[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Burda osiągała właśnie punkt kulminacyjny, gdy znalazł się obok bratawycofującego się zręcznie ku drzwiom.Chance ściskał w obu dłoniachrewolwery, a u jego boku stał jakiś mężczyzna, dwa razy mniejszy od Harta.Chance uśmiechnął się do brata i umknął przez obrotowe drzwi w mrokDenver.Już po chwili obaj McAllisterowie i żylasty nieznajomy pędzili w dółMain Street.W saloonie ktoś znów zaczął brzdąkać w niemiłosiernie brudne ilepkie klawisze pianina, a gracze powoli wracali do stołów.W Denver nikt niezwracał specjalnej uwagi na postrzelenie szulera, szczególnie, gdy rana nie byłaśmiertelna.Hart nie dostrzegł na sali żadnych trupów.Nie usłyszał również tętentukopyt za plecami, doszedł więc do wniosku, że nikt nie zginął.Tuż zarogatkami miasta trzej jeźdźcy zatrzymali swe wierzchowce.– Moje nazwisko – McBain – powiedział mały mężczyzna, wyciągającrękę do Harta.– Nazywają mnie Bandana.Hart dopiero teraz mógł się przyjrzeć nieznajomemu.Nie potrafił określićjego wieku.Twarz Bandany kolorem przypominała wyprawioną skórę,pokrywała ją sieć drobnych zmarszczek poprzecinanych gdzieniegdziegłębokimi bruzdami.Hart pomyślał, że niezwykłe, przenikliwe i roześmianeoczy McBaina z pewnością potrafią dostrzec nawet najdrobniejszy ruchjaszczurki ukrytej w wysokiej trawie.I to z odległości pięćdziesięciu kroków.Hart dojrzał w tych oczach również niewyczerpane pokłady złośliwości, alespodobała mu się siła i prostota, z jaką McBain uścisnął mu dłoń.Przetykanesiwymi pasmami ciemne, proste włosy wysypywały się spod przepaski i opadałyswobodnie na ramiona Bandany.McBain miał szlachetny, prosty nos, mocnozarysowaną szczękę i usta zdradzające twardość, upór i determinację.– Czy to pan był łaskaw wciągnąć mojego brata w tę wesołą zabawę, czyteż on uczynił panu ten honor, panie McBain? – zapytał Hart z uśmiechem.– Cóż, wydaje mi się, że możemy sprawiedliwie podzielić się całą zasługą.Nie stało się nic złego.Ten saloon i tak, od dawna, potrzebował zmianywystroju, a dzięki nam będą mieli teraz dobry pretekst.Rozbiłem obóz jakieśpięć kilometrów od miasta.Jeśli chcecie, żeby ta sprawa w Mattie’s Placetrochę przyschła, zanim pokażecie się znów w Denver, możecie posiedzieć umnie ze dwa, trzy dni.Nie mam nic poza namiotem paroma matami do spania,ale przynajmniej jest tam niezłe powietrze i sprzyjający klimat.Bandana opowiadał im o poszukiwaniu złota prawie przez całą noc.Kopałwe wszystkich ważniejszych miejscach od Sutter’s Mill po Comstock.– Skały i piaski, ja i Bessie – tak się nazywał jego muł – przeszliśmy przezto wszystko.Dwa razy mi się udało – powiedział z uśmiechem, ale bez typowejStrona nr 111dla poszukiwaczy przesady i pychy.– Za pierwszym razem mój osiołek kopnąłkawałek skały, odsłaniając kruszec.Ale mój towarzysz rościł sobie prawa dotego znaleziska.Zostawił mnie umierającego na zboczu – McBain zdjąłbandanę i pokazał im starą bliznę zaczynającą się na skroni i ginącą wewłosach.– Za drugim razem byłem już wystarczająco dorosły, żeby nie dać się takgłupio wykiwać – powiedział z żałosnym uśmiechem.– Ale żyła była zbytgłęboko, żeby pracować bez odpowiedniego kapitału, więc musiałem jąsprzedać, albo stracić wszystko.Dostałem trzy tysiące, a oni trzy miliony, alejest tam tego więcej.Do trzech razy sztuka.Hart widział rosnące podniecenie Chance’a.Do tej pory cały ten pomysł zposzukiwaniem złota wydawał mu się żartem.Teraz jednak, jak z nieba – araczej jak z przepowiedni Chance’a – spadł im mężczyzna, który mógł ichnauczyć wszystkiego o tej pracy.Bandana twierdził, że na złoto można trafić wKolorado, obu Dakotach i tysiącu innych miejsc.Tak, złoto było prawiewszędzie i czekało tylko na swego odkrywcę.Na południu w Silverton, nawschodzie w Black Hills, na północy w Utah.Do wyboru, do koloru.Najczęściej Bandana mówił o miejscu leżącym o sto dwadzieścia kilometrówna południowy zachód od namiotu, w którym siedzieli.W Gulch gorączka złota wybuchła w 1860 roku, gdy Abe Lee odkrył złotow strumieniu wypływającym z Mosquito Mountain.Jak wszystkie takie miejscaw ciągu miesiąca Gulch stało się tętniącym życiem, kwitnącym miastem.Trwało to rok czy dwa.Potem złoto się skończyło, a wraz z nim skończył sięnapływ poszukiwaczy.Gulch przemieniło się znów w zwyczajne, sennemiasteczko, w którym nie ma nic godnego uwagi.No, może z wyjątkiemburdelu Jewel Mack.Bandana dawał mu cztery gwiazdki.Z rzeczy, o których mówił McBain, dwie szczególnie zainteresowałychłopców.Dowiedzieli się, że stare kopalnie opuszczono pośpiesznie, choć nieudało się odnaleźć w nich głównej żyły.Druga wiadomość zaintrygowała ichjeszcze bardziej – złoto nie było jedyną wartościową rzeczą kryjącą się w tychdzikich wzgórzach.– Kiedy byłem tam w sześćdziesiątym pierwszym, nie potrafiłem odróżnićwęglanu ołowiu od dwuwęglanu sodowego – powiedział Bandana – ale wComstock zobaczyłem dziwny czarny materiał.Z tony tego paskudztwauzyskuje się dwa i pół funta srebra.Wydaje mi się, że taki sam materiałwidziałem w Gulch, zamierzam sprawdzić, czy rzeczywiście jest w nim srebro.Przed świtem zdecydowali się do niego przyłączyć.Bandana wiedział oistnieniu chatki porzuconej przez jego przyjaciela w sześćdziesiątym piątym.Nie powiedział dokładnie, gdzie sam chce zamieszkać, ale dał im dozrozumienia, że wystarczająco blisko, żeby mogli wspólnie pracować.Trzechmężczyzn kopało znacznie szybciej niż jeden, a wiedza Bandany mogła ichuchronić przed marnowaniem czasu na idiotyczne pomyłki.Strona nr 112– Jesteś głupcem McAllister – powiedział Samuel Phipps, gdy młodyczłowiek wręczył mu swą rezygnację.– Z twoją inteligencją.– I darem przekonywania – wtrącił Andrew MacKenzie.–.mógłbyś zajść bardzo daleko jako prawnik.Chance zrobił smutną minę, dając do zrozumienia swoim byłym szefom,że ocenia szczodrość ich oferty.– Jestem zaszczycony, że chcą panowie, bym tu został – odpowiedział.–Ale mojego młodszego brata opętała gorączka złota.Nie mogę go opuścić.Muszę towarzyszyć mu w tym szaleńczym przedsięwzięciu.Mam nadzieję, żeza parę miesięcy to mu minie.Jednak teraz nie potrafi myśleć o niczym innym [ Pobierz całość w formacie PDF ]