[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem tamci w ogóle nie zareagowali!Padł głośny rozkaz i odstąpili od klapy bez jednego wystrzału.Co jest?Zaskoczony Nick uniósł broń, starannie wymierzył i wypalił ponownie, dwukrotniepociągając za spust.Jeden z tamtych padł, drugi osunął się na kolana, wrzeszcząc z bólu.I nagle Bryson wszystko zrozumiał: po prostu zabroniono im strzelać!Nie chcieli i nie mogli ryzykować: Armada" przewoziła zbyt cenny ładunek.Kontenerybyły wypełnione amunicją i materiałami wybuchowymi.Naturalnie nie wszystkie, mimo to istniało ogromne niebezpieczeństwo pożaru i eksplozji.Wystarczyło, żeby jeden zbłąkany pocisk przebił cienką blachę, trafił w skrzynkę zplastikiem C-4 i doszłoby do potężnego wybuchu, który mógł zatopić cały okręt.Dopóki stali między kontenerami, nic im nie groziło, lecz gdyby tylko wychynęli naotwartą przestrzeń, któryś ze snajperów natychmiast by ich zdjął.Sęk w tym, że nie byłostamtąd ucieczki, o czym tamci dobrze wiedzieli.Mogli stać przy klapie wnieskończoność, czekając, aż Bryson popełni jakiś błąd.Opuścił broń.Libanka, która przycupnęła sześć metrów dalej, nie spuszczała go z oczu.Nick pokazał palcem w lewo, potem w prawo.Którędy?Odpowiedziała natychmiast, też na migi: z powrotem do włazu i do zęzy, innej drogiucieczki nie było.Cholera jasna! Musieli wyjść na otwartą przestrzeń.Dał jej znak, żepójdzie pierwszy, i zarzuciwszy na ramię kałasznikowa, odbezpieczył ich najpotężniejsząbroń taktyczną: południowoafrykański pistolet maszynowy Uzi.Skierował lufę do góry,szorując plecami po metalowej ścianie kontenera, stanął w przejściu, wycelował wtamtych i powolutku ruszył w stronę włazu.Blondynka za nim.Momentalnie oślepiło ich kilka krzyżujących się ze sobą smug światła.Bryson zmrużyłoczy i zauważył, że ochroniarze zmieniają pozycję, że próbują wybrać miejsce, z któregomogliby bezpiecznie ich zdjąć.W tych warunkach każdy strzał wymagał wielkiej precyzji,a on nie zamierzał im niczego ułatwiać.Opuścił uzi, ponownie przesunął na pierś kałasznikowa, lecz w chwili, gdy trzasnąłskrzydełkiem bezpiecznika, usłyszał za plecami metaliczny hurgot.Odwrócił głowę izobaczył, że z włazu wychodzą uzbrojeni ludzie.Odcięli im jedyną drogę ucieczki! Cogorsze, dzieliła ich teraz znacznie mniejsza odległość, mogli lepiej celować i Brysonwiedział, że jeszcze kilka kroków i bez wahania otworzą ogień.Byli otoczeni!Huknęła długa seria wystrzałów.Blondynka.Wystrzelała pół magazynka i skoczyłamiędzy kontenery.Buchnął krzyk.Ktoś głośno jęczał, ktoś inny klął, kilku napastników,martwych lub rannych, znieruchomiało na podłodze.Korzystając z zamieszania, Brysonwyjął z kieszeni granat odłamkowy, wyciągnął zawleczkę i rzucił go do góry, prosto wtych przy luku.Rozpierzchli się na wszystkie strony, przerazliwie wrzeszcząc, lecz naodwrót było już za pózno.Granat eksplodował i na stalowy pokład lunął deszczśmiercionośnych odłamków; kilka z nich zaklekotało nawet na kevlarowej osłonie jegohełmu.Ci, którzy atakowali od strony włazu, doszli już do siebie i ponownie ruszyli tyralierą wich stronę.Libanka nie próżnowała: wypuściła kolejną serię, a gdy tylko zalegli, onpoczęstował ich granatem, który wybuchł znacznie szybciej niż poprzedni i z równieniszczącym skutkiem.Nie czekając, aż się pozbieraj ą, Bryson otworzył ogień z uzi.Dwóch trafił, dwóch innych, tych w kuloodpornych kamizelkach, wciąż parło naprzód,dlatego ponownie zwolnił spust.Pociski kalibru 9 milimetrów maj ą potworną siłęuderzenia: trafiony w pierś mężczyzna upadł, tracąc przytomność, drugi oberwał wodsłoniętą część szyi i zginął na miejscu.- Szybko! - krzyknęła blondynka.- Tędy!Wycofywała się ciemnym przejściem między dwoma kontenerami.Dokąd? Tego niewiedział, lecz musiał jej zaufać, musiał wierzyć, że wie, co robi i dokąd idzie.Wypuściwszy drugą serię z uzi, wypadł na otwartą przestrzeń i nie przestając sięostrzeliwać, pobiegł za nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]