[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie tylko on zresztą.Widownia nagle zamilkła i spoważniała, a rozbawienie ustąpiło miejsca zaskoczeniu, które błyskawicznie zmieniło się w nerwowe oczekiwanie.Bowman rozumiał te uczucia doskonale , by nie rzec, ie podzielał je w całej rozciągłości.W otwartych wrotach toril stał byk.I to nie byle jaki - nie mniejsze czarne zwierzę z Camargue, jakie zwykle występują w cours libre, bezkrwawych zawodach Prowansji.Był to potężny, hiszpański byk, jeden z tych olbrzymów andaluzyjskich, których przeznaczeniem jest śmierć w korridzie.Miał potężne rozmiary, olbrzymi łeb i wprost125niesamowity rozstaw rogów.Głowę trzymał nisko, ale nie aż tak nisko , jak w czasie ataku, a racicami, na przemian prawą i lewą nogą, żłobił głębokie bruzdy w piasku pokrywającym arenę.Widzowie spoglądali na siebie niepewni i zdenerwowani.W większości byli to znawcy tego sportu i doskonale zdawali sobie sprawę, że wysłanie człowieka pozbawionego broni, nawet gdyby to był najsprawniejszy razateur, przeciwko takiej bestii oznaczało dla niego po prostu śmierć.Byk pochylił nieco łeb.Bowman nie poruszył się od chwili wyjścia na arenę - z zaciśniętymi ustami obserwował uważnie zwierzę zmrużonymi oczami.Jakieś dwanaście godzin temu, na skałach i blankach zrujnowanej fortecy bardzo się bał i teraz ponownie to przeżywał.A strach to tylko wyzwalanie adrenaliny będącej katalizatorem, który umożliwia człowiekowi osiąganie wyników i dokonywanie rzeczy zwykle uważanych za niemożliwe.W sytuacji, w jakiej się obecnie znajdował, żadna dawka adrenaliny nie byłaby zbyt wielka.Nie miał zresztą złudzeń co do ostatecznego wyniku spotkania - zmienić tego nie była w stanie cała istniejąca na świecie adrenalina.Stojący w bezpiecznym callejón Czerda nerwowo oblizał wargi w oczekiwaniu tego, co nastąpi.Nagle zamarł, podobnie jak cała widownia - andaluzyjski byk ruszył.Jak na tak wielkie zwierzę, miał wręcz niewiarygodne przyspieszenie.Bowman natomiast jakimś cudem zdołał ocenić współzależność pomiędzy szybkością byka, a zmniejszającą się między nimi odległością.I stał jak sparaliżowany strachem.Widownia wpatrywała się w niego w pełnym przerażenia milczeniu, przekonana, że śmierć tego szalonego pierrota to tylko kwestia sekund.Bowman wyczekał do momentu, gdy byk był zaledwie sześć metrów od niego i rzucił się na prawo.Lecz byk znał tę sztuczkę ze szkolenia.Właśnie tak też sądził Bowman, dlatego jego skok był jedynie unikiem, on zaś odbił się w lewo, dzięki czemu zwierzę przemknęło obok i ostro spiłowany róg minął go o jakieś trzydzieści centymetrów.Zaskoczona widownia westchnęła z ulgą.Napięcie jednak nie zmalało.Byk wyhamował, wznosząc tuman piachu, błyskawicznie zawrócił i ruszył ku Bowmanowi, który powtórzył unik, tyle że w odwrotnym kierunku.Byk i tym razem chybił, lecz zaledwie o parę centymetrów.Widownia wydała pomruk podziwu, któremu towarzyszyły nieśmiałe oklaski.Napięcie nieco zmalało.Ponownie byk zawrócił, lecz teraz-znieruchomiał o jakieś dziewięć metrów od człowieka i obserwował go uważnie.Bowman dostrzegł, że 126rogi zwierzęcia zostały zaostrzone, co jego zdaniem było zupełnie niepotrzebne - przy masie i szybkości byka i tak przeszłyby przez ludzkie ciało na wylot.Teraz najwyżej śmierć mogła być szybsza i mniej bolesna, lecz były to czysto akademickie rozważania, gdyż wiadomo było, jak zakończy się jego występ.Czerwone oczy byka wpatrywały się w Bowmana, który zastanawiał się, co też to bydlę może myśleć, o ile w ogóle myśli.To wszystko przypominało mu rosyjską ruletkę, w której przy każdej następnej próbie szanse przeżycia drastycznie się zmniejszają.Spekulowanie, czy byk uzna jego unik za prawdziwy czy za fałszywy, było bez sensu.Decydował tu ślepy traf, który raczej prędzej niż później stanie po stronie byka.Za każdym razem miał pięćdziesiąt procent szans na to, że przeżyje, a zmęczenie już osłabiło jego refleks i zmniejszyło szybkość ruchów.Gdy uświadomił sobie, że jednak ma pięćdziesiąt procent szans na przeżycie, rzucił błyskawiczne spojrzenie za siebie - bariera była zaledwie o trzy kroki.Odwrócił się i pobiegł ku niej, mając świadomość, że byk ruszył za nim.W callejón widział wyraźnie Czerdę, który z zainteresowaniem obserwował rozwój wydarzeń, nawet nie próbując mu grozić pistoletem, który trzymał pod czerwoną chustą.Wiedział doskonale, że nie zamierza on uciec z areny.Bowman odwrócił się gwałtownie, oparł się plecami o ogrodzenie i natychmiast uskoczył w prawo.Byk wściekle rzucił łbem, ale prawy róg jedynie musnął rękaw błazeńskiego kostiumu, nawet go nie rozdzierając.Zwierzę zderzyło się z płotem z impetem, od którego pękły dwie górne belki, i wspięło się na tylne nogi, próbując przeskoczyć barierę.Trochę czasu minęło, zanim do rozwścieczonego byka dotarło, że przeciwnik wcale się nie schronił za płotem, lecz nadal jest na arenie, tyle że nieco dalej.Widownia tym razem powitała wyczyn Bowmana wiwatami i brawa-' mi.Na twarzach pojawiły się uśmiechy, a wielu widzów zaczęło się wręcz doskonale bawić tym, co w pierwszej chwili uznali za publiczne samobójstwo.Byk stał nieruchomo dobre pół minuty, potrząsając łbem jakby oszołomiony czołowym zderzeniem z drewnianym ogrodzeniem.Gdy ruszył, widać było, że zmienił taktykę - zamiast szarżować, zaczął podchodzić przeciwnika.Szedł powoli ku Bowmanowi, który rejterował tyłem, nie chcąc spuścić byka z oczu, dzięki czemu powoli ale stale tracił przewagę odległości.Nagle byk opuścił łeb i runął do przodu.Był tak blisko, że Bowman właściwie nie miał miejsca na unik.Zrobił więc jedyne co mógł - wyskoczył najwyżej jak potrafił, znalazł się na127łopatkach atakującego zwierzęcia, odbił się i po pełnym obrocie wylądował na ziemi.Z trudem łapał oddech, ale udało mu się utrzymać równowagę.Tym razem widownia dostała szału - napięcie zniknęło, za to brawom i owacjom nie było końca.Teraz nawet najwięksi sceptycy przyznali, że pod maską błazna musi kryć się jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy, razateur, jaki dziś występował.Niektórym nawet było głupio, że z początku dali się nabrać i bali się o takiego mistrza.Zarówno trzech więźniów, jak obie dziewczęta i Masaine obserwowali z pewną obawą wielkiego księcia, który niespokojnie przemierzał niewiellcie pomieszczenie, spoglądając z coraz większą irytacją na zegarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]