RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez uśmiechu na ustach, bez pieśni w sercu, żadnego zapału, żadnego młodzieńczego entuzjazmu właściwego ludziom, którzy dziarsko kroczą w pełną chwały przyszłość.Superostrożni, superpodejrzliwi - absolutnie niewłaściwa postawa.Nawet wymachując czerwoną flagą, nie zwrócilibyście bardziej mojej uwagi na to, że coś wam ciąży na duszy.Wasza przeszłość jawiła się nienaganna, więc było oczywiste - i wkrótce się sprawdziło - że wasz niepokój może dotyczyć wyłącznie przyszłych kłopotów.Zamartwiać się mogliście na przykład tym, jak, znalazłszy się w naszej kwaterze głównej, traficie do partyzantów.Twojej siostrze, Michael, nie trzeba było wiele czasu, żeby się zdradzić.Stało się to w górskiej gospodzie, gdzie usiłowała we mnie wmówić, że sympatyzuje z rojalistami.Twierdziła, że swego czasu przyjaźniła się z królem Piotrem, wtedy jeszcze księciem.- Nic podobnego! - Jej oburzenie nie brzmiało przekonująco.- Spotkałam go kilka razy i tyle.- Sarina.- upomniał ją z łagodnym wyrzutem.Nie odpowiedziała.- Ile razy mam ci powtarzać.- No już dobrze, dobrze - burknęła.- W życiu go nie spotkała.Razem ze mną ubolewała nad jego chromą nogą, tymczasem nasz młodzieniec jest zdrów jak ryba! Nawet nie wie, jak chroma noga wygląda! Ano tak.Pewnie to interesujące, ale obawiam się, że rozważania te są czysto teoretyczne.- Nie byłbym taki pewien - odezwał się Giacomo.- Dla mnie to nie tylko teoria.- Uśmiechnął się po swojemu, chociaż w tych szczególnych okolicznościach trudno by dociec dlaczego.- A jednak mimo wszystko poteoretyzujmy troszkę.W zupełności zgadzam się z tymi dzieciakami.Przepraszam, z Sariną i Michaelem.Nie chcę walczyć.To znaczy nie chcę walczyć w tych cholernych górach.Morze Egejskie i Królewska Marynarka wystarczą mi w zupełności, dziękuję bardzo.Ale gdybym musiał, to tylko u boku partyzantów.- Zupełnie jak Jamie - skomentował Petersen.- Jeśli już kogoś bić, to tylko Niemców, co?- Zdawało mi się, że tam, w hotelu Eden, wyraziłem się dość jasno.- Owszem.Teraz ja sobie poteoretyzuję.No i co dalej? Jak dołączysz do tych leśnych bohaterów?- Poczekam, aż stąd zwiejemy.- Możesz czekać w nieskończoność.- Peter.- W głosie Harrisona zabrzmiało rozpaczliwe błaganie - wiem, że nic nam już nie jesteś winien, że nie jesteś już za nas odpowiedzialny, ale przecież musi być jakiś sposób! Chociaż różnimy się poglądami, w tarapaty wpadliśmy wszyscy razem.No, Peter, później starczy czasu na rozstrzyganie sporów.A teraz cóż, człowiek tak niebotycznie zaradny i.- Jamie - przerwał mu łagodnie Petersen.- Czyżbyś nie widział tego muru dzielącego naszą izbę? George, Alex i ja stoimy po jednej stronie, wasza piątka po drugiej.W każdym razie ty, von Karajanowie i Giacomo.Nie wiem nic o Lorraine.Mur jest na milę wysoki, Jamie, nie uda się go przeskoczyć.- Rozumiem, co Peter chce nam powiedzieć, kapitanie, powiedział Giacomo.- Fakt, tego muru nie da się przeskoczyć.Nie mówiąc o tym, że moja duma by mi na to nie pozwoliła.Ale, majorze, nie wyjaśnił pan wszystkiego do końca i muszę przyznać, że to nie w pańskim stylu.Bo co z Lorraine? Czy ona mieści się w którejś z grup? Żebyśmy wiedzieli.- Lorraine? Nie wiem.Nie obraź się, Lorraine, ale nie chcę wiedzieć.To mnie nie obchodzi.Już nie.- Usiadł z kieliszkiem w ręku i zamilkł.Po raz pierwszy w ich obecności major popadł w milczącą zadumę.Zapadła cisza od czasu do czasu przerywana jedynie charakterystycznym bulgotaniem, z którym George napełniał winem puste kieliszki.Cisza przeciągała się nienaturalnie, przeciągała, aż wreszcie, nagle i ostro, odezwała się Lorraine:- Co się stało? Chcę wiedzieć, co się stało?- Do mnie mówisz? - ocknął się Petersen.- Tak.Gapisz się na mnie.Cały czas się na mnie gapisz.- To, że ktoś znalazł się po niewłaściwej stronie barykady nie znaczy, od razu, że stracił dobory gust - powiedział Giacomo.- Patrzyłem na ciebie nieświadomie - odrzekł Petersen.Uśmiechnął się.- Poza tym, jak zauważył Giacomo, nie jest to niemiłe.Przepraszam.Byłem gdzieś bardzo, bardzo daleko stąd.- A propos gapienia się - rzekł pogodnie Giacomo.- Sarinie też nieźle to wychodzi.Nie oderwała od ciebie wzroku od chwili, gdy zastygłeś w pozie a la "Myśliciel" Rodina.Czuję tu jakieś silne prądy.Wiesz, co ja myślę? Myślę, że ona myśli.- Cicho bądź, Giacomo.- Była chyba naprawdę zła.- Sądzę, że wszyscy o czymś myślimy - odparł Petersen.- Bóg jeden wie, że mamy o czym.Ty, Jamie, popadłeś w jakieś straszliwe przygnębienie.Co ci? Światła wielkiego miasta? Nie.Białe skały Dover? Nie.Ach! Światełko domu.Harrison uśmiechnął się tylko w milczeniu.- Jaka ona jest, Jamie?- Jaka jest? - Znów się uśmiechnął, wzruszył ramionami i spojrzał na Lorraine.- Jenny jest cudowna - odparła cicho Lorraine.- Myślę, że jest najcudowniejszą osobą na świecie.Jest moją najlepszą przyjaciółką i James w ogóle na nią nie zasługuje.Warta jest dziesięciu takich jak on.Harrison uśmiechnął się jak człowiek bardzo z siebie zadowolony i wyciągnął rękę po kieliszek z winem; jeśli poczuł się dotknięty, umiał to ukryć.Petersen odwrócił wzrok, a kiedy przypadkowo musnął spojrzeniem Giacomo ten, prawie niezauważalnie, skinął głową.Petersen uśmiechnął się lekko i popatrzył w inną stronę.Minęło jeszcze dwadzieścia minut częściowo na chaotycznej rozmowie, lecz głównie w ciszy - aż nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł Edvard.- Major Petersen!Petersen wstał.Giacomo chciał coś powiedzieć, lecz major powstrzymał go.- Nic nie mów.Wiem, będą miażdżyć mi palce.Wrócił za niespełna pięć minut.Giacomo zdawał się być tym rozczarowany.- I co? Palce całe?- Jakoś całe.Mam ochotę ci powiedzieć, że wnoszą właśnie imadło, i że teraz twoja kolej, ale nie, nie wnoszą.Za to jest twoja kolej.Giacomo wyszedł.- Jak było? Czego chcieli? - wypytywał Harrison.- Zwyczajnie, po ludzku.Bardzo grzecznie.Tego właśnie należało się spodziewać po Crnim.Mnóstwo pytań, w tym sporo osobistych, ale podałem tylko nazwisko, stopień i numer pułku, czyli wszystko, co zgodnie z prawem może ujawnić jeniec wojenny.Nie naciskali.Giacomo wrócił jeszcze szybciej.- Zawiodłem się - narzekał - bardzo się zawiodłem.Nie nadawaliby się do hiszpańskiej Inkwizycji.Życzą sobie teraz pana oglądać, kapitanie Harrison.Harrison zabawił poza izbą niewiele dłużej niż jego poprzednicy.Wrócił głęboko zamyślony.- Teraz ty, Lorraine.- Ja? - Stała niezdecydowana.- Cóż, jeśli sama nie pójdę, oni przyjdą po mnie.- Byłoby to szalenie niestosowne z twojej strony, Lorraine - wtrącił Petersen.- Myśmy przeżyli.Co tam jaskinia lwa dla takiej Angielki jak ty!Kiwnęła głową i wyszła.Bardzo niechętnie.- No i jak, Jamie? - zapytał Petersen.- Układna gromadka, jakbyś powiedział.Zaskakująco dużo o mnie wiedzą.I żadnych podtekstów natury wojskowej.Ja przynajmniej ich nie wychwyciłem.Lorraine zniknęła na dobry kwadrans.Kiedy wróciła, była blada i chociaż nie dało się zauważyć łez na jej policzkach, z pewnością musiała płakać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl