[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Je^li miało to być samobójstwo, medycyna sądowa nie notowała w swoich kronikach podobnego przypadku.Mówiono o śmierci z przerażenia, lecz choć taka się zdarza, nie może jej wywołać koszmar senny.W sprawę tę wkroczył Interpol z dużym opóźnieniem, gdy do Stanów doszły listy, jakie zmarły wysłał z Neapolu do swojej byłej żony, z którą po rozwodzie utrzymywał dobre stosunki.Listy, wysłane w trzydniowym odstępie, przyszły równocześnie, bo korespondencja spiętrzyła się przez strajk pocztowców.W pierwszym liście Adams pisał, że jest przybity, bo miewa halucynacje, “takie same jak po kostkach cukru".Słowa te odnosiły się do okresu poprzedzającego rozwód, kiedy Adams i jego żona zażywali psylocybinę podawaną na cukrze.Nie pojmował, co teraz, po pięciu latach, spowodowało halucynacje o “potwornej" treści, nachodzące go zwłaszcza nocą.Drugi list był całkiem odmienny w tonie i w treści.Halucynacje trwały wprawdzie, lecz przestały go niepokoić, bo odkrył ich przyczynę.“Drobiazg, którego znaczenia nigdy byś się nie domyśliła, otworzył mi oczy na niesłychaną aferę.Udało mi się zdobyć materiał na cykl artykułów o zupełnie nowym typie zbrodni, zbrodni nie tylko bezinteresownej, lecz i bezadresowej, jakby ktoś gwoździe rozsypał na drogę.Wiesz, że nie jestem skory do przesady, ale nie tylko prasa się zatrzęsie, kiedy pocznę to publikować.Muszę być jednak ostrożny.Nie mam tych materiałów ze sobą.Są dobrze zabezpieczone.Stąd nie będę o tym więcej pisał.Dam ci znać, kiedy wrócę.Napiszę z Rzymu, postaram się prędko, bo mam już tę złotą żyłę, marzenie każdego dziennikarza.Ale to złoto zabija".Nie trzeba rozwodzić się nad intensywnością poszukiwań, poświęconych skrytce Adamsa.Poszukiwania te nie dały rezultatu.Albo niczego się nie dowiedział i tym samym zacytowany list stanowi dalszą część jego urojeń, albo ukrył uzyskane informacje zbyt dobrze.Śmiercią Adamsa zamykani listę tragicznych zajść, biorących początek w Neapolu i jego okolicy.W śledztwie uczestniczyły prócz włoskiej policje krajów zainteresowanych ze wzglądu na obywatelstwo ofiar — szwedzka, niemiecka, austriacka i szwajcarska, włącznie z amerykańską.Dochodzeniom patronował i koordynował je Interpol.W ich toku wykryto sporo nieformalności i drobnych uchybień, jak choćby opóźnienia zgłoszeń o zaginionych gościach hotelowych, jak zaniechanie sekcji zwłok mimo gwałtownej śmierci, nie wykryto jednak zbrodniczej intencji, a tylko opieszałość, niedbalstwo bądź ochronę własnych interesów.Pierwszy zrzekł się kontynuowania prac Interpol, a w ślad za nim inne policje, więc i włoska.Akta otrzepano z kurzu na skutek kroków podjętych przez panią Urszulę Barbour, główną spadkobierczynię Adamsa.Pozostawił po sobie około 90000 dolarów w papierach wartościowych i akcjach.Pani Barbour, osoba osiemdziesięcioletnia, która zastępowała Adamsowi matkę, postanowiła użyć części tego kapitału dla wykrycia morderców jej przybranego syna.Po zapoznaniu się z okolicznościami jego śmierci i z treścią jego ostatniego listu do byłej żony, była święcie przekonana, że padł ofiarą zbrodni niezwykle przebiegłej, skoro oparła się różnonarodowym policjom.Pani Barbour powierzyła sprawę poważnej agencji Elgin, Elgin i Thorn, którą kierował Samuel Ohlin-Gaar, prawnik, dawny przyjaciel mego ojca.Stało się to w czasie, kiedy zmierzch mojej astronautycznej kariery był już pewnością.Gdy więc ludzie Ohlin-Gaara przewertowali raz jeszcze udostępnione im akta, przebiegli wszystkie ścieżki, wydali sporo pieniędzy na konsultację najświetniejszych rzeczoznawców kryminologii i medycyny sądowej i nie posunęli się ani o krok, Ohlin-Gaar, namawiany do tego przez jednego z najstarszych swoich współpracowników — był nim Randolph Loers, zwany przez bliskich Randym — zdecydował się z rozpaczy raczej niż z nadziei zorganizować akcję symulacyjną, mianowicie wysłać do Neapolu samotnego Amerykanina tak podobnego do typu ofiary, jak to będzie możliwe.Bywałem częstym gościem w domu starego pana Ohlina i raz półserio jął mnie wtajemniczać w rzecz, uważając, że nie narusza tym tajemnicy zawodowej, skoro alternatywą akcji symulacyjnej było już tylko umycie rąk od tej fatalnej sprawy.I ja zrazu bawiłem się raczej myślą o mojej kandydaturze, aż okazało się, że byłem chciał, będzie przyjęta.W samej rzeczy kończyłem pięćdziesiątkę, miałem dobrą kondycję, ale lekkie łamanie w kościach przy zmianie pogody, a ponadto i katar sienny.Ponieważ oglądana z drugiego brzegu oceanu przygoda zapowiadała się dosyć osobliwie, dałem się zaprząc do symulacyjnej maszyny.Z dokumentami opiewającymi na George L.Simpsona, maklera z Bostonu, przyleciałem przed trzema tygodniami do Neapolu, by stanąć w Vesuvio, wziąć abonament u Yittorinich, kąpać się, opalać i grać w siatkówkę.Aby posunąć się do ostatecznej granicy, przejąłem rzeczy osobiste Adamsa, przechowane przez panią Barbour.W Neapolu czuwała nade mną sześcioosobowa ekipa — dwie pary zmienników i niezależnie od nich dwaj technicy obserwujący z dala moją krew, płuca i serce.Tylko na plażę chodziłem bez czujników.Wtedy szły w ruch dobrze ukryte lornetki.Po przyjeździe umieściłem w sejfie hotelowym 19 000 dolarów, by odebrać je po pięciu dniach i trzymać odtąd w pokoju.Nie stroniłem od nawiązywania przypadkowych znajomości, zwiedzałem te same muzea co Adams, jak on byłem w operze, chodziłem w jego ślady nad zatoką, a do Rzymu pojechałem tym samym hornetem.Umieszczono w nim wzmacniacz, powiększający zasięg czujników.W Rzymie czekał mnie doktor Sidney Fox, specjalista medycyny sądowej.Miał przepatrzyć wszystkie taśmy z rejestratami, co też zrobił i tak — fiaskiem — zakończyła się operacja.Przedstawiłem Barthowi sprawę jedenastu w skróconym wariancie, używanym, gdy przyszło dokooptować do badań kogoś nowego.Wariant ten nazywaliśmy panoramicznym [ Pobierz całość w formacie PDF ]