RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Steff, to Parr i Coll Ohmsfordowie z Shady Vale.Karzeł skinął głową.- Witajcie, mieszkańcyVale.- Odsunął się od Morgana i uścisnął ich dłonie.- Siadajcie i mówcie, co was sprowadza.Znajdowali się w podziemnej komnacie, wypełnionej wszelkiego rodzaju zapasami w skrzyniach, pudłach i zawiniątkach umieszczo­nych wokół długiego stołu z ławami.Steff gestem poprosił ich, by usiedli, po czym nalał każdemu kufel piwa i przysiadł się do nich.Teel zajęła miejsce przy drzwiach, sadowiąc się na małym stołku.- Tutaj teraz mieszkasz? - zapytał Morgan, rozglądając się wokół.- Przydałby się tu mały remont.- Mam wiele siedzib, Morgan.Wszystkie one wymagają remon­tu.Ta jest lepsza niż większość innych.Wszystkie jednak znajdują się pod ziemią.My, karły, wszyscy mieszkamy teraz pod ziemią, albo tutaj, albo w kopalniach, albo w naszych grobach.To smutne.- Wziął do ręki swój kufel i wzniósł toast.- Za nasze zdrowie i nie­powodzenie naszych nieprzyjaciół.- Wypili wszyscy oprócz Teel, która czuwała przy drzwiach.Steff odstawił kufel.- Czy twój oj­ciec dobrze się miewa? - zapytał Morgana.Góral skinął głową.- Przyniosłem babci Elizie mały prezent, za który będzie mogła kupować chleb.Martwi się o ciebie.Kiedy ostatnio u niej byłeś?- Teraz jest to zbyt niebezpieczne.- Uśmiech znikł z twarzy karła.- Widzisz moją twarz? - Powiódł palcem po okrywających ją bliznach.- Federacja pojmała mnie trzy miesiące temu.- Spoj­rzał konspiracyjnie na Para i Colla.- Morgan nic o tym nie wie.Ostatnio mnie nie odwiedzał.Kiedy przybywa do Culhaven, woli towarzystwo staruszek i dzieci.- Co się stało, Steff? - Morgan puścił mimo uszu jego słowa.- Uciekłem, przynajmniej częściowo.- Chłopak wzruszył ra­mionami i podniósł lewą rękę.Brakowało w niej dwóch ostatnich palców, jakby zostały odcięte.- Ale dość tego, przyjacielu.Zo­stawmy to.Powiedz lepiej, co sprowadza was na wschód.Morgan zaczął mówić, po czym zatrzymał wzrok na Teel i umilkł.Steff rzucił okiem przez ramię, podążając za jego spojrzeniem, i rzekł:- Ach tak, Teel.Chyba jednak będę musiał o tym opowie­dzieć.- Spojrzał z powrotem na Morgana.- Zostałem pojmany przez federację, dokonując napadu na magazyn broni w głównym obozie w Culhaven.Wtrącili mnie do więzienia, żeby zobaczyć, czego mogą się ode mnie dowiedzieć.Tam mi to zrobili.- Dotknął swej twarzy.- Teel była przetrzymywana w celi obok.To, co mi zrobili, jest niczym w porównaniu z tym, co zrobili z nią.Zmasakrowali większą część jej twarzy i znaczną część pleców, karząc ją w ten sposób za zabicie psa jednego z członków tymczasowego rządu w Culhaven.Zabiła go z głodu.Rozmawialiśmy przez ścianę i w ten sposób się poznaliśmy.Pewnej nocy, w niecałe dwa tygodnie po moim aresztowaniu, kiedy stało się jasne, że federacja już się mną nie interesuje i miałem zostać zabity, Teel udało się zwabić do swojej celi pełniącego służbę strażnika.Zabiła go, wykradła jego klucze, uwolniła mnie i uciekliśmy.Od tamtego czasu jesteśmy razem.- Umilkł, a jego oczy połyskiwały zimno jak kamień.- Góralu, mam dla ciebie wiele szacunku i musisz sam podjąć decyzję w tej sprawie.Ale Teel i ja nie mamy przed sobą tajemnic.Zapanowało długie milczenie.Morgan spojrzał krótko na Ohmsfordów.Par uważnie obserwował Teel podczas opowieści Steffa.Nie poruszyła się nawet.Jej twarz pozbawiona była wyrazu, a z jej oczu nie można było niczego wyczytać.Była jak wyciosana z kamienia.- Myślę, że musimy zdać się na osąd Steffa w tej sprawie - rzekł cicho Par, spoglądając na brata, żeby się upewnić, czy uważa tak samo.Coll w milczeniu skinął głową.Morgan wyciągnął nogi pod stołem, sięgnął po swój kufel i po­ciągnął z niego długi łyk.Wyraźnie rozważał wszystkie za i przeciw.- Dobrze - powiedział w końcu.- Ale nic z tego, co po­wiem, nie może wyjść poza te ściany.- Nie powiedziałeś jeszcze niczego, co warto byłoby stąd wy­nieść - uszczypliwie zauważył Steff i czekał.Morgan uśmiechnął się, po czym ostrożnie odstawił kufel na stół.- Steff, potrzebujemy twojej pomocy w odnalezieniu pewnego człowieka, o którym sądzimy, że mieszka gdzieś w głębi Anaru.Nazywa się Walker Boh.Steff zamrugał oczami.- Walker Boh - powtórzył cicho, w taki sposób jakby rozpo­znawał to imię.- Moi przyjaciele, Par i Coll, są jego bratankami.Steff spojrzał na Ohmsfordów, jakby widział ich po raz pierwszy.- Rozumiem.Opowiedz mi po kolei.Morgan zrelacjonował pokrótce historię ich wyprawy do Culhaven, zaczynając od ucieczki braci z Yarfleet, a kończąc na ich potyczce z cieniowcem na obrzeżach Anaru.Opowiedział o starcu i jego przestrogach, o snach Para wzywających go do Hadeshornu i odkryciu przez siebie uśpionej mocy Miecza Leah.Steff słuchał tego wszystkiego, nie przerywając mu.Siedział nieruchomo, zapo­mniawszy o swoim piwie, z twarzą przypominającą pozbawioną wy­razu maskę.Kiedy Morgan skończył, Steff odchrząknął i pokręcił głową.- Druidzi, magia i nocne stworzenia.Góralu, wciąż mnie zaska­kujesz.- Wstał, obszedł stół dookoła i stał przez chwilę, przypatrując się w zamyśleniu Teel.Potem powiedział: - Słyszałem o Walkerze Bohu.- Potrząsnął głową.- I co? - zapytał Morgan.- I człowiek ten napawa mnie lękiem.- Steff odwrócił się powoli i spojrzał na Para i Colla.- Jest waszym stryjem, tak? I kie­dy widzieliście go po raz ostatni, dziesięć lat temu? No, to posłu­chajcie mnie uważnie.Walker Boh, którego ja znam, może nie być tym samym człowiekiem, którego pamiętacie.Ten Walker Boh jest bardziej podawaną szeptem pogłoską niż prawdą, a jednocześnie kimś bardzo rzeczywistym, kimś, komu nawet istoty żyjące w najmroczniejszych częściach kraju i napadające na podróżnych, wędrowców i zabłąkanych podobno schodzą z drogi.Znowu usiadł, podniósł kufel z piwem i pociągnął z niego.Morgan Leah i Ohmsfordowie spoglądali na siebie w milczeniu.W końcu Par powiedział:- Myślę, że podjęliśmy już decyzję w tej sprawie.Kimkolwiek lub czymkolwiek jest dzisiaj Walker Boh, łączy nas z nim coś jeszcze poza pokrewieństwem: nasze sny o Allanonie.Muszę wiedzieć, co mój stryj ma zamiar zrobić.Pomożesz nam go odnaleźć?Nieoczekiwanie na twarzy Steffa pojawił się lekki uśmiech.- Dość konkretne pytanie.To mi się podoba.- Spojrzał na Morgana.- Przypuszczam, że mówi również w imieniu swego bra­ta.Czy, w twoim także?Morgan przytaknął.- Rozumiem.- Przypatrywał im się długą chwilę, zatopiony w myślach.- W takim razie pomogę wam - rzekł w końcu.Umilkł na chwilę, obserwując ich reakcję.- Zaprowadzę was do Walkera Boha, jeśli w ogóle można go znaleźć.Zrobię to jednak, ponieważ mam po temu własne powody i lepiej będzie, jeśli je pozna­cie.- Pochylił na chwilę głowę; blizny pogrążonej w cieniu twarzy wyglądały teraz jak włókna stalowej sieci wrzynającej mu się w skórę.- Federacja zabrała nam nasze domy i przywłaszczyła je sobie.Ode­brała mi wszystko: dom, rodzinę, przeszłość, a nawet teraźniejszość.Federacja zniszczyła wszystko, co było i jest, pozostawiając jedynie to, co może być.Jest moim śmiertelnym wrogiem i zrobiłbym wszystko, żeby ją unicestwić.Nic, co tutaj robię, nie doprowadzi nigdy do tego celu.To, co tu robię, służy jedynie zachowaniu mnie przy życiu i pod­trzymaniu we mnie woli przetrwania.Mam tego dosyć.Chcę czegoś więcej.- Uniósł głowę i jego oczy połyskiwały dziko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl