RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale Orias tak nie myśli?- Orias wierzy w to, co mu powiedziano, że tylko przypadkiem natrafiłeś na czar, który otworzył dawno zamkniętą bramę.Jego doradca powiedział też, że należy wydać cię w ręce tych, którzy potrafią cię zmusić do oddania im klucza do tej bramy.- Nie!- Ja również tak mówię, przybyszu zza gór.- Nazywam się Kemoc.Po raz pierwszy zobaczyłem, jak się uśmiecha.- Jeżeli znasz taki czar, wolałabym, żeby służył tym, z którymi jechałeś do Zielonej Doliny niż komuś innemu.Dlatego przypłynęłam, aby zabrać cię z tamtej wyspy.- A co to takiego? - Rozejrzałem się dokoła.- To zimowe mieszkanie asptów.Ponieważ żyją one w rzekach, więc słuchają nas, kiedy zwracamy się do nich we właściwy sposób.Lecz czas płynie, a moce działają.Uważam, że nie powinieneś odwlekać zbytnio podróży lądem do Zielonej Doliny.Mówi się, że siły Ciemności wkrótce zaczną ją oblegać.Postukałem palcami po twardym jak kamień opatrunku.- Jak długo mam być tutaj uwięziony?Orsya znów się uśmiechnęła i odłożyła grzebień.- Nie dłużej niż trzeba, żeby to rozłupać, Kemocu.I rozłupała, uderzając kamieniem i czubkiem noża.Pomyślałem, że musiała obłożyć mi ranę tym samym leczniczym mułem, który zawrócił mego brata sprzed bramy śmierci.Bo gdy odpadły ostatnie odłamki, nie było już rany, tylko świeża blizna i bez trudu mogłem poruszać nogą.Kroganka przeprowadziła mnie przez podwodny tunel i schroniliśmy się w gęstwinie rosnących nad rzeką trzcin.Był wczesny ranek i mgła wisiała nad wodą.Orsya węszyła, wciągając głęboko powietrze do płuc i powoli je wydychając, jakby w ten sposób szukała niewykrywalnych dla mnie wieści.- Będzie ładny dzień - oświadczyła.- To dobrze, chmury bowiem sprzyjają siłom Ciemności.Słońce jest ich wrogiem.- Którędy mam iść?- Którędy pójdziemy, Kemocu.Pozwolić ci teraz błąkać się samemu po kraju, to jak wyjąć possela z muszli i cisnąć go vufflowi.Będziemy podróżowali wodą.I tak też zrobiliśmy, najpierw płynąc z prądem rzeki, później zaś jednym z jej mniejszych dopływów na południe.Chociaż okolica sprawiała wrażenie wolnej od Zła i uśmie­chniętej w promieniach słońca, pilnie stosowałem się do wskazówek Orsyi.Kiedyś leżeliśmy przy porośniętym trzciną brzegu - ona pod wodą, ja zaś z wydrążoną trzciną w ustach, by czerpać powietrze - podczas gdy niewielkie stado Wilkołaków chłeptało wodę i porozumie­wało się warcząc, w odległości ramienia od naszej kryjówki.Moją przewodniczkę drażniło, że nie mogłem podróżo­wać wyłącznie pod wodą tak jak ona i potrzebowałem powietrza.Jestem pewny, że mogłaby odbyć tę samą podróż w trzykrotnie krótszym czasie, niż nam to zajęło.Na noc schroniliśmy się w porzuconej norze mieszkańca rzeki, wykończonej nie tak starannie jak siedziba aspta, po prostu w jamie wykopanej w wysokim brzegu.Tam Orsya opowiedziała mi o swoich współplemieńcach i im podobnych.Dowiedziałem się, że jest pierwszą córką najstarszej siostry Oriasa, więc zgodnie z ich sposobem ustalania pokrewieństwa była mu bliższa niż jego własne dzieci.Okazała się znacznie odważniejsza niż większość Kroganów z jej pokolenia, gdyż przy każdej okazji wymy­kała się z domu, żeby zbadać drogi wodne, które poznali jedynie nieliczni mężczyźni, o ile w ogóle tam dotarli.Napomknęła o dziwnych znaleziskach wśród wzgórz, a po­tem powiedziała, że wraz z nadejściem wojny takie po­szukiwania trzeba będzie przerwać.Wspomniawszy o wojnie zamilkła i zwinęła się do snu w kłębek.Następnego dnia przed południem strumyk, którym podróżowaliśmy, stał się tak mały, że nie mogliśmy już płynąć.Wtedy Orsya wskazała ręką na wzgórza i powie­działa:- Kieruj się w dalszej drodze wedle tego szczytu.Jeżeli będziesz uważał i pośpieszysz się, dotrzesz do Zielonej Doliny o zachodzie słońca.Mogę wprawdzie przebywać przez krótki czas na wolnym powietrzu, ale nie aż tak długo.Tu się więc rozstaniemy.Usiłowałem jej podziękować.Lecz jakimi słowami można się odwdzięczyć za uratowanie życia? Znów się uśmiechnęła, pomachała ręką i wskoczyła do wody.Odpłynęła, zanim zdołałem wyjąkać do końca to, co chciałem jej powiedzieć.Skupiwszy uwagę na szczycie, który mi wskazała, za­cząłem ostatni odcinek drogi.ROZDZIAŁ VISkrzydlaci wartownicy Zielonej Doliny zauważyli mnie na długo przedtem, zanim ja ich spostrzegłem.Jakiś Flannan pojawił się znienacka, przez chwilę unosił się nad moją głową, po czym zniknął nie machnąwszy nawet skrzydłem.Dotarłem do szczeliny pomiędzy-dwoma piono­wymi kamieniami.Mogło to być tylne wejście do dziedziny Zielonego Ludu, bo i tu z obu stron były wypisane ochronne Symbole.Jedna z zielonozłotych jaszczurek, które pomagały patrolować wzgórza, spojrzała na mnie podobnymi do klejnotów oczami.- Kemocu!Nadbiegł Kyllan, rzucił mi się na szyję, nasze oczy i umysły spotkały się.Nasza dawna jedność powróciła na tę chwilę, tak jakby nic jej nigdy nie zakłóciło.Przypominało to wielkie święto.Zaprowadzono mnie do żywych domów o dachach z ptasich piór, po drodze zarzucając pytaniami.Ale to, co miałem do powiedzenia o wrogości Kroganów, szybko ich otrzeźwiło.- To złe wieści! - Dahaun nalała mi wina do gościnnej czary, a teraz zaniepokojona odstawiła dzban na stół.- Jeśli Kroganowie sprzymierzyli się przeciw nam.Woda może być groźną bronią, której trudno będzie stawić czoło.-Ale kim są ci Adepci Ciemności, których tak bardzo obawia się Orias, że próbuje kupić ich przychylność oddając im jeńca? Kroganowie nie są bojaźliwi.W przeszłości byli naszymi przyjaciółmi.Może rozpoczęlibyśmy poszukiwa­nia.? Ethutur pokręcił przecząco głową i powiedział:- Jeszcze nie, najpierw musimy się dowiedzieć wszyst­kiego w inny sposób.Pamiętaj, że ci, którzy szukają, mogą sami stać się obiektem poszukiwań, zwłaszcza gdy moc strony przeciwnej jest równie wielka lub większa niż ich własna.W pierwszej chwili po przybyciu z podniecenia zapom­niałem o czymś bardzo ważnym, lecz teraz przypomniałem sobie.Kaththea.gdzie jest moja siostra? Spojrzałem pytająco na Kyllana.Chyba mnie nie unika?Szybko zaprzeczył:- Wszyscy myśleli, że nie żyjesz.Kaththea pojechała wczoraj na wschód, ponieważ przyszło jej coś na myśl.Chciała udać się w pewne znane tutaj miejsce i wykorzystać istniejące tam siły do poznania twego losu.Wierz mi, Kemocu, nie miała wątpliwości, że żyjesz.Powiedziała mi, że oboje natychmiast dowiedzielibyśmy się o twojej śmierci!Oparłem głowę na rękach.Nagle zrozumiałem, że za wszelką cenę muszę do niej dotrzeć i posłałem myślowy zew, sądząc, że to nikomu nie zaszkodzi w bezpiecznej Zielonej Dolinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nvs.xlx.pl