rozłączony­mi połówkami jednej całości, teraz na nowo zespolonymi.Na krótką, ulotną chwilę.Widzi to tak dokładnie, że prawie gotów jest wycofać się z wcześniejszego postanowienia.Prawie.Ostatecznie wychodzi, nie mówiąc słowa nikomu.Poszło dość łatwo.Wie, jak zmusić ten wielki mechanizm, by służył jego celowi.Tego dnia na swojej zmianie Michael w znacznie mniejszym stopniu oddaje się marzeniom, wykonu­jąc swoje obowiązki z trochę większym skupieniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl