[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nocna Policja.Kolejny niewielki wybuch; pokój lekko się zatrząsł.Drobna i zwinnapostać przebiegła pędem w poprzek ulicy i wskoczyła w dziurę w ścianiebudynku.Za nią wpadł wilk, ale połknęła go następna eksplozja.Skarabeusz gwizdnął z aprobatą.- Niezłe zastosowanie kuli Ŝywiołów.Dobra jest ta twoja dziewczyna.Mimo to, nie da rady zwiać całemu batalionowi.- Ilu ich tam jest?- Dwunastu, moŜe więcej.Patrz, właŜą na dachy.- Myślisz, Ŝe ją złapią.?- O tak.i poŜrą.Teraz są wściekli.Prawdziwa natura w nich zagrała.- No dobra.- Nathaniel odsunął się od okna.- Bartimaeus - powiedział- idź i porwij ją.Nie moŜemy ryzykować, Ŝe ją zabiją.Skarabeusz skrzywił się z niesmakiem.- Kolejna urocza robótka.Cudownie.Jesteś aby pewny? Wystąpiszbezpośrednio przeciwko autorytetowi szefa Policji.- Przy odrobinie szczęścia nie będzie wiedział, Ŝe to ja.Zabierz ją do.-Mózg Nathaniela pracował jak szalony; chłopak pstryknął palcami.- Dotej starej biblioteki.wiesz, tam, gdzie schowaliśmy się, kiedy nas goniłydemony Lovelace'a.Ja zabiorę więźnia i spotkamy się później.Musimysię stąd wynosić.- W tej kwestii się z tobą zgadzam.Dobrze zatem.Odsunąć się.- Ska-rabeusz podreptał do tyłu na parapecie, stanął na tylnych nóŜkach i po-machał czułkami w stronę szyby.Jasny błysk, fala ciepła i po środkuszyby wytopiła się krzywa dziura.śuk otworzył pokrywy skrzydełek ibucząc, poleciał w noc.396Nathaniel odwrócił się od okna, w samą porę.by dostać krzesłem w bokgłowy.Padł niezgrabnie na podłogę, lekko zamroczony.Jednym okiem, zezu-jąc, dostrzegł przekrzywiony obraz Jakoba Hyrnka.odrzucającego krzesłona bok i pędzącego do drzwi.Nathaniel wybełkotał komendę poaramejsku.Mały imp zmaterializował się na jego ramieniu i posłał bły-skawicę prosto w siedzenie Hyrnkowej piŜamy.Słychać było skwierczeniei piskliwy wrzask.Wykonawszy zadanie, imp zniknął.Hyrnek zatrzymałsię na moment, trzymając się za tyłek, po czym potykając się, znów ruszyłdo drzwi.Tymczasem Nathaniel zdąŜył wstać.Rzucił się nieporadnie na chłopaka;jego wyciągnięta ręka złapała odzianą w skarpetę stopę i pociągnęła ją nabok.Hyrnek upadł.Nathaniel wgramolił się na niego i zaczął na oślep tłucgo otwartymi dłońmi po głowie.Hyrnek odwzajemnił mu się w podobnymstylu.Przez chwilę turlali się bezładnie po podłodze.- CóŜ za budujący spektakl.Nathaniel zamarł, leŜąc na brzuchu i ściskając w garści włosy Hyrnka.Uniósł głowę.W otwartych drzwiach stała Jane Farrar, w obstawie dwóch rosłychfunkcjonariuszy Nocnej Policji.Miała na sobie skromny uniform i czapkęz daszkiem Szarych.Jej oczy były pełne nieskrywanej pogardy.Jeden zpolicjantów u jej boku wydał głęboki, gardłowy dźwięk.Nathaniel zaczął gorączkowo szukać w mózgu sensownego wyjaśnienia,ale go nie znalazł.Jane Farrar smutno pokręciła głową.- Oto, jak upadają moŜni, panie Mandrake - powiedziała.- Proszę sięwyplątać, jeśli pan zdoła, z objęć tego półnagiego plebejusza.Jest panaresztowany za zdradę.Bartimaeus41lica pełna wilkołaków i pokój z Nathanielem w środku.Co byściewybrali? Prawdę mówiąc, cieszyłem się, Ŝe mogę się trochęU wyrwać na powietrze.Jego zachowanie niepokoiło mnie coraz bardziej.Przez te lata, któreupłynęły od naszego pierwszego spotkania, bez wątpienia dzięki starannejkurateli Whitwell, stał się małą, nadgorliwą bestią, skrupulatniewypełniającą rozkazy i zawsze mającą na uwadze awans.Teraz zrozmysłem stawiał wszystko na jedną kartę, wdając się w pokrętneinteresy i tym samym ogromnie ryzykując.Ten pomysł nie zrodził się wjego głowie.Ktoś go podpuścił, ktoś pociągał za sznurki.Nathaniel grał wmoich oczach róŜne role, większości z nich wolę nie nazywać po imieniu,ale nigdy nie wydawał mi się marionetką - a teraz nią był.I wszystko zdąŜyło się juŜ posypać.Pode mną panował chaos.Tu i ówdzie na ulicy leŜały ranne stwory,wśród kup pokruszonych cegieł i potłuczonego szkła.Zwijały się, war-czały i trzymały za boki, ich kontury zmieniały się z kaŜdym skurczem.Człowiek, wilk, człowiek, wilk.To jest właśnie problem z lykantropią:398strasznie trudno ją kontrolować.Ból i silne emocje doprowadzają dozmian formy*.Dziewczyna pozbyła się jakichś pięciu, jak mi się zdawało, nie licząctego, który został rozerwany na kawałki przez kulę Ŝywiołów.Ale kilkuinnych łaziło bezsensownie po ulicy, a inni, wykazujący odrobinę więcejinteligencji, pracowicie pięli się po rynnach albo szukali schodówprzeciwpoŜarowych.Dziewięciu czy dziesięciu zostało przy Ŝyciu.Zbyt wielu, jak na moŜ-liwości jakiegokolwiek człowieka.Ale ona wciąŜ walczyła.Teraz ją widziałem, małą, ruchliwą figurkę nadachu.Coś jasnego błyszczało w jej obu dłoniach - wymachiwała nimi razwyŜej, raz niŜej, zadając słabe, desperackie ciosy, by utrzymać trzywilkołaki na dystans.Ale z kaŜdym jej obrotem czarne kształty przysu-wały się odrobinę bliŜej.Skarabeusz, mimo swoich licznych zalet, nie jest wiele wart w walce.Poza tym upłynęłaby godzina, zanim doleciałbym na miejsce i włączył siędo akcji.Dokonałem więc przemiany, machnąłem dwa razy wielkimi,czerwonymi skrzydłami i w mgnieniu oka byłem nad nimi.Moje skrzydłazasłoniły światło księŜyca, pogrąŜając czwórkę walczących na dachu wnajczarniejszym cieniu.Dla lepszego efektu wydałem z siebieprzeraŜający krzyk roka, pikującego ku stadu słoni, by porwać ichmłode**.* Ta wieczna niestałość jest jednym z powodów, dla których wilkołaki mają takfatalną opinię.Tak jak i fakt, Ŝe są Ŝarłoczne, okrutne, Ŝądne krwi i bardzo cięŜko jeprzyuczyć do Ŝycia w domu.Likaon z Arkadii stworzył pierwszy wilczy korpus, którysłuŜył mu za gwardię przyboczną, około 2000 roku p.n.e.i choć ochroniarze natychmiastzjedli kilku jego gości, opinia, Ŝe są bardzo dobrzy jako siły porządkowe, szybko sięprzyjęła.Od tamtej pory posługiwało się nimi wielu autokratycznych władców zmagicznym zacięciem, rzucając skomplikowane uroki transformacyjne na odpowiedniokrzepkich ludzi i trzymając ich w odosobnieniu, a czasami wprowadzając w Ŝycieprogramy rozmnaŜania, by wzmocnić rasę.Utworzenie Brytyjskiej Nocnej Policji byłojednym z pomysłów Gladstone'a; dobrze znał wartość wilkołaków jako narzędzi terroru.** Zwykle chodziło o słonie indyjskie.Roki Ŝyły na odosobnionych wyspach OceanuIndyjskiego i z rzadka odwiedzały stały ląd w poszukiwaniu zdobyczy.Ich gniazda miaływielkość ćwierci hektara, a ich jaja, wielkie, białe kopuły, widać było z dala na morzu.Dorosłe ptaki były groźnymi przeciwnikami, i skałami zrzucanymi z wielkiej wysokości399Wszystko to odniosło odpowiedni skutek.Jeden z wilków odskoczył dotyłu.Cętkowane futro zjeŜyło mu się ze strachu.Wyjąc, zniknął zagzymsem.Drugi wspiął się na tylne łapy i otrzymał cios w brzuchzaciśniętymi szponami roka; wyfrunął w powietrze jak puchata piłka i złomotem wpadł za komin.Trzeci, który stał prosto, niczym parodia człowieka, był bardziej zwinnyi nieco mądrzejszy.Przybycie roka zaskoczyło równieŜ dziewczynę;otworzywszy usta ze zdumienia na widok mojego wspaniałego upierzenia,opuściła noŜe.Wilk bez jednego dźwięku rzucił się jej do gardła.Jego zęby zwarły się z trzaskiem, sypiąc w ciemność iskrami.Dziewczyna była juŜ kilka metrów wyŜej i nadal się wznosiła, wisząc wmoich szponach [ Pobierz całość w formacie PDF ]