[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko ty i ja jesteśmy tutaj.– Jak mogę być przejściem? Czy zawsze było mi to przeznaczone?– Zawsze, kochanie, i czas niemal nadszedł.Jeszcze jedna noc z twoim aniołem z krwi i kości, a potem będziesz moja na wieki.Schody prowadzą do nieba.Zaczynają tworzyć doskonały wzór.– Nie mogę ich zobaczyć.Widzę tylko padający śnieg.– Ale one tam są.To najgłębsza część zimy, wszystko, co znów się narodzi, śpi bezpiecznie w śniegu.Marmur był jak lód.Dotknęła palcami rowków liter „Deirdre Mayfair”.Nie mogła dosięgnąć do wygrawerowanej dziurki od klucza.– Chodź, kochanie, chodź do domu i ciepła.Już niemal czas.Oni nadchodzą – moje dzieci, całe potomstwo, wielki klan Mayfairów, wzbogacający się w cieniu moich skrzydeł.Wróć teraz do domowego ogniska, ukochana, ale jutro, tak, jutro, ty i ja powinniśmy zostać sami w domu.Musisz odesłać swego anioła.– I pokażesz mi, jak być przejściem?– Ty wiesz, kochanie.W swoich snach i w swym sercu zawsze wiedziałaś.Szła szybko po śniegu, miała przemoczone nogi, ale nie zwracała na to uwagi.Puste ulice lśniły w szarym zmierzchu.Śnieg był teraz tak jasny, że wydawał się mirażem.Oni wkrótce przyjdą.Czy w jej zimnym ciele było maleńkie dziecko?Lemle powiedział: „Są ich tysiące, miliony.Wyrzucane jak odpadki w ścieki świata – wszystkie te mózgi, narządy, organy”.Ciemność i nadchodzący Mayfairowie.Trzeba udawać, że wszystko jest w porządku.Szła tak szybko, jak tylko mogła.Coś paliło ją w gardle.Zimne powietrze przyjemnie chłodziło wewnętrzną gorączkę.Dom stał ciemny.Czekał na nią.Wróciła na czas.W ręku trzymała klucz.– Co będzie, jeśli nie zdołam nakłonić go jutro, by wyszedł? – cicho zapytała.Stała przed bramą, patrząc w górę na puste okna.Jak pierwszej nocy, kiedy Carlotta wyszeptała: wybierz.– Musisz przekonać Michaela.Do jutrzejszego wieczoru.Inaczej go zabiję.– Nie.Nigdy, nigdy nie wolno ci tego zrobić.Nie wolno ci nawet tego mówić.Słyszysz mnie? Nic złego nie może mu się przydarzyć, słyszysz?Stała na werandzie, mówiąc na głos do nikogo.Wokół padał śnieg.Piękny jak w raju.Obsypywał zamarznięte liście bananowca, gromadził się wśród wysokich, cienkich łodyg bambusa.Czym byłby raj bez śniegu?– Rozumiesz, prawda? Nie możesz zrobić mu krzywdy.Absolutnie nie możesz.Obiecaj mi.Zawrzyj ze mną umowę.Żadne nieszczęście nie spotka Michaela.– Jak sobie życzysz, skarbie.Naprawdę kocham go.Ale on nie może przeszkodzić nam podczas tej nocy nad nocami.Gwiazdy układają się w doskonałą konfigurację.Są tak stare jak i ja, są mymi odwiecznymi świadkami.Chciałbym, aby świeciły nade mną w tym wyjątkowym momencie.Jeśli ocalisz swego śmiertelnego kochanka od mego gniewu, zobaczysz, że on przyszedł dzięki mnie.11Była druga w nocy, kiedy wyszli ostatni goście.Nigdy nie widział tak wielu szczęśliwych ludzi, zupełnie nie pamiętających o tym, co się naprawdę dzieje.Ale tak naprawdę, to co się dzieje? Oto wielki, ciepły dom, pełen śmiechu i śpiewu, z płonącymi kominkami, a za oknem pada śnieg pokrywający drzewa, krzewy i ścieżki lśniącą bielą.Dlaczego wszyscy nie mieliby się świetnie bawić?Jak oni się śmiali, ślizgając się na pokrytych lodem płytach chodnika.Śniegu było dość nawet do dziecięcej zabawy w śnieżki.Maluchy w kolorowych czapkach i rękawiczkach jeździły po cienkiej skorupce lodu pokrywającej trawnik.Nawet ciotka Viv kochała śnieg.Wypiła zbyt wiele sherry – w takich momentach przypominała mu matkę – ale Lily i Bea, które stały się jej najdroższymi przyjaciółkami, zdawały nie zwracać na to uwagi.Przez cały wieczór Rowan była wspaniała.Śpiewała ze wszystkimi kolędy przy dźwiękach fortepianu, pozowała do zdjęć na tle choinki.Oto spełniało się kolejne marzenie Michaela, dom pełen promiennych twarzy i radosnych głosów ludzi umiejących cieszyć się tą chwilą.Brzęk kieliszków wzniesionych we wspólnym toaście, serdeczne pocałunki i melancholijne tony starych pieśni.– Jak to ładnie z twojej strony, że urządziłaś takie przyjęcie.–.wszyscy zebrani razem jak za dawnych, dobrych dni.– Tak właśnie powinno się obchodzić Boże Narodzenie.Podziwiali cenne choinkowe ozdoby Michaela.Obchodzili się z nimi bardzo delikatnie, uważali, gdy kładli małe prezenty pod drzewkiem, choć nikt nie zwracał im na to uwagi.Kiedy nie mógł już wytrzymać narastającego w nim niepokoju, poszedł na górę i wdrapał się na poddasze.Stał obok okna i patrzył w dół na światła miasta.Śnieg leżał cienką warstwą na dachu, parapetach, kominach i wszędzie, tak daleko jak mógł sięgnąć wzrokiem, było pięknie.Miał wszystko, czego kiedykolwiek pragnął, a nigdy jeszcze nie był bardziej nieszczęśliwy.Czuł jakby ta zjawa trzymała go oburącz za gardło.Bał się.Miał ochotę walić pięścią w ścianę.Wszystko to napełniało go goryczą smutku.Kiedy w ciszy szedł na górę, by być z dala od gości, wydawało mu się, że w zakamarkach domu czuje obecność tej istoty, że gdy dotyka framug i klamek, chwyta mignięcia jej spojrzenia.– Jesteś tu, Lasher.Wiem, że jesteś.Coś cofnęło się głębiej w ciemność.Bawiło się nim, prześlizgiwało daleko pod ścianami i w końcu się rozproszyło.W korytarzu na górze, w paśmie przyćmionego światła znów był sam.Ktoś, kto by go śledził, mógłby pomyśleć, że jest szaleńcem.Roześmiał się.Czy wyglądał jak pijany Daniel Mclntyre? Stare dzieje.A co z innymi nieudolnymi mężami, którzy poznali tajemnicę? Odeszli do kochanek, potem pewnie umarli – przestali się liczyć w tej historii.A co jemu, do diabła, miało się przydarzyć?To nie był koniec.To był dopiero początek.Rowan musi grać na zwłokę, a on musi wierzyć, że za jej wykrętami kryje się miłość, która kiedyś znowu się ujawni.W końcu goście poszli.Ostatnie zaproszenia na bożonarodzeniowy obiad zostały delikatnie odrzucone, padły obietnice rychłych spotkań.Ciotka Viv spędzi Wigilię z Beą, więc niech się o nią nie martwią.Mogą mieć te święta dla siebie.Wymieniono polaroidowe zdjęcia, pościągano z kanap śpiące dzieci, ostatni raz uściśnięto sobie ręce i wreszcie wszyscy wyszli na zewnątrz, w czysty, jasny chłód.Zmęczony napięciem i chory ze zmartwienia niespiesznie zamykał drzwi.Nie trzeba już uśmiechać się, udawać czegokolwiek.Boże, jak ona to zniosła?Bał się wejść na górę.Obszedł dom, sprawdził, czy okna są zamknięte, czy system alarmowy włączony – czy świecą się na tablicy wszystkie zielone lampki.Zakręcił wodę, by chronić rury przed zamarznięciem.Na koniec stanął w salonie przed pięknie oświetlonym drzewkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]