[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A cierpiał w nieopisany sposób.Im bardziej cierpiał, tym bardziej Luelle, niemal bezwiednie, nienawidziła go za to, iż przyczynia jej tyle kłopotów, a rany jego są obrzydliwsze od innych.więc poczuła nagle jego wejrzenie i po raz pierwszy uświadomiła sobie, że ma do czynienia z żywym człowiekiem, a nie kłębkiem bólu, złożonym z ran, wrzodów i krzyku; ba, że cały czas temu człowiekowi pomagała w zmniejszeniu jego cierpienia.Choć czyniła to z niechęcią, to jednak jej nużące czynności przyniosły mu ulgę i właśnie dziś ona, Luelle, skierowała tego człowieka z drogi ku śmierci na drogę do życia.W jego oczach, wlepionych w nią usilnie, ujrzała serdeczność i wdzięczność.Ba, uczucie prawdziwej sympatii i przyjaźni.- Chyba wkrótce będę całkiem zdrów.Dziękuję ci i przepraszam, że zabrałem ci tak wiele czasu i byłem taki nieznośny.Ale cierpiałem.Luelle spłoszyła się.Po raz pierwszy wyszła ze swej skorupy, którą świadomie się otoczyła, żeby nie czuć, nie widzieć, nie słyszeć i w ten sposób przewalczyć w sobie ten wstręt, który czuła do chorych.Teraz nagle, za sprawą tego człowieka, wyszła z tej swojej skorupy i zdziwiła się: więc te, tak jej nienawistne, automatyczne czynności przywracały temu człowiekowi życie? Z ludzkiego wraka - jakim go tu przynieśli przyjaciele - stawał się ponownie młodym mężczyzną? Kto wie, może czeka go jeszcze miłość, będzie mieć żonę i dzieci, dozna jeszcze radości istnienia? I to wszystko za jej, Luelle, sprawą.?Od tego dnia zaczęła interesować się chorymi, którym pomagała.Ku swemu zdumieniu spostrzegła, że zajmując się nimi z własnej już woli, dostrzegając w nich konkretnych, tych a nie innych ludzi - i nie myśląc o sobie, ale o nich - nie ma czasu na swój wstręt czy obrzydzenie, nie czuje już mdłego zapachu krwi i potu.Przestało jej też być obojętne, kogo z chorych udaje się przywrócić życiu, a kto musi się udać w Krainę Wieczności.Teraz ich wdzięczność osaczała ją co dnia.Dostrzegała tę wdzięczność w ich oczach, gestach, słowach - i czyniła ona jej ruchy delikatniejszymi, czulszymi, zaś ich nieśmiały uśmiech wywoływał bezwiedny odzew na jej zaciśniętych do tej pory kurczowo ustach.Pewnej nocy towarzyszyła staruszce, która przenosiła się powoli do Krainy Wieczności.W jej oczach czaił się lęk i Luelle pojęła, że za wszelką cenę musi go usunąć i przeobrazić w spokojne pogodzenie się z Losem, jeśli nie w radość.I zrozumiała, że jest to znacznie trudniejsze niż wszystkie jej magiczne sztuczki, jak na przykład przeobrażanie szyszek w liski.Poczuła, że stoi w obliczu jakiejś wielkiej zagadki, którą musi rozsupłać i cała jej magiczna wiedza, którą tak się chlubiła, jest tu na nic nieprzydatna.Głaszcząc małą, siwą i trochę rozkudloną głowę staruszki uzyskała wreszcie to, że ta zaczęła mówić.Wspominała młodość, gdy na łąkach za swoją wsią pasała gęsi z innymi dziećmi, gdy palili razem ogniska, śpiewali Pieśń Jedyną lub porzucając niefrasobliwie obowiązki tańczyli przebrani w wieńce z kwiatów.Powoli, powoli, w miarę wypowiadanych słów,widząc uwagę słuchaczki, więcej, zaciekawienie - z oczu staruszki znikał lęk.I Luelle słuchała jej opowieści, a gdy jedna kończyła się, zręcznym pytaniem podsycała rozpoczęcie następnej.Staruszka była teraz w swych wspomieniach młodą śliczną dziewczyną; młode było jej ciało, młoda dusza i młody wielbiciel u jej boku, a potem - szczęśliwe wesele, które uwieńczyło jej miłość.- Gdzie on jest teraz? - spytała Luelle.- W Krainie Wieczności, już od dawna, tak długo.a ja tu sama.Nim w oczach staruszki zdążyły zalśnić łzy, Luelle, przytulając swój świeży policzek do pomarszczonej jak zimowe jabłuszko twarzy, już szeptała jej do ucha:-.więc wkrótce będziecie znowu razem, oboje młodzi i śliczni, zdrowi i szczęśliwi, bo tam w Krainie Wieczności nie ma ludzi starych, samotnych i nieszczęśliwych, nie ma chorych i cierpiących.Szczęśliwi są ci, którzy tam docierają po długiej i ciężkiej drodze życia.Oczy staruszki w chwili śmierci były jasne i szeroko otwarte, pełne ciekawości i zachwycenia.- Widzę go - powiedziała w pewnej chwili jasnym głosem.- Czeka na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]