[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy mogę w czymś.toznaczy.- Nie wiem, a możesz? - Uniosła kącik umalowanych ust, na wpół kpiąco, na wpółradośnie.Dreszczowi wydawało się, że rozpoznaje jej głos.Przez rozcięcie w spódnicyzauważył koniec długiej różowej blizny na udzie.- Monza? - szepnął.- A jaka inna kobieta o takim wyglądzie zechciałaby się do ciebie odezwać? -Zmierzyła go wzrokiem.- To przywołuje wspomnienia.Wyglądasz niemal tak dziko jakwtedy, gdy spotkałam cię po raz pierwszy.- Chyba właśnie o to chodzi.A ty wyglądasz, no.- Szukał odpowiedniego słowa.- Jak dziwka?- Jeśli tak, to bardzo droga.- Dobrze, nie chciałabym wyglądać na tanią.Idę na górę, żeby zaczekać na naszychgości.Jeśli wszystko pójdzie dobrze, spotkamy się w magazynie.- Tak.Jeśli wszystko pójdzie dobrze.- W życiu Dreszcza z reguły nic nie szło dobrze.Zmarszczył brwi i popatrzył na okna z witrażami.- Poradzisz sobie?- Ario nie sprawi mi kłopotu.Od dawna na to czekam.- Wiem, ale, po prostu.jeśli chciałabyś, żebym był bliżej.- Skup się na opanowaniu sytuacji na dole.O mnie się nie martw.- Mogę się martwić za nas oboje.- Myślałam, że jesteś optymistą - rzuciła na odchodnym.- Może mnie z tego wyleczyłaś - mruknął.Nie lubił, gdy tak do niego mówiła, alewolał to od milczenia.Gdy się odwrócił, zobaczył wpatrzonego w niego Siwowłosego idzgnął potężnego drania palcem.- Nie stój tak! Nakreślmy ten przeklęty fałszywy krąg,zanim się zestarzejemy!* * *Monza nie czuła się komfortowo, gdy chwiejnym krokiem przemierzała salę gier uboku Coski.Nie przywykła do butów na wysokim obcasie.Nie przywykła do powietrzaowiewającego jej nogi.Gorsety zawsze są torturą, ale w tym, który miała na sobie, dwie kościzastąpiono długimi cienkimi nożami, których ostrza tkwiły pomiędzy jej łopatkami, arękojeści były schowane na krzyżu.Jej kostki, kolana i biodra pulsowały bólem.Jak zwykle,miała ochotę zapalić, ale odpędziła to pragnienie.Przez ostatnie miesiące wytrzymała takwiele bólu, że teraz była gotowa znieść odrobinę więcej, byle tylko dostać się w pobliże Ario.Na tyle blisko, by wbić ostrze w jego kpiącą twarz.Ta myśl sprawiła, że jej krok stał się niecobardziej sprężysty.Carlot dan Eider czekała na nich na końcu pomieszczenia.Stała z miną królewskiejwyższości pomiędzy dwoma stołami do gry w karty nakrytymi szarymi płachtami, ubrana wczerwoną sukienkę godną legendarnej cesarzowej.- Tylko spójrz na nas - prychnęła Monza, gdy się zbliżyła.- Generał ubrana jakdziwka i dziwka ubrana jak królowa.Dzisiaj wieczorem każdy kogoś udaje.- Na tym polega polityka.- Kochanka Ario zmarszczyła brwi, spoglądając na Coscę.-Kto to?- Pani Eider, cóż za cudowny i nieoczekiwany zaszczyt.- Stary najemnik ukłonił się,zamaszyście zdejmując kapelusz, ukazując chropowatą, zroszoną potem, łysiejącą czaszkę.-Nawet nie śniłem, że znów się spotkamy.- To ty! - Eider posłała mu lodowate spojrzenie.- Mogłam się domyślić, że jesteś w tozamieszany.Myślałam, że zginąłeś w Dagosce!- Ja również, ale okazało się, że byłem tylko bardzo, bardzo pijany.- Nie aż tak, by nie udało ci się mnie zdradzić.Stary najemnik westchnął.- To zawsze przykre, gdy zdrada dosięga uczciwych ludzi.Jednakże, kiedy dotykazdrajców, nie można się pozbyć uczucia.kosmicznej sprawiedliwości.- WyszczerzonyCosca przeniósł wzrok z Eider na Monzę i z powrotem.- Trzy osoby tak lojalne jak my pojednej stronie? Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie.Monza podejrzewała, że rozlew krwi.- Kiedy Ario i Foscar tutaj dotrą?- Gdy wielki bal u Sotoriusa zacznie się zbliżać do końca.O północy albo tuż przed.- Będziemy czekać.- Odtrutka - odburknęła Eider.- Wykonałam swoją część zadania.- Dostaniesz ją, kiedy dostanę głowę Ario na tacy.Nie wcześniej.- A jeśli coś pójdzie nie tak?- Wtedy umrzesz razem z nami.Dlatego lepiej dla ciebie, żeby wszystko przebiegłozgodnie z planem.- Co cię powstrzyma przed tym, żeby i tak pozwolić mi umrzeć?- Moja oszałamiająca reputacja.Zawsze gram zgodnie z zasadami i zachowuję sięwłaściwie.Wyraz twarzy Eider się nie zmienił.- Starałam się postąpić właściwie w Dagosce.- Dzgnęła Monzę palcem w klatkępiersiową.- Starałam się postąpić właściwie! Próbowałam ocalić ludzi! Zobacz, jaką cenę zato zapłaciłam!- Być może to cię czegoś nauczy na temat właściwego postępowania.- Monzawzruszyła ramionami.- Ja nigdy nie miałam tego problemu.- Możesz sobie żartować! Wiesz, jak to jest żyć w ciągłym strachu?Eider skuliła się pod ścianą, gdy Monza postąpiła krok naprzód.- %7łyć w strachu? - warknęła, przybliżając się tak, że niemal ocierały się o siebiemaskami.- Witaj, kurwa, w moim życiu! A teraz przestań jęczeć i przygotuj uśmiech dla Arioi innych drani! - Zciszyła głos do szeptu.- Potem przyprowadz go do nas.Razem z bratem.Rób, co ci każę, a może doczekasz szczęśliwego zakończenia.Wiedziała, że obie w to nie wierzą.Wieczorne przyjęcie dla bardzo niewielu osóbskończy się szczęśliwie.* * *Dzionek po raz ostatni zakręciła popiskującym wiertłem, po czym delikatnie wyjęła jez drewna.Promyk światła wpadł na ciemne poddasze i narysował jaskrawe kółko na jejpoliczku.Uśmiechnęła się do Morveera, który nagle wzruszył się pod wpływem słodko-gorzkiego wspomnienia uśmiechniętej twarzy matki w blasku świecy.- Przebiliśmy się.To nie był odpowiedni czas na nostalgię.Morveer powstrzymał przypływ emocji ipodkradł się do otworu, uważając, by stawiać stopy tylko na krokwiach.Ubrana na czarno,dziko wierzgająca noga przebijająca się przez sufit z pewnością zaniepokoiłaby synów Orso iich strażników.Zerknął przez dziurkę, niewidoczny pośród grubych belek, i zobaczył długikorytarz wyłożony panelami, drogi gurkijski dywan na podłodze oraz dwoje wysokich drzwi.Nad bliższymi wyrzezbiono symbol korony.- Idealne miejsce, moja droga.Apartament królewski.- Stąd mieli widok nastrażników pilnujących obojga drzwi.Morveer sięgnął pod kurtkę i zmarszczył brwi.Zacząłobmacywać pozostałe kieszenie, czując ukłucie paniki.- Psiakrew! Zapomniałem zapasowej dmuchawki! A co, jeśli.- Wzięłam dwie dodatkowe, na wszelki wypadek.Morveer przycisnął dłoń do piersi.- Dzięki Boginiom Losu.Nie! Do diabła z Boginiami.Niech żyje twoja przezorność.Co bym bez ciebie zrobił?Dzionek uśmiechnęła się niewinnie.- To samo, tylko w mniej czarującym towarzystwie.Ostrożność przede wszystkim,zawsze.- Prawda.- Zciszył głos do szeptu.- Oto i one.- Pojawiły się Murcatto i Vitari, obiezamaskowane, upudrowane i wystrojone, a raczej rozebrane, jak wiele innych kobietpracujących w tym przybytku.Vitari otworzyła drzwi oznaczone koroną i weszła.Murcattozerknęła na sufit, pokiwała głową, po czym podążyła jej śladem.- Są w środku.Jak dotądwszystko zgodnie z planem.- Jednak wciąż nie brakowało okazji do katastrofy.-Dziedziniec?Dzionek przeczołgała się na drugi koniec poddasza, gdzie dach stykał się zkrokwiami, po czym wyjrzała na główny dziedziniec przez dziurki, które wywiercili.- Wygląda na to, że są gotowi, by powitać gości.Co teraz?Morveer podpełzł do malutkiego, brudnego okna i odgarnął pajęczyny krawędziądłoni.Słońce obniżało się za nierówne dachy, zalewając Miasto Szeptów brudnym blaskiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]