RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli dojdzie do ostateczności, nie ma wyboru, trzeba zastrzelić Grattana.- Mówił o tym, rzeczowo, jakby chodziło o upolowanie zwierzyny.- Kto się zgodził na ochotnika?McConnell wzruszył ramionami.- Amerykanie wyrazili chęć załatwienia tego we własnym zakresie.- Ooo!- To mi zresztą odpowiada.O ile ten ich człowiek nie zepsuje nam roboty zbytnim mędrkowaniem.-18:59Lander napełnił ponownie swoją szklaneczkę i głośno przełknął whisky.Nagrodę otrzyma w przyszłości.Przez okno ambasady spojrzał na helikopter, który przysiadł przed pomnikiem Roosevelta.Czas naglił, argumenty zaś Dannahaya były nie pozbawione słuszności.W ostatniej półgodzinie przebył długą drogę.Zdecydowali, że Grattan zostanie zaskoczony nagłym odezwaniem się nie znanego sobie głosu, ale teraz zastanawiali się nad tym, czy Lander nie powinien raczej mieć broni niż polegać na celności ludzi McConnella.A najdziwniejsze, że to on sam przyczynił się do zmiany planu, argumentując, że uzbrojony czuć się będzie pewniej na zewnątrz; gdy wysunął ten projekt, Dannahay przystał nań skwapliwie i zaczął rozważać szczegóły techniczne.- Uważam - powiedział wolno Lander - że teraz ja z kolei mam prawo prosić o przysługę.- Jaką?- Musisz powiedzieć o tym Renacie, równie przekonująco, jak powiedziałeś mnie.- Oczywiście - zgodził się Dannahay, rzucając mu spojrzenie, które mogło wiele znaczyć.- Jeśli ty sam nie czujesz się na siłach, to oczywiście.- Wziął Landera za ramię, wspólnicy planujący wspólne przedsięwzięcie - Grattan ma o wiele więcej atutów w ręku, niż się wydaje McConnellowi, a jeszcze wszystkich kart nie odkrył.I dlatego ten trzeci zakładnik musi być kimś więcej niż biernym kibicem, rozumiesz, Harry? Ktoś bezwolny byłby po myśli Grattana.A tylko ty jeden potrafisz to rozegrać wedle życzenia McConnella, tego jestem pewien - ciągnął Dannahay.- Najpierw jednak muszę z nim porozmawiać, trzymaj za mnie kciuki.“ochrona lotniska Heathrow potwierdza gotowość do startu samolotu BAC 111 od godziny dwudziestej drugiej.”Llewellyn spojrzał znad notatnika i wyjrzał przez zamglone okno wozu operacyjnego.- O której zachodzi słońce?- O dwudziestej trzydzieści sześć - odparł siedzący obok niego sierżant.- Punktualnie.- Kiedy będzie ciemno?- Pół godziny później, jakieś dziesięć, piętnaście po dziewiątej.Coś koło tego.-19:04Savage miał oczy zapuchnięte ze zmęczenia, a wąsiki bardziej niż zwykle sprawiały wrażenie namalowanych.- Daj mi, proszę, głośnik - powiedział ponuro McConnell.Wraz z nim windą przyjechał komisarz.We trzech z Savage'em stali w załomie muru przy schodach.Na pozór spokojny McConnell zebrał się w sobie.Dobre choć to, że Grattann nie będzie mógł mu przerwać jak podczas rozmowy telefonicznej, że usłyszy każde słowo.- Słuchaj, Grattan, słuchaj tego, co ci powiem.W twoim interesie jest, żebyś słuchał.Sytuacja może się zmienić w zależności od tego, co zostanie powiedziane i jak.Może.McConnell nie był optymistycznie nastawiony, ale każdą szansę należało wykorzystać do ostatka.- Po pierwsze powiem, co zostało przygotowane i co będzie przygotowane zgodnie z twoim życzeniem.Helikopter wylądował na skwerze, to wiesz.W ciągu najbliższych piętnastu minut na jego pokład dostarczymy walizkę z dwustu tysiącami funtów.Poza tym otrzymałem właśnie wiadomość, że na lotnisku Heathrow gotów do startu samolot czeka na instrukcje.Grattan, słuchaj uważnie.Mamy już płaszcze i peruki, załatwiamy teraz pistolety, których żądałeś.McConnell spojrzał na korytarz.Przyciągnięte donośnym wibrującym głosem Renata i Mary Kay wyszły ze swego pokoju i stanęły za jego plecami.- Mówię ci to wszystko po to, żebyś wiedział, na jakie ustępstwa poszliśmy.Musisz jednak zdawać sobie sprawę, że nie zdołasz uciec.Nikomu jeszcze nie udało się uciec z takim okupem.Świat jest wszędzie taki sam.Ryzyko zbyt wielkie.Słyszysz mnie, Grattan? Ryzyko jest zbyt duże.Ostatnim razem ostrzegawczy strzał przebił drzwi.Teraz nie.Tylko słowa z metalicznym pogłosem odbiły się od ścian i McConnell wciąż miał to samo poczucie bezowocności swych poczynań, świadomość, że nic z tego nie wyjdzie.- Jesteś amatorem, Grattan.Jak daleko zamierzasz dotrzeć? W samolocie będą spadochrony, to fakt.Ale gdziekolwiek każesz lecieć pilotowi i gdziekolwiek zdecydujesz się skoczyć, od razu zostaniesz wyśledzony.Czy ty tego nie rozumiesz? Nie uda ci się uciec.Będziesz w takiej samej pułapce jak teraz.Bądź rozsądny.- McConnell urwał tak wyczerpany, że ręce mu drżały.-.Proszę cię o jedno, Grattan.Tylko o jedno.Wyjdź teraz.Rzuć broń i wyjdź na korytarz.Nie będzie żadnej strzelaniny.Daję ci słowo honoru, że jeśli poddasz się teraz, zapewnimy ci bezpieczeństwo.Jeśli nikt nie zostanie poszkodowany, również i ty nie poniesiesz szkody.Spojrzał przelotnie na komisarza, który stał obok zacisnąwszy usta.Potem zaapelował po raz ostatni:- Grattan, daję ci minutę.Słyszałeś moją propozycję, teraz czekam na ciebie na korytarzu.Na miłość boską, człowieku, bądź rozsądny i zrób, jak ci powiedziałem.Wyjdź.Masz minutę, całą minutę, począwszy od tej chwili.Wpatrzył się bez większej nadziei w zamknięte drzwi.Łącznie z agentami Savage'a na korytarzu było ośmiu ludzi.Nikt nie drgnął nawet, wszyscy w napięciu czekali, czas mijał powoli.Nie było żadnej reakcji, ruchu, cisza była jedyną odpowiedzią, szyderczym wyzwaniem.McConnell znowu spojrzał na komisarza, który potrząsnął głową.Mimo to McConnell czekał jeszcze dłużej, może ze dwadzieścia sekund, może więcej; upłynęły prawie dwie minuty, nim uznał się za pokonanego.- Bunny - powiedział do Savage'a - potrzebuję twoich trzech najlepszych ludzi.- Kiedy?- Za godzinę.- Nigdy jeszcze nie wydał takiego rozkazu.- I chcę, żeby każdy z nich miał karabin z noktowizorem.-19:08Bóg wie, co czuł półprzytomny właściwie Ireland, ale Mulholland po niepowodzeniu McConnella nie załamał się.Przez cały czas był pewien, że Grattan będzie realizować swój plan bez wahania, z szaleńczym uporem, plan z góry skazany na niepowodzenie.Dziewczyna musiała powiedzieć McConnellowi, jak wygląda sytuacja w pokoju 501, musiała mu udzielić wielu informacji, których nie miał przed jej ucieczką.Jednego widać nie przekazała: że Grattan za nic w świecie nie zrezygnuje.Grattan oparł się o ścianę i sięgnął po słuchawkę telefoniczną.- Słucham.- Przez cały dzień Helena Olivares nie zeszła ze swego posterunku.- Mam polecenie dla McConnella.- Jakie?- Niech ten trzeci weźmie ze sobą latarkę elektryczną.- Przekażę mu to.- I jeszcze jedno.On ma być u mnie o wpół do ósmej.Nie później.- O wpół do ósmej.- Ma przynieść płaszcze, peruki, pistolety i latarkę, zrozumiano?- Tak - odparła.- Poza tym wszystkie światła w hotelu i wszystkie światła uliczne w promieniu ćwierć mili mają być wygaszone - powtarzał to coraz wolniej, bacznie obserwując Irelanda, bacznie obserwując Mulhollanda, nie mrugnąwszy nawet powiekami.- Wszystkie wygaszone, słyszy pani?Notatkę podano McConnellowi, kiedy po wyjściu z windy znalazł się w hallu.Przeczytał ją dwa razy, nim oddał komisarzowi.- Co takiego?! - obruszył się jego zwierzchnik.- Jakby grał z nami w szachy, panie komisarzu, ot co.Jedno posunięcie za drugim.-19:12Dannahay kiwnął głową.- W miarę upływu czasu staje się coraz bardziej przebiegły, przyzna pan.McConnell wykrzywił twarz w grymasie uśmiechu; i bez tego miał dosyć, już wyobrażając sobie jutrzejsze tytuły w gazetach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl