[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-oznajmił.Patrzyłem na niego zdumiony.Dotąd sądziłem, że pozostanie nabagnach, dopóki Duńczycy zdobędą nad nami miażdżącą przewagę albodopóki my staniemy się na tyle silni, by odbić pobliskie ziemie, a potemkolejne i następne.A ten proces trwałby latami.Lecz jego wizja byłazdecydowanie śmielsza.Pod nosami Duńczyków chciał zgromadzić armięWessexu i za jednym zamachem odbić całe królestwo.To było jak gra wkości.W jednym rzucie postanowił postawić wszystko, co ma - choć niebyło tego wiele.- Wydamy im wielką bitwę - rzekł z zapałem - i, z Bożą pomocą,rozniesiemy w pył.Te podniosłe rozważania przerwał przerazliwy krzyk.Otrząsnąwszy sięz zadumy, Alfred uniósł głowę.Stała nad nim rozezlona Elwide i krzyczała,że spalił jej owsiane placki.- Mówiłam, że masz ich pilnować! - Zawołała z furią, po czym trzasnęłakróla obranym ze skóry węgorzem.Usłyszałem mokre plaśnięcie.Jej ciosbył na tyle silny, że Alfred się zachwiał.Nie zdołał utrzymać równowagi ipoleciał na podłogę.Natychmiast doskoczyło do niego dwóch strażników,ich ręce sięgnęły po miecze.Powstrzymałem ich ruchem ręki, a Elwide energicznie strącała z kamienispalone placki.- Mówiłam, żebyś ich pilnował! - Gderała ze złością.Alfred nie zdążył się jeszcze podnieść.Cały się trząsł.Zażenowanypomyślałem, że może płacze, rozstrojony tym incydentem, ale po chwilidotarło do mnie, że on zanosi się od śmiechu.Zaśmiewał się do łez i byłszczęśliwy jak nigdy dotąd.Gdyż miał plan, jak odzyskać królestwo.kStacjonujący w Aethelingaeg garnizon miał już siedemdziesięciu trzechmężczyzn.Alfred wraz z rodziną przeniósł się do grodu.Sześciu ludziLeofrica uzbroił w topory i wysłał na wzgórze Brant z rozkazem ułożeniasygnałowego ogniska.Był w tych dniach w doskonałej formie - spokojny ipewny w podejmowaniu działań.Panika i rozpacz, towarzyszącepierwszym tygodniom stycznia, ustąpiły miejsca nieuzasadnionemuprzekonaniu, że zdoła odzyskać królestwo, nim pierwsze promienieletniego słońca ogrzeją jego ziemie.Na wyspę niedawno przybył ojciecBeocca i król nie posiadał się z radości.Rudowłosy ksiądz, utykając, zszedłz pomostu i z rozpromienioną twarzą runął do stóp Alfreda.- %7łyjesz, panie! - Zawołał, czepiając się kurczowo królewskich nóg.-Bogu niech będą dzięki, że żyjesz!Alfred podniósł go z kolan i uściskał.Obaj mężczyzni wzruszyli się dołez.Następnego dnia była niedziela i Beocca odprawił mszę oraz wygłosiłkazanie.Musiałem go wysłuchać, gdyż modlitwy odbywały się na świeżympowietrzu, pod gołym, zimnym niebem i głos Beoccy niósł się po całejwyspie.Z żalem stwierdziłem, że jest ona zbyt mała, by móc uciec przedsłowami duchownego.Beocca mówił o tym, jak Dawid, król Izraela,zmuszony był uciekać przed swymi wrogami, jak znalazł schronienie wjaskini Adullam i jak Bóg przywiódł go z powrotem do Izraela, pozwalającpokonać nieprzyjaciół.- Oto nasze Adullam! - Zakrzyknął gromko Beocca, wskazując zdrowąręką na pokryte strzechą dachy Aethelingaeg.- A oto nasz Dawid! - Pokazałna króla.- I nas Bóg powiedzie do zwycięstwa!- Wielka szkoda, ojcze - powiedziałem pózniej do Beoccy - że nie byłeśrównie bojowo usposobiony dwa miesiące temu.- Raduję się - odparł wyniośle - widzieć cię w tak wielkich łaskach ukróla.- Król wreszcie wyznał się na takich zabijakach jak ja - odrzekłemsarkastycznie.- Pozwala mi to mieć nadzieję, że może nauczy się też, bynie pokładać ślepej wiary w rady wiecznie lamentujących księży, którzy -tak jak ty - wmawiają mu, że Duńczyków można pokonać modlitwą.Beocca prychnięciem zbył tę osobistą zniewagę i spojrzał z wyrzutem naIseult.- Czy masz jakieś wieści od żony?- %7ładnych.Beocca przyniósł na wyspę kilka nowin, lecz żadna nie dotyczyłaMildrith.Opowiedział, jak uciekał na południe, nieustannie czując naplecach oddech ogarniających kraj Duńczyków.Dotarł aż doDornwaraceasteru - grodu położonego na ziemiach Thornsaety, gdzie teżznalazł schronienie wraz z grupą innych mnichów.Jednak niedługopózniej Duńczycy najechali miasto, ale wtedy bracia, zawczasu ostrzeżenio spodziewanym ataku, byli już bezpieczni w starej fortecy położonejnieopodal Dornwaraceasteru.Wróg złupił miasto, zabierając srebro,monety i kobiety.Potem skierował się na wschód.Kilka dni pózniej dogrodu przybył Huppa - eldorman ziemi Thornsaeta - a wraz z nimpięćdziesięciu wojowników.Kazał mnichom i mieszkańcom zabrać się załatanie starych rzymskich murów okalających Dornwaraceaster.- Na ten moment jego mieszkańcy są bezpieczni - informował Beocca - wmieście nie ma jednak dość zapasów żywności na wypadek, gdybyDuńczycy powrócili i przystąpili do oblężenia.Po tych wydarzeniach Beocca usłyszał, że król Alfred przebywa nawielkich mokradłach i czym prędzej wyruszył w samotną podróż doswego pana.Ostatniego dnia wędrówki spotkał sześciu żołnierzy idącychdo Alfreda, z którymi zakończył tę wyprawę.Nie miał wiadomości natemat Wulfhere a, za to słyszał, że Odda Młodszy przebywa gdzieś wrejonie górnego odcinka rzeki Uisc w starym grodzie wybudowanym przezdawnych ludzi.Znamienne było to, że podczas swej podróży duchowny nienapotkał żadnego Duńczyka.- Jeżdżą po całym kraju - oznajmił zdumiony - wszędzie ich pełno, ajednak, Bogu niech będą dzięki, w tamtych dniach nie dane mi byłospotkać ani jednego.- Czy Dornwaraceaster jest duże? - Zapytałem.- O tak, dość duże.Ma aż trzy piękne kościoły.Aż trzy!- A targ?- Jest i targ.Przed nadejściem Duńczyków kwitł tam handel [ Pobierz całość w formacie PDF ]