[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętałem, że pilnowali mnie dwaj żołnierze, trzeci zaś niósł Terminust Est.Należało przypuszczać, że wówczas, kiedy Jonas i ja byliśmy wpychani do przedpokoju, człowiek ów skierował się w stronę pomieszczenia, gdzie przechowywano broń odebraną więźniom.Niestety, straciłem go z oczu już wtedy, kiedy schodziliśmy po stopniach wykutych w skale, i nawet nie miałem pewności, czy dotarł za nami na dno zagłębienia.Zdesperowany, zawróciłem do wielkich, czarnych drzwi i otworzyłem je.Do korytarza natychmiast wdarło się wilgotne powietrze, a omszałe gongi rozpoczęły swój koncert.Świat był pogrążony w ciemności.W trupim blasku fosforyzujących grzybów nie mogłem nawet dostrzec poszarpanych ścian studni, a o tym, gdzie znajduje się jej otwór, świadczył jedynie widoczny w górze krąg usianego gwiazdami nieba.Zamknąłem drzwi.Ledwo zdążyłem to uczynić, kiedy na schodach, którymi tutaj dotarłem, rozległy się czyjeś kroki.Nie miałem gdzie się schować, nie miałem też żadnych szans na dobiegnięcie do drugich schodów.Po trwającym ułamek chwili namyśle zrezygnowałem z pomysłu, żeby wyślizgnąć się za dębowe wrota, i postanowiłem pozostać tam, gdzie stałem.Nowo przybyły okazał się pulchnym, mniej więcej pięćdziesięcioletnim mężczyzną odzianym w liberię.Nawet z tak dużej odległości dostrzegłem bez trudu, że pobladł na mój widok, a następnie pobiegł truchtem w moją stronę.- Czy mogę w czymś pomóc waszej wielmożności? - zapytał, kłaniając się w pas już od połowy korytarza.- Jestem Odilo, kamerdyner.Widzę, że wielmożny pan wyrusza w poufnej sprawie.od ojca Inire?- Tak - odparłem.- Ale najpierw muszę odzyskać swój miecz.Miałem nadzieję, że wie, gdzie ukryto Terminust Est i natychmiast mi go odda, ale on tylko wybałuszył na mnie oczy.- Przyprowadzono mnie tu pod eskortą i powiedziano, że muszę oddać miecz, który jednak zostanie mi zwrócony, abym mógł wykorzystać go w misji zleconej mi przez ojca Inire.Pulchny człowieczek potrząsnął głową.- Zapewniam cię, wielmożny panie, że zostałbym natychmiast poinformowany, gdyby któryś ze służących.- Miecz zabrał pretorianin.- Ach, powinienem był się domyślić.Ostatnio wszędzie ich pełno, ale nie sposób się z nimi dogadać.Uciekł nam więzień, jak zapewne wielmożny pan wie.- O niczym nie wiem.- Niejaki Beuzec.Podobno nie jest niebezpieczny, ale przyłapano go wraz z jeszcze jednym osobnikiem, kiedy ukrywał się w ogrodach.Tamtego pojmano, Beuzec zaś zdołał umknąć.Podobno wkrótce go złapią, ale ja nie jestem tego taki pewien.Powiadam ci, wielmożny panie: mieszkam od urodzenia w Domu Absolutu, a i tak nie zdążyłem jeszcze poznać wszystkich jego zakamarków.- Być może mój miecz jest w jednym z nich.Poszukasz go? Mężczyzna cofnął się o krok, jakby spodziewał się, że go uderzę.- Naturalnie, wasza wielmożność, naturalnie! Próbowałem tylko zabawić wielmożnego pana rozmową.Przypuszczam, że może być tam.Jeśli zechcesz pójść ze mną.Ruszyliśmy ku odległym schodom, a kiedy tam dotarliśmy, zauważyłem, że w pośpiechu ominąłem jedne drzwi: były niskie, wąskie, pomalowane na biało i znajdowały się pod schodami, prawie nie odróżniając się od białego kamienia.Kamerdyner wyjął z kieszeni pęk kluczy i otworzył je.Trójkątne pomieszczenie, do którego prowadziły, okazało się znacznie większe, niż mógłbym przypuszczać.W jego tylnej części znajdowało się coś w rodzaju obszernej antresoli, na którą prowadziła rozklekotana drabina.Oświetlenie stanowiła taka sama lampa jak te, które wisiały w przedpokoju, tyle tylko, że ta dawała jeszcze mniej blasku.- Widzisz go, panie? - zapytał tłuścioch.- Zaczekaj, gdzieś tutaj powinna być świeca.Z tej lampy nie ma wielkiego pożytku, a w dodatku półki rzucają głęboki cień.Właśnie zająłem się nimi.Były zawalone ubraniami, wśród których tu i ówdzie trafiała się para butów, kieszonkowy widelec, piórnik lub zapachowa kulka.- Kiedy byłem mały, chłopcy pomagający w kuchni często otwierali zamek drutem i buszowali tu do woli.Teraz już tego nie robią, odkąd wstawiłem lepszy zamek, ale obawiam się, że wszystko, co wartościowe, zniknęło dawno temu.- Co to za miejsce?- Dawniej była tu szatnia dla petentów.Wiesz, panie: płaszcze, kapelusze, buty, i tak dalej.Jak to zwykle bywa, nagromadziło się mnóstwo rzeczy szczęśliwców, którzy załatwili wszystko, co chcieli, i z radości zapomnieli czegoś zabrać.To skrzydło zawsze należało do ojca Inire, przypuszczam więc, że było też sporo takich, którzy w ogóle od niego nie wyszli, oraz takich, którzy wyszli, choć nigdy nie wchodzili.- Umilkł na chwilę i rozejrzał się dokoła.- Musiałem dać żołnierzom klucze, kiedy szukali tego Beuzeca, gdyż w przeciwnym razie wyważyliby drzwi.Przypuszczam, że mogli zostawić tutaj twój miecz, ale jeśli tego nie uczynili, to prawdopodobnie zabrali go do wartowni.To chyba nie ten, jak przypuszczam? - zapytał, wyciągając z kąta zardzewiałą szablę.- Raczej nie.- Obawiam się, że nie ma tu innej broni.Wytłumaczę ci, wielmożny panie, jak trafić do wartowni albo jeżeli wolisz, obudzę jednego z giermków i każę mu zaprowadzić cię tam.Drabina prowadząca na antresolę niebezpiecznie trzeszczała, lecz nie zważając na to wziąłem świecę od kamerdynera i wspiąłem się po jej szczeblach.Wydawało mi się mało prawdopodobne, żeby żołnierz tam właśnie położył Terminust Est, ale potrzebowałem kilku chwil spokoju, by zastanowić się nad tym, co powinienem teraz uczynić.Wchodząc po drabinie usłyszałem jakiś szelest.Pomyślałem, że to szczur lub inny szkodnik, ale gdy wystawiłem głowę nad poziom podłogi, ujrzałem małego człowieczka, którego wcześniej widziałem w towarzystwie Hethora, klęczącego na zakurzonych deskach i wpatrującego się we mnie błagalnie.Rzecz jasna, był to właśnie Beuzec.Skojarzyłem jego imię z twarzą dopiero wtedy, kiedy ją zobaczyłem.- Coś tam jest, wasza wielmożność?- Tylko stare szmaty.I szczury.- Tak myślałem - stwierdził kamerdyner, kiedy zszedłem z drabiny.- Powinienem od czasu do czasu tam zaglądać, ale w moim wieku nie zaleca się wspinaczek po takich niepewnych drabinach.Czy sam udasz się do wartowni, wielmożny panie, czy mam posłać któregoś z chłopców?- Pójdę sam.Skinął z aprobatą głową.- Tak chyba będzie najlepiej.Mogliby nie dać twojego miecza zwykłemu giermkowi albo nawet nie przyznać się, że w ogóle go mają.Jak zapewne wiesz, znajdujesz się teraz w Piwnicy Dobrych Uroków.Jeżeli nie chcesz być niepokojony przez patrole, wejdź na trzecie piętro tymi schodami, pod którymi teraz się znajdujemy, po czym skręć w lewo.Następnie idź przed siebie galerią, a po tysiącu kroków dotrzesz do odkrytego dziedzińca.W ciemności łatwo możesz go przeoczyć, rozglądaj się więc w poszukiwaniu roślin.Skręć w prawo, a po dwustu krokach dotrzesz do wartowni.Przed drzwiami zawsze stoi strażnik.Podziękowałem mu i nie czekając, aż upora się z zamknięciem drzwi, pośpieszyłem schodami w górę, po czym skryłem się w korytarzu na pierwszym podeście i zaczekałem, aż mnie minie [ Pobierz całość w formacie PDF ]