RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cygańskie wozy stały porządnie, w dwóch rzędach, z dala od drogi i wyglądały na całkowicie opuszczone.Ani przy pojeździe Czerdy, ani przy zielono-białym wozie nie było widać wartownika, ale Bowmanowi tym razem nie chodziło o żaden z nich.Ten, który go interesował, był pilnowany - na stołku u szczytu scho­dów wejściowych siedział sobie Cygan Maca z butelką piwa w ręce.Bowman podszedł do niego powoli, co widząc Maca opuścił butelkę i skrzywił się ostrzegawczo.Bowman to zlekceważył, podszedł bliżej i dokładnie sobie obejrzał tak Cygana, jak i pojazd.Nie spieszył się zbytnio.Maca wykonał znaczący ruch kciukiem, który nakazywał, by Bowman się wyniósł do wszystkich diabłów.Mimo to pozostał on na miejscu.- Zjeżdżaj! - warknął wreszcie Maca.- Cygańska świnia - odparł uprzejmie Bowman.Maca najwyraźniej nie wierzył własnym uszom, gdyż przez kilka se­kund siedział nieruchomo z wyrazem osłupienia na twarzy.W końcu coś musiało do niego dotrzeć, bo z grymasem wściekłości chwycił butelkę za szyjkę, wstał i zeskoczył ze schodów.Bowman był szybszy i uderzył Cygana, zanim zdążył wylądować na ziemi.Połączenie impetu zeskoku z ciosem Bowmana miało taki skutek, że Maca zatoczył się i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem.Bowman poprawił uderzenie z równą co poprzednio siłą i złapał nieprzytomnego już Cygana, nim zdążył grzmot­nąć o ziemię.Odciągnął go na bok, tak aby nie rzucał się nikomu w oczy.Rozejrzał się, ale wokół panowała cisza i spokój.Jeśli nawet ktoś zauważył tę wymianę poglądów, to musiał być osobą dyskretną i nie ogłosił tego publicznie.Bowman okrążył pojazd dwukrotnie, ale w cie­niu nie czaił się drugi wartownik, nie zauważył też niczego podejrzane­go, toteż wbiegł na schody i ostrożnie zajrzał do wnętrza.Korytarz był pusty, a drzwi prowadzące do sypialni zamknięte na dwie solidne zasu­wy.Odsunął je i wszedł.Przez chwilę nic nie widział.Wewnątrz panowały ciemności, ponie­waż okna były szczelnie zasłonięte ciężkimi kotarami.Gdy zorientował się, gdzie jest najbliższe okno, podszedł do niego i odsunął story.W sypialni znajdowały się trzy łóżka, co dostrzegł już ostatniej nocy.Leżeli na nich, jak wówczas, trzej mężczyźni.Tyle że wtedy było to zrozumiałe -- łóżka służą do spania, a najwłaściwszą do tego porą jest noc.Mimo że teraz było wczesne popołudnie, Bowman nie był specjalnie zaskoczony, że posłania są zajęte.Prawdę mówiąc, spodzie­wał się tego.Wszyscy trzej nie spali, toteż unieśli się na łokciach i oślepieni dzien­nym światłem, gwałtownie mrugali.Bowman bez słowa podszedł do leżącego najniżej i ujął jego prawą rękę.Była przykuta kajdankami do pierścienia przymocowanego do przedniej ściany wozu, podobnie jak mężczyzny zajmującego środkowe łóżko.Zaoszczędził więc sobie trudu sprawdzania trzeciego, cofnął się o dwa kroki i przyjrzał się więźniom uważnie, po czym powiedział:- Hrabia le Hobenaut, mąż Marii le Hobenaut, pan Tangevec, mąż Sary Tangevec, trzeciego z panów nie znam.Z kim mam przyjemność? Pytanie było skierowane do dystyngowanie wyglądającego mężczyz­ny w średnim wieku, który zajmował dolne posłanie.- Nazywam się Daymel.- Jest pan ojcem Tiny?- Tak - przyznał zapytany z miną świadczącą, iż ma pytającego za kata, nie za wybawcę.- Kim pan jest, na litość boską?- Nazywam się Bowman.Neil Bowman i przybyłem, by was stąd zabrać.- Nie wiem, kim pan jest - odezwał się leżący na środkowym łóż­ku, także niezbyt uszczęśliwiony pojawieniem się Bowmana.- I praw­dę mówiąc, nie obchodzi mnie to.Niech się pan stąd wynosi, na miłość boską, i to zaraz, gdyż inaczej to będzie śmierć dla nas wszystkich.- Jest pan hrabią le Hobenaut? - upewnił się Bowman.- Doskona­le.Słyszał pan, co się przytrafiło pańskiemu szwagrowi, Aleksandrowi? - A co miało mu się przytrafić? - spytał Hobenaut z dziwną miesza­niną podejrzliwości i rezygnacji w głosie.- Nie żyje.Czerda go zabił.- Co za bzdury pan wygaduje? Aleksander nie żyje? Przecież Czer­da dał nam słowo.- - Wierzy mu pan? - przerwał zdziwiony Bowman.- Naturalnie.Czerda ma zbyt wiele do stracenia.- Wy też mu wierzycie? - Bowman przerwał mu ponownie, a wi­dząc potakujące skinienia pozostałych więźniów, dodał: - Człowiek, który wierzy mordercy jest głupcem.Wy wszyscy nimi jesteście.Alek­sander jest martwy - znalazłem jego grób i jego ciało.Jeśli uważacie,że kłamię, powiedzcie Czerdzie, że chcecie się zobaczyć z chłopakiem.Może pan, panie Daymel, przy okazji poprosić go, by przyszła pańska córka.- Ona nie.nie.- Nie jest martwa, jeśli o to panu chodzi.Nie ma tylko skóry na plecach, gdyż skatowano ją szpicrutą.Dlaczego? Z tego samego powo­du, z którego zginął Aleksander: oboje próbowali komuś coś przeka­zać, jakąś wiadomość.Co to była za wiadomość?- Błagam pana, Bowman - le Hobenaut był niemal przerażony.­Proszę nas zostawić.- Dlaczego się o nie tak boicie? I dlaczego one tak się boją o was? I proszę się nie powtarzać: nie odejdę stąd, dopóki się nie dowiem tego, co chcę wiedzieć.- Tego akurat już nigdy się nie dowiesz - rozległ się z tyłu głos Czerdy.Bowman odwrócił się powoli, ponieważ teraz pośpiech i tak by mu nic nie dał.Po wstrząsie, jaki przeżył, na jego twarzy nie było §ladu.Za to Czerda stojący w drzwiach z wyposażonym w tłumik pistoletem ani Masaine z nożem w ręku tuż za nim nawet nie próbowali ukrywać prze­pełniającego ich uczucia zadowolenia; obaj uśmiechali się złowrogo.Czerda skinął głową i Masaine sprawdził kajdanki więźniów.- Nie grzebał przy nich - zameldował Masaine [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl