[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.DZIDEK: Czy to jest egzaltacja, czy też naprawdę masz źle w głowie? Życie sobie zmarnujesz!MACIEK: To może później.Na razie mam do ciebie prośbę.DZIDEK: No mów, ja wszystko zrobię.MACIEK: To się odpierdol.Kabina projekcyjna.Winkel i Dzidek.WINKEL: No i co? Odpierdolił się pan?DZIDEK: Papierosy mi się skończyły.Nie ma pan?WINKEL: Takie tam.Dostałem wczoraj od pewnego strasznego dziadunia, który marzy tylko o jednym: jak by tu wywabić robotników na ulicę… A tu wolno palić?DZIDEK: Formalnie nie wolno, ale taśma jest niepalna.A co do Maćka? Widzi pan, on zniknął.Nawet po swoje rzeczy nie przyszedł do akademika; zresztą dużo nie miał.WINKEL: A gdzie się podział?DZIDEK: Nie wiem.Kiedy się zjawił, chyba po roku, w ogóle nie odezwał się do mnie, zresztą do żadnego z nas.Raz tylko spotkaliśmy się przypadkiem…Wiadukt nad torami kolejowymi.W dole stocznia; dalej, na morzu, kadłuby wykańczanych statków.Na środku wiaduktu spotykają się Dzidek i Maciek; pierwszy w nowej, modnej kurteczce na misiu, drugi w waciaku.DZIDEK: Maciek? Cześć!MACIEK: Cześć.DZIDEK: No? Co u ciebie?MACIEK: W porządku.W stoczni pracuję.DZIDEK: Tutaj?MACIEK: Tu.DZIDEK: Od dawna?MACIEK: E, nie.W wojsku byłem.DZIDEK: To się długo nie nasłużyłeś.MACIEK: Coś mi zdrowie zaczęło nawalać, to puścili.DZIDEK: Pani doktor…MACIEK: … mówiła, że mam systematycznie brać leki.DZIDEK: Ale nie brałeś.MACIEK: Zawsze byłeś domyślny.A co u ciebie?DZIDEK: No, co; dyplom zrobiłem.Kryska też.Pamiętasz Kryskę?MACIEK: A jak mam nie pamiętać? Obaj żeście mnie wtedy wsadzili do wariatkowa.A ty pracujesz gdzieś?DZIDEK: Tak się trochę zaczepiłem tu, przy rozgłośni.MACIEK: I opiewasz sukcesy Partii?DZIDEK: No, poprawiło się, sam powiedz.MACIEK: A jak, na przykład, opiewasz?DZIDEK: Puść sobie wieczorem radio, to posłuchasz; w programie lokalnym, oczywiście.MACIEK: A własnymi słowami możesz?DZIDEK: Co tam własnymi słowami; mogę ci przeczytać, chcesz? (Wyjmuje z kieszeni kartkę).„W pierwszą rocznicę objęcia przez Was funkcji I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR serdecznie pozdrawia oraz szczere życzenia pomyślności w tej zaszczytnej i zarazem odpowiedzialnej pracy przesyła Wam…MACIEK: Młody inżynier.DZIDEK: No, nie.Po prostu załoga.Sam rozumiesz.MACIEK: Rozumiem.Daj to.Zabiera Dzidkowi kartkę i zaczepia ją o guzik jego wiatrówki.DZIDEK: Co ty, co ty wyprawiasz?MACIEK: Tu to noś, tak, cześć.Kabina projekcyjna.Dzidek i Winkel.WINKEL: A on sam dyplomu nie zrobił?DZIDEK: A skąd.Zaciągnął się na niewykwalifikowanego, potem został brygadzistą czy majstrem, nie pamiętam; a potem go wylali.WINKEL (częstując go następnym papierosem): Za grzechy ojca?DZIDEK: Dziękuję, za mocne dla mnie.A co do ojca? Nie, chyba nie.Inne nazwisko, stocznia też inna.To musiało być coś innego.No, ale nie wiem, nie wiem.Straciliśmy się z oczu – zupełnie.A dlaczego pan ciągle pyta o niego?WINKEL: No, wie pan, jeden z przywódców największego strajku w Polsce… Pierwszy raz go dzisiaj widziałem.I jedno nie pasuje mi do drugiego.Próbuję to jakoś skleić.DZIDEK (z nagłą podejrzliwością): Po co?WINKEL: No, tak; z ciekawości.DZIDEK (z rezerwą): Aha, aha, rozumiem… No, ale ja przepraszam, mam tu jeszcze trochę roboty.WINKEL: Nie, to ja przepraszam.Zagadaliśmy się.DZIDEK: Właśnie.WINKEL: Jeszcze tylko jedna prośba: czy mogę stąd zadzwonić do hotelu?DZIDEK: Proszę, tam jest telefon.Odchodzi w głąb kabiny i zajmuje się swoją robotą.Winkel podchodzi do aparatu i dostrzega stojącą obok niedokończoną butelkę wódki.Nakręca numer, a potem – czekając na połączenie – ogląda się chyłkiem na Dzidka i szybko opróżnia butelkę do dna.GŁOS RECEPCJONISTY: Tu hotel, słucham.WINKEL: Mówi redaktor Winkel z Polskiego Radia.Chciałbym prosić o przedłużenie mojej rezerwacji.GŁOS RECEPCJONISTY: Rozumiem, że pan zostaje.WINKEL: Zostaję.Brama stoczni, jak zawsze umajona kwitami.Przed wkopanym obok niej krzyżem płoną znicze.Ulica nieodmiennie zapchana ludźmi; przeważają stare i młode kobiety, niektóre z dziećmi.Przy wejściu na portiernię stoi Winkel, oczekujący na ewentualną przepustkę.W drzwiach portierni robotnik ze Straży Porządkowej wylewa na chodnik wódkę, którą próbował przemycić do środka ktoś z wchodzących.Winkel obserwuje to z wyrazem najwyższej dezaprobaty [ Pobierz całość w formacie PDF ]