[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostatek światła pozwalał tu liściom obrastaćbujniej sploty gałęzi, tak że tworzyły nieprzejrzysty gąszcz wokół pni.Zza kolejnej kępy drzew zajaśniała rozległa polana pokryta tylko niską, ja-snozieloną sierścią porostów.Dalej wznosiła się dość stroma ściana osypująca sięz jednej strony w rumowisko wielkich brył zwietrzałego wapienia.Wśród szczelini pęknięć przecinających gęsto jasną ścianę czerniał wyraznie otwór jaskini.Za-uważyli go niemal równocześnie, nie porozumiewając się ani słowem, podążyliw jego kierunku.Dopiero po chwili, gdy Har przeprowadził błyskawiczną ankietęna temat: o czym pomyślałeś na widok jaskini , okazało się, że wszyscy pomy-śleli o tym samym: tubylcy, posługujący się prymitywnymi narzędziami w postacikijów, powinni mieszkać w jaskiniach! Antropomorfizm jest w nas jednak zbyt mocno zakorzeniony, byśmy mogliobiektywnie spoglądać na obcą cywilizację! podsumował Har.W tej samej chwili z korony mijanego drzewa zleciał gruby kij i trąciwszyTeda w ramię, upadł na ziemię.Ted porwał za kolbę miotacza, lecz Har zatrzasnąłmu dłonią bezpiecznik i ostro zakomenderował: Pod skałę, biegiem!Pobiegli w stronę groty, a Har z głową zadartą ku górze (tym sposobem nakie-rowując czołową fotokamerę na miejsce, skąd przed chwilą upadł kij) wycofywałsię powoli.W gałęziach, gęsto splecionych u wierzchołka, panował jednak niczym niezmącony spokój.Po chwili dopiero trzask gałęzi dał znać o obecności kogoś czy też czegoś na górze.Har, nie przestając patrzeć w górę, schylił się i poomacku podjął z ziemi kij.Przez chwilę ważył go w dłoni, jakby zastanawiał się,czy nie odrzucić go na powrót, lecz widocznie ta myśl nie przypadła mu do gustu,bo wycofał się tyłem w kierunku groty.Ted badał wnętrze jaskini.Z miotaczem w dłoniach obszedł jej zakamarki i do-71piero gdy przekonał się, że nie ma innych wyjść i bocznych odgałęzień, a przedewszystkim, że jest zupełnie pusta i sucha, zaprosił Ewę gestem do wnętrza.Hardołączył do nich po chwili. Nie chcę ich płoszyć wyjaśnił krótko. Zdążymy zapoznać się z nimiw bardziej sprzyjających okolicznościach.Niech im się zdaje, że mają nad namiprzewagę.To ich ośmieli. Wszystko jest tu jakieś dziwne: zbyt łatwo nam idzie to odkrywanie nie-znanej planety zauważyła Ewa. Nie spotkaliśmy dotąd żadnego groznegoniebezpieczeństwa.Cała tutejsza przyroda przedstawia się nam jakoś zbyt łagod-nie i spokojnie. Ależ tak jest właśnie ciekawiej zauważył Har. Trzeba samemu wy-ciągać wnioski. Czy nie wydaje się wam zaskakujące, że pierwsze żywe stworzenia, jakienapotykamy, okazują się istota rozumną? zapytał Ted. Może to oznaczać, że trafiliśmy w okolicę szczególnie gęsto zasiedloną zauważyła Ewa. Albo też, że zamieszkują tu tylko istoty rozumne, różnych gatunków i naróżnym poziomie rozwoju. No, no! wtrącił Har. Nie galopujmy.To, że powitały nas te, jak przy-puszczamy, inteligentne istoty, może być czystym przypadkiem. Inaczej wyobrażałem sobie pierwsze z nimi spotkanie skrzywił się Ted,rozcierając ramię. Będę miał siniaka.Oryginalny sposób witania gości z odle-głego systemu planetarnego!Rozpięli we wnętrzu pieczary, u samego wylotu, spory namiot pneumatycz-ny.Jego ścianki skutecznie izolowały od otaczającej atmosfery, zapewniając rów-nocześnie stały dopływ tlenu, którego na zewnątrz było pod dostatkiem.Przezprzejrzyste ściany można było obserwować polanę przed grotą.Zdjęli z twarzy maski oddechowe i zabrali się do przygotowania posiłku skła-dającego się z koncentratów i konserw.Woda na herbatę zawrzała błyskawiczniew specjalnym zbiorniczku.Zasiedli na rozpostartej folii i jedli w milczeniu.Ad-ler od czasu do czasu rzucał bystre spojrzenia na polanę.Przed wejściem, opartyo kamienie, sterczał miotacz Hara.Małe pudełeczko zdalnego sterowania położyłHar tuż koło siebie.Ted przychwycił te przelotne spojrzenia Adlera.Do tej pory było mu głupio,że w tak nieopanowany sposób zareagował na atak nieznanego napastnika.Mio-tacz przeciw istocie uzbrojonej w kij to rzeczywiście jakoś nie tak. Myślisz, że oni mogą tu przyjść? spytał, wskazując głową w stronęwylotu groty. Może. mruknął Har między dwoma łykami herbaty. I dlatego.tamto?Har uśmiechnął się ironicznie.72 Wydaje ci się, że mnie przyłapałeś na niekonsekwencji? Nie ciesz się.Niebędę do nich strzelał.Teraz jednak, gdy wiem, do kogo strzelać nie należy, mo-gę sobie pozwolić w razie potrzeby na strzelanie do innych napastników.Z rozumną istotą można się bez tego dogadać. Nie bardzo jakoś chce mi się wierzyć w ten ich rozum. powiedział Tedniechętnie. No, niby te nacięcia na kiju.To może świadczyć, iż nieobce są impewne uczucia estetyczne.Poza tym jednak zachowanie ich niezbyt jest logiczne:tamten uciekł za pierwszym szelestem.Ten znowu zaatakował podstępnie. Pierwszy nas nie widział, drugi zaś obserwował zapewne od dłuższej chwi-li, gdy szliśmy przez polanę przypomniała Ewa. Trzeba zatem ustalić jedną bardzo istotną rzecz: czy oni boją się nas, czynie zaproponował Ted.Ewa spojrzała na niego spod opuszczonych na wpół powiek i powiedziałaprzekornie: Ty, mój drogi, chciałbyś wszystko klasyfikować według sztywnych zasad:tak albo tak.Czy nie wydaje ci się, że mogą być wśród nich tchórzliwi i odważni,spokojni i zaczepni? Wśród istot inteligentnych występuje coś takiego, jak indy-widualność, charakter.Z tego też względu proponowane zagadnienie nie rokujejednoznacznego i ogólnego rozwiązania. Brawo! zawołał Har. Cenna myśl! Można wprawdzie z dużą doząpewności twierdzić, że zające boją się człowieka, a tygrysy nie.W wypadku istotinteligentnych tak ścisłej klasyfikacji nie da się przeprowadzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]