RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrozumiano? Jutro o świcie pobudka, trzy razy dookoła skweru i powrót na trochę gimnastyki! Zrównoważone posiłki! Studia! Ćwiczenia dla zdrowia! A ta przeklęta małpa idzie do cyrku, i to szybko!- Uuk?Kilku starszych magów zamknęło oczy.- Ale przede wszystkim - dokończył Albert ściszając głos - będę zobowiązany, jeśli przygotujecie co trzeba do Rytuału AshkEnte.Mu­szę zakończyć pewne sprawy - dodał.***Mort szedł przez czarne jak kot korytarze piramidy.Ysabell starała się za nim nadążyć.Słaby poblask miecza oświet­lał różne niemiłe obiekty.Offler, Bóg-Krokodyl, przypomi­nał reklamę kosmetyków w porównaniu z niektórymi stworami, któ­rym lud Tsortu oddawał cześć.W niszach po drodze stały posągi naj­wyraźniej poskładane ze wszystkich resztek pozostawionych przez Stwórcę.- Po co je tu ustawili? - szepnęła Ysabell.- Tsortiańscy kapłani twierdzą, że ożywają po zamknięciu pira­midy i strzegą korytarzy, ochraniając ciało zmarłego króla przed rabu­siami grobowców - wyjaśnił Mort.- Okropny przesąd.- A kto tu mówił o przesądach? - mruknął z roztargnieniem chłopak.- Naprawdę ożywają?- Wiem tylko, że kiedy Tsortianie rzucają na jakieś miejsce klątwę, robią to porządnie.Mort skręcił za róg i na jedną przerażającą chwilę Ysabell straciła go z oczu.Pobiegła szybciej przez ciemność i wpadła prosto na niego.Oglądał ptaka o psiej głowie.- Fuj - powiedziała.- Dreszcz człowieka przechodzi.Czujesz?- Nie - odparł spokojnie Mort.- Dlaczego nie?PONIEWAŻ JESTEM MORTEM.Odwrócił się i zobaczyła, że jego oczy lśnią jak dwa błękitne punk­ciki.- Przestań!JA.NIE MOGĘ.Spróbowała się roześmiać.Nie udało się.- Nie jesteś Śmiercią - przypomniała.- Wykonujesz tylko jego pracę.ŚMIERCIĄ JEST TEN, KTO WYKONUJE PRACĘ ŚMIERCI.Pełną zdumienia ciszę przerwał jęk z głębi ciemnego tunelu.Mort odwrócił się na pięcie i ruszył w tamtą stronę.Ma rację, pomyślała Ysabell.Nawet to jak się porusza.Ale strach przed ciemnością, jaką ściągało do niej światło, przezwy­ciężył wszelkie opory.Poszła ostrożnie za Mortem, skręciła i znalazła się w czymś, co w bladym lśnieniu miecza wyglądało jak skrzyżowanie skarbca z bardzo zagraconym strychem.- Co to za miejsce? - szepnęła.- Nigdy nie widziałam tylu różnych rzeczy.KRÓL ZABIERA TO WSZYSTKO ZE SOBĄ W PODRÓŻ NA TAM­TEN ŚWIAT, wyjaśnił Mort.- Widzę, że nie uznaje podróży tylko z bagażem osobistym.Popatrz, tam stoi cała łódź.I złota wanna!Z PEWNOŚCIĄ BĘDZIE CHCIAŁ ZACHOWAĆ CZYSTOŚĆ, KIEDY JUŻ SIĘ TAM ZNAJDZIE.- I te wszystkie posągi!TE POSĄGI, PRZYKRO MI TO MÓWIĆ, BYŁY LUDŹMI.SŁUŻĄ­CYMI KRÓLA, ROZUMIESZ.Ysabell zacisnęła zęby.KAPŁANI DALI IM TRUCIZNĘ.Znów zabrzmiał jęk z przeciwnego końca komory.Mort podążył do jego źródła, niezgrabnie przekraczając zwoje dywanów, kiście dak­tyli, skrzynki glinianych naczyń i stosy klejnotów.Król najwyraźniej nie mógł się zdecydować, co będzie mu potrzebne w podróży, postanowił więc się zabezpieczyć i zabrać wszystko.TYLE ŻE NIE ZAWSZE DZIAŁA SZYBKO, dodał posępnie Mort.Ysabell szła dzielnie jego śladem.Za burtą łodzi zauważyła młodą dziewczynę rozciągniętą na stosie dywanów.Miała na sobie muślino­we szarawary i kamizelkę uszytą ze zbyt małej ilości materiału, a także dość bransolet, żeby zacumować przyzwoitych rozmiarów statek.Wokół warg wykwitła jej zielona plama.- Czy to boli? - spytała cicho Ysabell.NIE.MYŚLĄ, ŻE TO PRZENOSI ICH DO RAJU.- A przenosi?MOŻE.KTO WIE?Mort z wewnętrznej kieszeni wyjął klepsydrę i zbadał ją w blasku klingi.Zdawało się, że liczy bezgłośnie.Nagle gwałtownym gestem rzucił klepsydrę za siebie, a drugą ręką ciął mieczem.Cień dziewczyny usiadł i przeciągnął się z brzękiem widmowej bi­żuterii.Spostrzegła Morta i pokłoniła się.- Panie.NIE JESTEM NICZYIM PANEM, przerwał jej.BIEGNIJ TERAZ TAM, GDZIE WIERZYSZ, ŻE SIĘ UDAJESZ.- Zostanę konkubiną na niebiańskim dworze króla Zetesphuta, który przez wieczność będzie żył wśród gwiazd - oświadczyła stanow­czo.- Wcale nie musisz - wtrąciła gniewnie Ysabell.Dziewczyna spojrzała na nią, szeroko otwierając oczy.- Ależ muszę.Tego zostałam nauczona - oświadczyła, rozwiewając się z wolna.- Jak dotąd byłam jedynie pokojową.Zniknęła.Ysabell z głęboką dezaprobatą wpatrywała się w miejsce, które przed chwilą zajmowała.- Coś podobnego - powiedziała.A potem: - Widziałeś, co ona miała na sobie?WYJDŹMY STĄD.- Przecież to nie może być prawda o tym królu Jakmutam mieszka­jącym wśród gwiazd - mruczała, kiedy wyszukiwali drogę przez zasta­wioną sprzętami komorę.- Tam w górze nic nie ma, tylko pusta prze­strzeń.TRUDNO TO WYTŁUMACZYĆ, powiedział Mort.BĘDZIE MIE­SZKAŁ WŚRÓD GWIAZD WE WŁASNYM UMYŚLE.- Z niewolnikami?JEŚLI ZA NIEWOLNIKÓW SIĘ UWAŻAJĄ.- To niesprawiedliwe.NIE MA SPRAWIEDLIWOŚCI.TYLKO MYRuszyli z powrotem między szeregami oczekujących potworów, aż prawie biegłem wypadli na nocne powietrze pustyni.Ysabell oparła się o szorstkie kamienie piramidy i dyszała ciężko.Mort nie dyszał.W ogóle nie oddychał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl